Rozdział 28 - Decyzje przed drogą

148 14 0
                                        


Do wyjazdu zostały nam zaledwie dwa dni. Czułem, jak każda godzina ucieka zbyt szybko, jak piasek przesypujący się przez palce. Śmierć uzdrowiła moje ciało – blizny po latach zaniedbań i przemocy Dursleyów zniknęły, a ból, który towarzyszył mi od dziecka, odszedł. Czułem się silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Ale siła fizyczna nie dawała odpowiedzi na pytania, które rosły w mojej głowie.

Fred, jak zwykle, próbował mnie rozśmieszać, żartując przy śniadaniu w Dziurawym Kotle. Ja jednak myślałem tylko o tym, co czeka nas za dwa dni. Hogwart. Nowa szansa. A może... kolejne więzienie?


Tego ranka Fred znalazł pod naszym stolikiem w Dziurawym Kotle mały, skórzany rulonik pergaminu. Był związany srebrną nicią i pachniał atramentem.

– Oho – mruknął Fred, unosząc brew. – Nasza ulubiona ciotka biurokracja znowu bawi się w tajne gry. Może tym razem zaprosi nas na herbatkę w Departamencie Tajemnic?

Parsknąłem, ale wcale nie było mi do śmiechu. Rozwinęliśmy rulonik. Litery układały się same, jakby ktoś pisał je w powietrzu, a potem blakły po kilku sekundach:

„Pettigrew zabezpieczony. Tryb tajny, klauzula niejawności. Runy anty-animagiczne aktywne. Plotki krążą – nie wdawać się w rozmowy o Blacku. Przygotowuję formalne okno prawne. W razie pytań Ministerstwa – powołać się na kuratelę Gringotta. – A.B."

Fred pokręcił głową. – No pięknie. To brzmi, jakbyśmy dostali instrukcje obsługi do własnych kłopotów.

– Przynajmniej wiemy, że Pettigrew nie ucieknie – odparłem, czując ciężar, który częściowo spadł mi z ramion. – Ale jeśli plotki już się rozchodzą...

– ...to będziemy w samym środku bagna – dokończył Fred z udawanym entuzjazmem. – Wiesz, Potter, coraz bardziej mi się to podoba.

– To nie jest zabawa, Fred – mruknąłem, chowając pergamin, który w tej samej chwili spłonął w dłoni, zostawiając po sobie tylko popiół.

Fred teatralnie otrzepał ręce. – Wiem, wiem. Ale przyznaj, że jest w tym coś ekscytującego.

Patrzyłem na znikający popiół i czułem, że to nie była ekscytacja, tylko początek burzy.


Nocą karmiłem Noctisa. Wąż owijał się wokół mojego nadgarstka, sycząc cicho. Jego łuski połyskiwały srebrzyście w świetle świecy.

– Czuwaj na dworcu – szepnąłem wężomową. – Czuje, że będzie... burza.

Wąż rozjarzył lekko łuski, jakby przytakując.

Wtedy wszedł Fred.

– No, braciszku – rzucił ironicznie – szykuj się, bo Molly cię zmiecie, jak tylko zobaczy cię na peronie. Ron już pewnie wszystko jej nagadał.

Uśmiechnąłem się blado, ale w środku ściskał mnie lęk.

– Fred... a jeśli Dumbledore dowie się o wszystkim? Jeśli Ron i Hermiona powiedzą mu, co wydarzyło się w Dziurawym Kotle? Wtedy zrozumie, że wiem za dużo. I że ty też wiesz za dużo. Będzie nam patrzył na ręce.

Fred spoważniał.

– Wiesz, że masz rację. Ale i tak musisz iść do Hogwartu.

– Tak. Ale... może nie jako Harry Potter. – Spojrzałem mu w oczy. – Może trzeba zmienić imię.

Zapadła cisza.

– Czyli Gringott – powiedział w końcu Fred. – Musimy iść do goblinów.

Uśmiechnąłem się gorzko.

– Tak. To jedyny sposób.

Harry Potter Echo CieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz