Rozdział 37

223 36 10
                                    

Minęło już około godziny odkąd Brad mnie znalazł. Siedziałam teraz przypuszczalnie na jakimś kocu. Przypuszczalnie, gdyż miałam zawiązane oczy. Loczek przez całą drogę prowadził mnie za rękę, tłumacząc, że to niespodzianka. W Jego głosie wyczułam niezwykłe podekscytowanie, co sprawiło, że ja sama byłam bardzo podniecona tym, co może mnie czekać. Jednak muszę przyznać, że najchętniej zdarłabym tę opaskę z oczu właśnie w tym momencie. Powstrzymywała mnie świadomość tego, że nie chciałam niczego popsuć. W końcu usłyszałam kroki. Po chwili poczułam słodki zapach - zapach Bradleya. Jego ciepła dłoń dotknęła mojej, po czym położył na moich kolanach bukiet kwiatów. Następnie odwiązał mi oczy i zobaczyłam Jego cudowny uśmiech.

- Mam nadzieję, że kwiaty Ci się podobają.

Dopiero po kilku sekundach oderwałam wzrok od Jego twarzy i ujrzałam ogromny kolorowy bukiet tulipanów.

- Wow zaskoczyłeś mnie, szczerze spodziewałam się róży. Jest piękny. Dziękuję Ci bardzo.

- Dlaczego spodziewałaś się róży? Czy to znaczy, że Cię trochę zawiodłem?

- Nie, wręcz przeciwnie. Po prostu róże są takie banalne i oklepane. Fakt są śliczne, ale jest też wiele innych cudownych kwiatów.

- Oh no proszę Cię, czy ja wyglądam na kogoś banalnego i oklepanego?

Zaśmiałam się.

- Nie, Ty w żadnym wypadku. Nawet bym mi to do głowy nie przyszło.

- Mam taką nadzieję. Tak więc skoro mamy już kwiaty możemy ruszać dalej.

- To nie będzie pikniku - zerknęłam pytająco na koc, na którym siedzieliśmy.

- Nie, teraz zabieram Cię na spacer, nawet nie masz pojęcia gdzie się teraz znajdujemy.

- Szczerze to nie.

- I bardzo mnie to cieszy.

Bradley sięgnął do kieszeni po opaskę na oczy. Po chwili zbliżył się do mnie i chciał mi ją zawiązać, ale zaprotestowałam.

- Hej, nie no błagam. Powiedz, że żartujesz - popatrzyłam na Niego rozczarowana.

- Nie, to nie żart. Chyba, że mnie jakoś przekonasz, abym tego nie robił.

- A co Ty byś chciał ode mnie?

Loczek przeszył całą mnie spojrzeniem, tak, że dostałam gęsiej skórki. Zrobił krok w moją stronę nie spuszczając ze mnie wzroku, a ja głośno przełknęłam ślinę. Chwycił mnie w pasie, jednak zachowując pewien dystans. Trwaliśmy tak przez kilka sekund, a dla mnie każda sekunda była jak godzina.

- Buziak w policzek wystarczy - uśmiechnął się figlarnie.

"Cholera, pieprzony manipulator" pomyślałam, choć nie ukrywam, że ulżyło mi. Delikatnie się uśmiechnęłam i musnęłam policzek Bradleya, następnie szybko odsunęłam się od Niego.

- Dziękuję i zdradzę Ci teraz, że nie zawiązałbym Ci oczu i tak. Po prostu chciałem, żebyś to zrobiła - zaśmiał się.

- Głupek -spojrzałam na Niego i pokiwałam głową niedowierzając. Po chwili sama się roześmiałam.

Zbliżył się do mnie i złapał za rękę.

- Chodźmy, szkoda czasu, dzień krótki, a my mamy wiele planów - mrugnął do mnie.

Nie chciałam dopytywać, po prostu uśmiechając się szłam za rękę z moim ideałem, ciekawa co się wydarzy. Przez całą drogę rozmawialiśmy o naszych najdziwniejszych sytuacjach oraz nawykach, Bradleya bardzo rozśmieszały moje opowieści i muszę przyznać, że Jego historie były równie zabawne i interesujące. Czułam się najswobodniej na świecie. Wszystkie obawy, cały mój lęk, że zrobię lub powiem coś nie tak gdzieś uleciał. Otworzyłam się i przestałam się stresować.

5 sekundWhere stories live. Discover now