Mimo wyraźnego sprzeciwu Nocnej Furii Czkawka podszedł do stołu.

- Rzecz w tym - odpowiedział na niemy wyrzut przyjaciela, siadając na krześle i ponownie biorąc do ręki węgiel - że nawet ty nigdy jej nie zastąpisz. Ani ty, ani Valka. Ani nikt inny.

***

Obudził się we własnym łóżku. Nie bardzo mógł sobie przypomnieć, jak właściwie się tam znalazł - bynajmniej bowiem przypominał sobie, by pokonywał konieczną drogę w ciągu nocy. „Poranka" - poprawił sam siebie. Świt akurat pamiętał dość dobrze. Pamiętał również przeglądanie sporządzonych przez siebie list i wykresów oraz senność, jaka go w trakcie tegoż ogarniała. W końcu doszedł do wniosku, że na wpół przytomny z niewyspania, wspomagany przez wiernego czworonożnego druha przemierzył jednak dystans dzielący biurko od łóżka. Spał oczywiście w tym, co akurat miał na sobie. Dobrze, że tym razem nie był to jego skórzany pancerz. Spanie w pancerzu zwykle przypominało o sobie przez dobrych kilka dni.

Czkawka wzdrygnął się na samo wspomnienie.

Przewrócił się na drugi bok, podciągając wyżej koc. Robiło się coraz zimniej, niezależnie od tego, że zaledwie dwa tygodnie wcześniej Berk oficjalnie przywitała jesień. Niestety na Berk nawet środek lata nie zaliczał się do najcieplejszych. Ze wstrętem pomyślał, że powinien natychmiast wstać. Zastanowił się. Jak długo mógł spać? Trzy, cztery godziny?

I tak za długo" - pomyślał podnosząc się niechętnie. „Zawsze będzie za długo." Podszedł do misy z wodą i szybkimi ruchami opłukał ręce i twarz. Lodowata ciecz orzeźwiała znacznie bardziej niż było to konieczne. Cóż, taki klimat. Najszybciej jak umiał założył swą skórzaną zbroję i dokładnie obwiązał rzemykiem prawy but. O lewy nie musiał się martwić - metalowa noga była w jak najlepszym stanie. Zanim zszedł, odwrócił się w stronę naszkicowanego przez siebie portretu, którego widok kilka godzin wcześniej wywołał tak silną reakcję.

- Wybacz, Astrid. - rzucił niemal niedbale, tonem całkowicie pozbawionym skruchy. - Nie mogę wylegiwać się w łóżku dłużej. Poza tym, ty i tak się do mnie nie odzywasz, prawda?

Na dole powitał go zapach pieczonego mięsa. Trudno, by wśród wikingów, którzy najchętniej przez całe życie żywili się mięsem wyłącznie, czekała na niego inna potrawa. Czkawce przemknęło przez myśl, że dobrze zrobiłaby im wszystkim mała odmiana, ale zaraz zganił się za takie podejście. Sam fakt, że czekało na niego gotowe śniadanie zasługiwał na wdzięczność. Młody wódz gorąco przyrzekł sobie nigdy nie odczuwać nic innego.

- Cześć, mamo. - zagaił, siląc się na uśmiech. - Wspaniale pachnie.

Mówił szczerze. Jakkolwiek niewiarygodnie brzmiałoby to jeszcze kilka miesięcy temu, zdolności kulinarne Valki naprawdę imponowały. Ta sama kobieta, która tak niedawno potrafiła przypalić przysłowiową wodę, teraz smażyła, gotowała i opiekała bez najmniejszego, zdawałoby się, wysiłku. Smocza Dama, jak zwykło się ją w życzliwych żartach określać, od pewnego czasu biła na głowę kuchmistrzowską konkurencję na całej wyspie. I nawet jeżeli jej rywalami byli wikingowie, sukces ten i tak należał do ogromnych.

Valka podniosła wzrok znad własnego talerza i skinęła głową w podziękowaniu. Nie odezwała się jednak słowem.

- Tak, spałem. - odpowiedział na niezadane pytanie Czkawka. - Naprawdę. I nie, nie zasnąłem przy stole.

- Naturalnie. - odparła odrobinę kpiąco Valka.

Chłopak uśmiechnął się nieco bardziej szczerze i przewrócił oczami. Podszedł do paleniska.

- Muszę zajrzeć do warsztatu - podjął po chwili, nakładając sobie solidną porcję potrawki z jaka. Wyglądała niezwykle zachęcająco. - Pyskacz wydaje się mieć jakieś problemy z klientami. Oni się skarżą, on się awanturuje... Jak to wiking.

- Skarżą się na Pyskacza? - zdziwiła się Smocza Dama. - Odkąd pamiętam, lepszego kowala nie było na całym archipelagu. Coś się zmieniło?

- Rzecz w tym, że nie bardzo. Przeglądałem nowy sprzęt i nie wydaje mi się, żeby w czymkolwiek ustępował staremu. Spróbuję dowiedzieć się o co chodzi. Niestety Pyskacz wyzywający niezadowolonych interesantów od najgorszych wcale nie ułatwia sprawy.

Przez chwilę stał w milczeniu.

- Wikingowie robią się wybredni. - przerwała wreszcie ciszę Valka.

- Bogowie, miejcie nas w opiece.

Usiadł i zabrał się do jedzenia. „Dzięki ci, Thorze za taką matkę." - pomyślał, gdy tylko poczuł smak potrawki w ustach. Co z tego, że pierwsze próby groziły poważnym rozstrojem żołądka. Na taką kuchmistrzynię warto było czekać.

- Co dalej?

- Dalej Sven i jego owce, jak zawsze nie tam gdzie trzeba. - naprawdę starał nie mówić z pełnymi ustami. Ale za bardzo się spieszył, żeby rzeczywiście się tym przejmować. - Jakieś dzieciaki zniszczyły zagrodę i teraz muszę znaleźć kogoś, kto pomoże ją odbudować i przy okazji wyłapie zwierzęta, które w tej chwili biegają swobodnie po całej wyspie. Poza tym Gothi potrzebuje ziół na swoje leki, więc trzeba, po pierwsze, zrobić listę, po drugie, zorientować się, które z tych roślin można znaleźć na Berk, a po które trzeba będzie lecieć gdzieś dalej. Po trzecie wreszcie, zebrać je. W dość dużych ilościach, jak wywnioskowałem z naszej rozmowy.

Zamilkł, zastanawiając się.

- Lato się skończyło, z każdym dniem jest coraz zimniej. Trzeba przejrzeć spichlerze, zarówno nasze jak i te dla smoków... I to jak najszybciej. Jeden z paśników jest uszkodzony, musimy go naprawić, najlepiej natychmiast. Śledzik wspominał, że jest jakiś problem ze studniami, bliźniaki mówiły coś o awarii w stajni, a Sączysmark przez kwadrans opowiadał o tym jak Wiadro kłócił się z... sam już nie wiem z kim. No i trzeba wreszcie rozebrać starą chatę Pleśniaka, bo tylko stoi i straszy.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo go przypominasz. - Valka uśmiechnęła się smutno, wpatrując się w syna. - Wszystko trzeba zrobić, wszystkiego dopilnować, wszystkiemu zaradzić. Samemu.

- Nie jestem sam. - Czkawka wzruszył ramionami. - A pomoc mam nie byle jaką. Ilu wodzów może liczyć na wsparcie Nocnej Furii?

- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. - Smocza Dama nie zamierzała ulegać. - Tak się nie da. Twój ojciec próbował, widziałam to. Nie popełniaj jego błędów.

- Mój ojciec był najlepszym wodzem, jaki kiedykolwiek przewodził Berk. - chłopak zauważalnie uniósł głos. Valka uderzyła w czuły punkt. - Chciałbym, żeby jego błędy były jedynymi, jakie zdarzy mi się popełnić. Niestety, obawiam się, że mam także długą listę własnych potencjalnych pomyłek.

- Po co popełniać jedne i drugie? - Valka wstała, sprzątając naczynia. Patrzyła na Czkawkę, zbierającego się do wyjścia. - Nie bądź uparty. Pamiętaj, że nawet Stoik Ważki, najlepszy z wodzów, również nauczył się w końcu korzystać z pomocy. Także twojej.

Czkawka, który zdążył już skierować się ku drzwiom, przystanął w pół kroku. Wzrok wbił w ziemię, zastanawiając się, co odpowiedzieć. W końcu odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej prosto w oczy. Valka z trudem opanowała się, by nie cofnąć się pod tym spojrzeniem - tyle w nim było gniewu i nienawiści. Nie wobec niej. Ale przeraziła się i tak.

- Masz rację, mamo. - powiedział powoli, z uwagą wymawiając każde słowo. - Mój ojciec miał syna, mogącego przejąć część jego zadań. Jak jednak widzisz, ja go nie mam. I szybko się to nie zmieni.



Stracone znajdźजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें