Prolog

35 6 2
                                        


Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam znikać.
Nie wtedy, kiedy stało się to coś.
Nie wtedy, kiedy przestałam mówić prawdę.
Nie wtedy, kiedy przestali mnie słuchać.

To wszystko przyszło później.
Znikanie było cichsze. Jak ścieranie się ołówka z kartki.
Bez krzyku. Bez śladów.
Bez dowodów.

Rysuję dłonie, bo nie potrafię narysować twarzy.
Bo boję się, że jeśli narysuję za dużo – ożyję to, czego nie chcę pamiętać.
A jeśli coś ożyję... może wróci. Może mnie dotknie. Może znów będzie miało kontrolę.

Dlatego moje szkicowniki są pełne urwanych oddechów.
Dłonie rozciągnięte w bólu.
Usta, które nie zdążyły krzyknąć.
Oczy, które błagają, ale patrzą nie tam, gdzie trzeba.

Nie jestem ofiarą.
Nie jestem silna.
Nie jestem sobą.

Jestem... nikim.

I właśnie dlatego nikt niczego nie zauważył.
Bo to, co niewidzialne, nie istnieje.
A jeśli nie istniejesz, nie możesz być zraniona.

Prawda?  

The UnseenWhere stories live. Discover now