Pov.Harry
Miałem wrażenie, że czas tutaj płynie inaczej. Że dni, choć pozornie takie same, niosły ze sobą ciężar, którego nie dało się zignorować. Wolny dzień. Kolejny. A jednak... coś było inaczej.
Fred też to czuł. Spojrzał na mnie rano z miną kogoś, kto zna zapach burzy, zanim jeszcze spadnie pierwszy deszcz.
— Dzisiaj się wydarzy coś ważnego — powiedział bez cienia żartu.
Skinąłem głową. Nie potrzebowałem słów. W powietrzu wisiało napięcie. I wiedzieliśmy, że nie możemy już dłużej czekać.
Postanowiłem ten dzień — jeśli faktycznie miał być inny — zacząć tak, jak najbardziej „normalnie" potrafiłem. Z ludźmi, których kochałem.
Znalazłem mamę i tatę na jednym z ganków, w miejscu, które przypominało Hogwart — choć wcale nim nie było. Mama siedziała przy niewielkim stoliku, popijając coś, co przypominało herbatę. Tata stał obok i rzucał drobne zaklęcia na liście, które wirując, układały się w figury.
— Przyszedłeś się pośmiać z mojego braku finezji? — rzucił James z szelmowskim uśmiechem.
— Tylko jeśli w końcu wyjdzie ci jakiś hipogryf, a nie ptasi kształt z grzywką — odpowiedziałem.
Mama zaśmiała się cicho, ale ciepło. Usiadłem z nimi. Rozmawialiśmy przez dłuższą chwilę — o rzeczach błahych i trudnych. O wspomnieniach, które dla mnie były tylko opowieściami, ale dla nich — życiem.
— Czasem sobie myślę, że zrobiliśmy ci krzywdę, odchodząc tak wcześnie — powiedziała mama, patrząc mi w oczy. — Ale potem widzę, kim się stałeś. I wiem, że nie zawiedliśmy.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc tylko ścisnąłem jej dłoń.
Później spotkałem się z Tonks i Remusem. Leżeli na trawie pod starym drzewem. Tonks zmieniała kolor włosów co kilka sekund, próbując rozśmieszyć Remusa.
— Nie tęsknisz za prawdziwym światem? — zapytałem, siadając przy nich.
— Czasem — przyznał Remus. — Ale tutaj... mamy siebie. A to więcej niż miałem za życia.
Tonks podniosła głowę.
— A ty? Jesteś gotowy wrócić?
Zastanowiłem się.
— Tylko jeśli to coś zmieni.
Niedaleko krążył Cedric, trenując zaklęcia defensywne z samym sobą. Dołączyłem na chwilę. Walczyliśmy na lekkie uśmiechy i przyjacielskie przytyki.
— Myślisz, że tam, po drugiej stronie, jeszcze coś na nas czeka? — zapytał, gdy oddechy zwolniły.
— Nie wiem. Ale jeśli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem.
Na koniec dnia usiadłem na schodach z Nagini. Tak, tą Nagini. Ale inną. Milczącą. Ludzko cichą. Czasem mówiła zagadkami. Czasem tylko patrzyła.
— Ty też kiedyś byłeś częścią czegoś złego — powiedziałem.
— Wszyscy byliśmy. Nawet ci, którzy dziś udają bohaterów — odpowiedziała.
I zamilkliśmy.
Przyszła bez ostrzeżenia. Jak sen, który staje się rzeczywistością. Nagle, świat wokół nas się zmienił. Zamek zniknął. Niebo pociemniało.
Fred i ja staliśmy na środku pustki. Śmierć pojawiła się naprzeciwko nas. Nie miała twarzy. Miała tylko głos.
— Czas. — powiedziała.
Zamknęliśmy oczy.
I każdy z nas został sam.
Byłem znowu dzieckiem. W Dolinie Godryka. Słyszałem krzyk mamy. Widziałem zielone światło. Ale tym razem... nie byłem tylko biernym świadkiem.
Musiałem coś zrobić.
Ale jak ratujesz coś, co już się wydarzyło?
— Nie możesz zmienić przeszłości, — szeptał głos. — Ale możesz przestać się jej bać.
Stałem wśród ruin. I wyciągnąłem rękę — do samego siebie.
I wtedy przestałem krzyczeć.
Fred też miał swoją próbę. Później mi opowiedział. Zobaczył George'a — nie takiego, jakiego pamiętał. Tylko tego złamanego. Samotnego. Po wojnie.
— I nic nie mogłem zrobić — powiedział Fred, drżącym głosem. — Ale musiałem go zostawić. Musiałem pójść dalej.
— Bo inaczej nie wrócisz — odpowiedziałem.
Obaj zrozumieliśmy. Próba nie polegała na walce. Ale na pozwoleniu. Na odejściu. Na przebaczeniu.
Wieczorem, gdy wróciliśmy do zwykłego zamku-nie-zamku, zobaczyliśmy Syriusza i Severusa. Siedzieli razem. W milczeniu. Ale spokojnie.
— Można się przyzwyczaić — powiedział Syriusz, gdy nas zobaczył. — Nawet do towarzystwa kogoś, kto kiedyś chciał cię zabić.
Severus uniósł brew.
— Nie przesadzaj, Black. Co najwyżej chciałem, żebyś milczał.
Obaj się uśmiechnęli. Nie wielkim uśmiechem. Ale takim... który coś znaczył.
Zebraliśmy się jak zawsze. Tylko że tym razem wszyscy patrzyli na nas inaczej. Jakby wiedzieli, że coś się zmieniło.
— Próba się odbyła — powiedziałem cicho. — I... przeszliśmy ją. Nie wiem, czy dobrze. Ale przeszliśmy.
— Co widziałeś? — zapytała Tonks.
Spojrzałem na Freda. Skinął głową.
— Dzień, kiedy zginęła moja mama. Ale tym razem... byłem tam. Nie po to, by zmienić. Tylko żeby zrozumieć.
Fred dodał:
— A ja musiałem pozwolić odejść temu, kogo najbardziej kocham. George'owi, którego już nie zobaczę.
Nastała cisza. A potem...
— Więc to już niedługo? — zapytał Regulus.
— Tak — odpowiedziałem. — Myślę, że tak.
Siedzieliśmy razem na murku, nogi zwisając w pustkę.
— Wiesz, Harry... — zaczął Fred — ...nigdy nie sądziłem, że będę miał szansę... pożegnać się z tamtym życiem. Z tym, kim byłem. Ale teraz... jestem gotów.
— Ja też — powiedziałem. — Ale nadal boję się, że nie wrócimy tacy sami.
Fred uśmiechnął się.
— I dobrze. Bo to znaczy, że się nauczyliśmy.
===========================================================================
A wy?
Co waszym zdaniem zobaczyłby każdy z bohaterów, gdyby musiał przejść własną próbę?
Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach :D
================================================================================
CZYTASZ
Harry Potter Echo Cieni
Fanfiction|Zawieszone| Harry Potter umiera... ale to nie koniec. W miejscu poza czasem czekają na niego zmarli - bliscy, wrogowie... i prawda, która nigdy nie miała wyjść na jaw. Śmierć daje mu wybór: jedna dusza może wrócić z nim do przeszłości. Harry wybier...
