Rozdział 27 - Pieczęć krwi

153 15 1
                                        

Pov.Harry


Noc była niespokojna. Śniło mi się, że chodzę po korytarzach Gringotta, a ściany szeptały w językach, których nie znałem. Każdy krok odbijał się jak dźwięk łańcuchów, a za mną – gdzieś w ciemności – poruszała się sylwetka z oczami lśniącymi jak srebro. Obudziłem się spocony, z uczuciem ciężaru w piersi, jakbym coś miał w środku, co chciało się wydostać.

Na stoliku leżała księga rodowa, którą goblin dał mi przy badaniu krwi. Wczoraj była prawie pusta. Teraz... jej pierwsze strony były zapisane.

Nazwiska. Dziesiątki nazwisk. Cadeyrn, Cadeyrn, Cadeyrn. Runy obok nich, symbole, które ledwo rozumiałem, a które i tak brzmiały znajomo, jak echo czegoś, co już kiedyś widziałem. Jedno zdanie wybijało się na końcu strony, zapisane większymi literami:

„Pieczęć Krwi czeka na tego, kto zjednoczy to, co zostało rozdzielone."

Nie wiedziałem, co to znaczy, ale czułem, że to nie jest tylko historia. To była instrukcja.


Przed południem dotarła sowa z Ministerstwa. Pieczęć była ciężka, wosk czerwony jak krew. Lakoniczne słowa: „Gabinet przesłuchań numer 3. – Amelia Bones."

– „Oho, ciocia Amelia wzywa na dywanik" – mruknął Fred, kiedy przeczytał. – „Ciekawe, czy podaje herbatę, czy od razu wyciąga siekierę."

Mnie wcale nie było do śmiechu. Droga do Ministerstwa zdawała się nie mieć końca, a winda skrzypiała tak złowrogo, że czułem, jakby zaraz miała się zerwać.

Gabinet przesłuchań był duszny, bez okien, oświetlony tylko zielonkawym światłem z kominka. Amelia Bones siedziała przy stole, prosta jak struna. Na tle chłodnych ścian wyglądała jak strażniczka sądu – i wcale nie jak ktoś, komu można zaufać od pierwszej chwili.

– Panie Potter. Panie Weasley – skinęła głową, a jej głos był chłodny, ale uprzejmy. – Usiądźcie.

Fred usiadł nonszalancko, zarzucając nogę na nogę. – „No, jesteśmy. Panienka chyba nie czekała długo?"

Amelia spojrzała na niego tak, że nawet on musiał się odchrząknąć i poprawić na krześle. – „Proszę się powstrzymać od żartów, panie Weasley. To nie jest spotkanie towarzyskie."

Fred tylko uśmiechnął się krzywo, ale milczał.

– Przejdźmy od razu do rzeczy – Amelia spojrzała prosto na mnie. – Ostatnim razem wspomnieliście o dowodzie w sprawie Blacka. Proszę go okazać.

Poczułem, jak serce bije mi mocniej. Spojrzałem na Freda, a on skinął głową. Wyciągnął spod peleryny metalową klatkę, która wyglądała jak skrzyżowanie sejfu z pułapką. W środku siedział Parszywek – trzęsący się, kulący w rogu, jakby przeczuwał, że jego czas się kończy.

– Szczur? – Amelia uniosła brwi. Jej głos ociekał sceptycyzmem. – Chcecie mi powiedzieć, że klucz do sprawy Syriusza Blacka to... gryzoń?

– Nie byle jaki gryzoń – odparł Fred, pochylając się do przodu. – To animag. Peter Pettigrew.

Na moment w gabinecie zapadła cisza. Amelia zmrużyła oczy, przesuwając wzrokiem po klatce, po mnie, po Fredzie.

– Pettigrew... – wymówiła to nazwisko powoli, jakby smakowała każde głoski. – Przyznam, że od dawna miałam wątpliwości co do wyroku w sprawie Blacka. Za dużo poszło zbyt szybko, zbyt wygodnie. Ale szczur? To brzmi jak bajka dla dzieci.

– Możemy to udowodnić – powiedziałem, starając się, by mój głos nie zadrżał. – On potrafi się przemienić. Widzieliśmy.

Fred dodał z triumfem: – A wie pani, co jest najlepsze? Przez lata spał w łóżku mojego brata. Całkiem nieźle jak na martwego bohatera, nie?

Amelia zmroziła go spojrzeniem. – Panie Weasley, jeśli pan myśli, że to zabawne, to proszę się mylić. To jest sprawa o życie i śmierć. – Potem zwróciła się do mnie. – Panie Potter, jeśli to prawda, jeśli rzeczywiście uda wam się potwierdzić tę animagię... to może być najpoważniejszy proces ostatnich lat.

Patrzyła na klatkę jeszcze chwilę w milczeniu, jakby chciała zmusić szczura do zdradzenia prawdy samym spojrzeniem. Wreszcie odezwała się cicho, ale stanowczo:

– Dobrze. Ale ostrzegam: jeśli mnie okłamujecie, jeśli to jest choćby cień mistyfikacji... stracicie wszystko. A Black nie wyjdzie nigdy.

– Nie kłamiemy – powiedziałem twardo. – I nie spoczniemy, dopóki prawda nie wyjdzie na jaw.

Wtedy po raz pierwszy dostrzegłem w oczach Amelii cień czegoś, co wyglądało jak nadzieja.

Jeszcze tego samego dnia sowa uderzyła skrzydłami o okno pokoju w Dziurawym Kotle. List krótszy niż poprzedni:

„Pettigrew przesłuchany. Veritaserum potwierdziło wersję. Sprawa Blacka zostanie wznowiona. Dyskrecja jest teraz kluczowa. – A.B."

Fred przeczytał na głos i gwizdnął. – No, proszę! Wreszcie ktoś uwierzył.

Ale mnie nie opuszczało wrażenie, że to dopiero początek. Jeżeli Pettigrew mówił prawdę, to Voldemort miał wciąż swoich ludzi. I oni zrobią wszystko, żeby Peter nie powiedział ani słowa więcej.


W kolejnych dniach pakowaliśmy się powoli do powrotu do Hogwartu. Fred żartował, że z całą tą klatką dla animaga, mapami, pergaminami i księgami rodowymi będziemy potrzebowali osobnej komnaty tylko dla „operacji specjalnych".

– Najdziwniejszy początek roku szkolnego w historii – mruknął, układając podręczniki w walizce. – Ty idziesz jako pierwszyak, ja jako trzeciak... a razem jak dwaj aurorzy pod przykrywką.

– Nikt nie może się dowiedzieć – przypomniałem mu. – Ani o Cadeyrnach, ani o Pettigrew.

Fred uniósł ręce w obronnym geście. – Jasne, jasne. Ale pamiętaj, Harry, że im dłużej skrywamy sekrety, tym większa szansa, że ktoś się o nie potknie.


W nocy obudził mnie szelest. Spojrzałem na stolik. Tam, gdzie leżała księga, pojawił się pergamin, którego wcześniej nie było.

Litery nie były napisane atramentem. Były wyryte krwią.

„Strażnicy nie śpią. Wróg już wie. Spotkaj się z nami, albo spotkają się z tobą."

Zacisnąłem pięści. To nie była przypadkowa groźba. To było wezwanie.

Fred, który przewracał się na łóżku obok, zerknął na pergamin i prychnął. – Ładny styl. Trochę dramatyczny, ale doceniam. Ignorujemy?

– Nie – odpowiedziałem cicho. – To nie jest coś, co można zignorować.


Siedzieliśmy długo, rozmawiając półgłosem, jakby ściany miały uszy.

– Jeżeli odpowiemy, możemy wejść prosto w pułapkę – ostrzegał Fred.

– A jeśli nie odpowiemy... – odparłem, patrząc na krwawy pergamin – to oni znajdą nas sami.

Czułem ciężar sygnetu na palcu, jakby pulsował razem z moim sercem. Dziedzictwo, Pettigrew, Syriusz, Hogwart... Wszystko to splatało się w jeden węzeł, którego nie mogłem już rozwiązać.

Wiedziałem jedno – niezależnie, jaką podejmiemy decyzję, nie będzie odwrotu.

Harry Potter Echo CieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz