Pov.Harry
Obudziłem się w chłodnym półmroku lochów Slytherinu. Pierwsze, co poczułem, to spojrzenia. Niektóre pełne ciekawości, inne pełne lęku albo pogardy. Byłem dla nich zagadką – Black, Peverell, ktoś, kto nie powinien tu być, a jednak siedział wśród nich, jakby od zawsze zajmował miejsce przy ich stole.
Pod poduszką znalazłem kawałek pergaminu, złożony na cztery. Charakterystyczne, nieco pospieszne pismo od razu zdradzało autora. Fred.
„Jak mi każą pisać esej na dwa zwoje, to od razu ci go wyślę do sprawdzenia.
A co do tej zmiany w wyglądzie – sprytnie to zrobiłeś, wygląda całkiem naturalnie. Eliksir? Urok? Nie wiem, ale pasuje ci.
P.S. Krukoni mają obsesję na punkcie piór wiecznych – może im podrzucę takie, które same piszą głupoty."
Zmarszczyłem brwi. „zmiana w wyglądzie"? Nie zrobiłem żadnej. Nie miałem nawet okazji. Przez chwilę myślałem, że Fred znów sobie żartuje, ale w głowie zakiełkowała dziwna myśl.
Jeszcze zanim poszedłem na śniadanie, wymknąłem się do łazienki. Oparłem dłonie na umywalce i spojrzałem w lustro.
Zamarłem.
Odbicie, które patrzyło na mnie z drugiej strony, było znajome i obce jednocześnie. Moje oczy – niegdyś szmaragdowe – teraz były jasnoszare, ostre jak stal. Skóra miała kolor porcelany, nieskazitelny i chłodny. A włosy... wciąż czarne, ale ułożone tak, jakby codziennie ktoś je pielęgnował – idealne, z lekkimi lokami, które opadały miękko na czoło.
Patrzyłem na siebie, nie wiedząc, czy się śmiać, czy bać.
Czy to efekt podróży w czasie? Dziedzictwa rodowego? A może coś jeszcze innego?
Później eliksiry ze Snapem były polem minowym. Weszliśmy do sali, a Snape od razu utkwił we mnie spojrzenie. Widziałem, jak w jego oczach miesza się pogarda, ciekawość i coś, czego nie potrafiłem nazwać.
Hermiona siedziała z przodu, ręka już uniesiona, zanim jeszcze Snape zdążył zadać pytanie.
— Co otrzymamy, dodając sproszkowany korzeń asfodelusa do naparu z piołunu? — spytał.
— Eliksir Śmierci. — odpowiedziałem spokojnie, nie czekając ani sekundy.
Hermiona aż podskoczyła. Jej ręka falowała w powietrzu, a ona sama spojrzała na mnie z wyrzutem.
— A jak uzyskać bezoar? — Snape zmrużył oczy, najwyraźniej licząc, że się potknę.
— Wyciąga się go z żołądka kozy. — znów odpowiedziałem natychmiast.
Pytanie za pytaniem. Odpowiedź za odpowiedzią. A Hermiona... siedziała coraz bardziej czerwona, z ręką uniesioną jak sztandar. Snape nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.
W końcu nie wytrzymała:
— To niemożliwe, żeby wiedział wszystko! On oszukuje! — krzyknęła, drżąc ze złości.
Cisza.
Snape spojrzał na nią z taką lodowatą pogardą, że cała sala zamarła.
— Czy panna Granger sugeruje, że ja... nie potrafię ocenić wiedzy ucznia? — spytał powoli.
Hermiona opuściła rękę, cała czerwona.
Nie odezwałem się ani słowem. Wystarczyło, że patrzyłem spokojnie, pewnie. To bolało ją bardziej niż każde moje słowo.
Na transmutacjach profesor McGonagall poleciła nam zamienić zapałkę w igłę.
Skupiłem się, pozwalając różdżce wykonać ruch tak, jak uczyła mnie Rowena. Zapałka zadrżała i po chwili leżała na ławce jako igła – idealna, błyszcząca, symetryczna.
McGonagall zatrzymała się przy mojej ławce, przez ułamek sekundy jej oczy błysnęły dumą. Nie powiedziała nic, ale ten błysk był wymowny.
Hermiona, obok, również zamieniła zapałkę w igłę. Dobrą, ale nieidealną. Spojrzała na moją i zacięła usta tak mocno, że aż pobielały.
Po lekcji podeszła do mnie, oczy błyszczące jak ostrza.
— To niemożliwe. Ty... ty korzystasz z jakiejś sztuczki. Może nawet z zakazanej magii! — wysyczała.
Uniósłem brew.
— Może zamiast szukać spisków, powinnaś przyjąć do wiadomości, że nie jesteś jedyną osobą, która potrafi się uczyć.
Zostawiłem ją z tym. Wiedziałem, że dla niej to gorzej niż jakakolwiek riposta.
Na kolacji Ron w końcu nie wytrzymał. Dosiadł się, twarz czerwona jak jego włosy.
— To ty! Ty zająłeś jego miejsce! Harry Potter miał tu być, a ty... ty udajesz! — syknął.
Podniosłem wzrok powoli, spokojnie.
— Ja niczego nie udaję. Nie ja wybrałem nazwisko. Nie ja decydowałem, gdzie mnie przydzielono. Jeśli masz z tym problem, porozmawiaj z Tiarą.
Ślizgoni zachichotali. Kilku Krukonów też zerknęło z rozbawieniem. Ron spłonął ze wstydu, ale nie miał już odwagi, by powiedzieć coś więcej.
Wieczorem wróciłem do lochów. Neville – a raczej Beliath – siedział samotnie w kącie, patrząc na mnie z niepewnością. W mojej głowie znów zabrzmiały słowa Bellatrix. Obietnica.
Stanąłem przed lustrem w dormitorium. Wpatrywałem się w swoje szare oczy, w porcelanową cerę i włosy, które wyglądały, jakby należały do kogoś innego.
Kim jestem?
Noctis wysunął łeb spod mojej szaty i syknął miękko:
— Wygląd to tylko maska. Ale maska, która otwiera drzwi, może być bronią równie potężną jak różdżka.
Uśmiechnąłem się blado do własnego odbicia.
Może to prawda. Może właśnie zaczynałem grać w nową grę – jako Hadrian Black Peverell.
I tym razem nie zamierzałem przegrać.
CZYTASZ
Harry Potter Echo Cieni
Fanfiction|Zawieszone| Harry Potter umiera... ale to nie koniec. W miejscu poza czasem czekają na niego zmarli - bliscy, wrogowie... i prawda, która nigdy nie miała wyjść na jaw. Śmierć daje mu wybór: jedna dusza może wrócić z nim do przeszłości. Harry wybier...
