Rozdział dwudziesty ósmy

Zacznij od początku
                                    

-Mam dla ciebie niespodziankę - pisnęła podekscytowana.

"Ja dla ciebie też mam niespodziankę" pomyślałam ironicznie.

-Więc słucham -  po przejrzeniu zawartości lodówki stwierdziłam, że najprościej będzie zamówić pizzę.

-Więc pamiętasz, jak powiedziałam ci, że przygotowuję tu coś wielkiego? - nawiązała do jednego z wieczorów, kiedy spytałam, czym właściwie chce się zajmować, a ona zdradziła mi tylko, że pracuje nad czymś, ale nie może mi powiedzieć, bo nie chce zapeszać.

-Taaak?

-No więc za tydzień odbędzie się otwarcie mojego własnego pensjonatu - wykrzyknęła, a ja musiałam usiąść.

-O mój Boże! Żartujesz - odkąd pamiętam to było jej wielkie marzenie, ale nigdy nie wierzyła, że będzie mogła je spełnić.

-Ani trochę.

-Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę. I jak dumna z ciebie jestem, o Boże, dziewczyno - uśmiechnęłam się szeroko do samej siebie.

To naprawdę wspaniała wiadomość.

                                                                                                                                             ***

-Wychodzę - Niall podszedł do mnie i delikatnie pocałował mnie w policzek - mogę wrócić trochę później.

Niall pracował obecnie w przychodni weterynaryjnej i wydawał się lubić pracę tam, choć ja doskonale wiedziałam, że skrycie marzy o własnej lecznicy dla zwierząt.

Siedziałam w kuchni, przeglądając książkę kucharską, bo pomyślałam, że moglibyśmy dzisiaj zjeść coś innego niż pizza, chińszczyzna, kurczak lub spaghetti.

Nie byłam wybitną kucharką, ale przecież ugotowanie czegoś mając dokładny przepis nie może być takie trudne, prawda?

Brakowało mi kilku rzeczy potrzebnych do wykonania wybranego przeze mnie dania, więc zadzwoniłam do Maury z pytaniem, czy może przyjść, żeby zostać z dziewczynkami.

Zgodziła się z wielkim entuzjazmem, a ja nie musiałam nawet kłamać.

Naprawdę miałam zamiar pojechać na zakupy, a to, że po drodze zabiorę Justina ze szpitala, to już inna sprawa.

Więc czterdzieści minut później wysiadłam z samochodu na parkingu pod szpitalem.

Otluliłam się szczelniej płaszczem, bo styczniowa pogoda wyjątkowo dawała o sobie znać. I tak byłam już lekko przeziębiona po tym, jak ostatnio wyszłam z domu tylko w tej bluzie.

-Już jestem - oznajmiłam wchodząc do właściwej sali.

-Hej - chłopak uśmiechnął się do mnie i podniósł torbę z rzeczami, które wczoraj mu przyniosłam, zarzucając ją na ramię.
Ubrany w szare dresy, bluzę i Supry, w nieułożonych włosach z grzywką opadająco na czoło, jednocześnie wyglądał jak Bóg i gigantyczny miś, którego chcesz bezustannie tulić.

-Odebrałeś już wypis? - spytałam, kiedy podszedł do mnie bliżej, patrząc na mnie z góry.

Nie należałam do najniższych, ale on wciąż był wyższy ode mnie.

-Mhm - nawet nie próbował jakoś zamaskować faktu, że gapi się wymownie na moje usta.

-Nie teraz - szepnęłam, a jego oczy zabłyszczały.

Złapałam go za rękę i wyciągnęłam z pomieszczenia, żeby nie mógł zobaczyć moich zarumienionych policzków.

Splótł nasze palce, a ja momentalnie rozejrzałam się dookoła, żeby sprawdzić, czy czasem nie patrzy nikt, kto nie powinien tego widzieć.

forever together // horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz