Pov.Harry
Dzień zaczął się jak większość ostatnich — bez pośpiechu, bez zegara, bez jasno wyznaczonego celu. A jednak od samego rana czułem ciężar na barkach. I wiedziałem, że Fred czuje to samo.
Byliśmy już za długo w tym miejscu — między życiem a śmiercią, między światem, który znałem, a światem, którego nie potrafiłem zrozumieć. Mimo to... czułem, że koniec tej wędrówki się zbliża.
A może początek czegoś jeszcze trudniejszego?
Poprzedniego wieczoru pytania, które padły, nie dały mi spokoju. Ani Fredowi.
„Czy wszyscy inni zapomną? Czy tylko my wrócimy?"
„A ten zamek – co to za miejsce? Czy to dom Śmierci?"
Rano od razu poszliśmy do niej. Do niej — Śmierci. Nie powiedzieliśmy tego na głos, ale obaj wiedzieliśmy, że to jedyna istota, która zna prawdę. I że jeśli ktokolwiek ma odpowiedzieć, to właśnie ona.
Znaleźliśmy ją na balkonie, z widokiem na nieistniejące morze. Wyglądała inaczej — młodo, złowieszczo pięknie. Jej suknia zmieniała barwę w zależności od tego, jak padało światło. Czerń. Biel. Szarość. Złoto. Czerwień.
— Pytania zadaje się wtedy, gdy jest się gotowym na odpowiedź, — powiedziała, nie odwracając się.
Fred westchnął, ale z szacunkiem skłonił głowę.
— Nie chcemy... odebrać nikomu nadziei. Ale jeśli tylko my wrócimy... czy to znaczy, że oni zapomną wszystko?
Śmierć długo milczała.
— Nie wszystko zostanie zapomniane. Ale czas ma swoje prawa. Kiedy cofnie się bieg rzeki, to co zostało zapisane na wodzie — znika. Lecz to, co zapisano w sercu, zostaje.
— A ten zamek? To twoje miejsce? — zapytałem.
W końcu się odwróciła.
— To nie mój dom. To miejsce, gdzie dusze mają czas, zanim wybiorą — odejść lub wrócić. Dla niektórych jest to rezydencja Śmierci. Dla innych — ostatnia szansa.
Zamilkła, a potem dodała:
— Ale wy... zanim wrócicie, musicie przejść próbę.
— Jaką próbę? — Fred się wyprostował.
Śmierć uśmiechnęła się jak ktoś, kto zna zakończenie książki, zanim ją otworzysz.
— Nie będzie to walka, jakiej się spodziewacie. Próba to nie potwór, którego można pokonać zaklęciem. To wyzwanie waszej wiary, odwagi i prawdy. Pojawi się w odpowiednim momencie. I nie będziecie mogli jej uniknąć.
Po tych słowach zniknęła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając nas samych — z pytaniami, odpowiedziami i strachem, który na nowo obudził się w moim brzuchu.
Postanowiłem spędzić resztę dnia z ludźmi, którzy zostali mi dani na ten krótki, bezcenny czas.
Mama była w oranżerii. Śmiała się z czegoś, co powiedział tata. Byli razem – w sposób, którego nigdy nie znałem z dzieciństwa.
— Harry! — zawołała i objęła mnie, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy.
Rozmawialiśmy długo. O drobiazgach. O wspomnieniach, których nigdy nie miałem, a które oni opowiadali mi z uśmiechem. Tata nauczył mnie rzucać zaklęcie, którego ponoć używał w Hogwarcie do łapania złotych rybek z jeziora. Głupie. I cudownie bezsensowne.
Później znalazłem Bellatriks, siedzącą samotnie w cieniu krużganku.
— Nie pasuję tu, — rzuciła bez powitania.
— Może właśnie dlatego powinnaś tu być, — odpowiedziałem, siadając obok.
Zdziwiła się, ale nie uciekła. Przez chwilę rozmawialiśmy o starych czasach, a potem... o tym, co znaczy żałować. I choć nie przyznała się do wszystkiego, zobaczyłem w jej oczach coś nowego. Nie skruchę. Ale zrozumienie.
Cedric pojawił się nieco później, z uśmiechem jak zwykle. Zaproponował mały mecz quidditcha — zaklęcia były zakazane, tylko czysta rywalizacja.
Regulus Black kibicował z boku, choć sam odmówił gry.
— Nie każdy potrafi znów być dzieckiem, Potter. Ale dobrze, że ty jeszcze potrafisz.
Wieczorem znów spotkali się Syriusz i Snape. Tym razem nie tylko rozmawiali. Grali w szachy.
Tak. Szachy.
Byli skupieni, ale atmosfera była inna. Bez złośliwości. Bez dawnych urazów.
— Zaczynam rozumieć, dlaczego Lily cię szanowała, — powiedział Syriusz bez cienia kpiny.
Snape nie odpowiedział od razu. Przesunął pionka i dopiero po chwili odparł:
— A ja zaczynam rozumieć, dlaczego się w tobie zakochała.
Zamarłem.
Ale żaden z nich się nie roześmiał. Patrzyli na siebie z nowym rodzajem szacunku. Z cieniem przeszłości... i światłem przyszłości, której nigdy nie mieli.
Zbliżała się noc, więc Fred i ja jak co wieczór zasiedliśmy z resztą.
Opowiedzieliśmy o rozmowie ze Śmiercią. O próbie. O tym, że niektórzy mogą nie pamiętać. Że może... wszystko to, co teraz istnieje, zostanie wymazane z ich świadomości, ale nie z serca.
Niektórzy przyjęli to spokojnie. Inni – nie.
— To niesprawiedliwe — powiedział Remus, ściskając dłoń Tonks. — Żebyśmy tylko my zostali tutaj, jakbyśmy się nie liczyli.
— Nie chodzi o liczenie się — odpowiedziałem. — Chodzi o... o drogę. I jej zakończenie.
— A może to dopiero początek? — mruknął Regulus.
— A ten zamek? — zapytała Tonks. — To naprawdę dom Śmierci?
Fred spojrzał na mnie, a ja tylko pokręciłem głową.
— Nie. To coś więcej. To miejsce, gdzie dusze się uczą.
Zamilkliśmy.
Później, kiedy byliśmy już tylko we dwóch, Fred odchrząknął.
— Myślisz, że ta próba to będzie coś strasznego?
— Nie wiem. Ale mam złe przeczucia.
— Ja też. Ale wiesz co?
— Hm?
— Cokolwiek nas czeka... będziemy razem.
Spojrzałem na niego. Nie jak na zmarłego brata mojego najlepszego przyjaciela. Ale jak na kogoś, kto stał się moim bratem.
I wtedy to poczułem.
Coś się zbliżało.
Nie w ścianach. Nie w powietrzu. W nas samych.
CZYTASZ
Harry Potter Echo Cieni
Fanfiction|Zawieszone| Harry Potter umiera... ale to nie koniec. W miejscu poza czasem czekają na niego zmarli - bliscy, wrogowie... i prawda, która nigdy nie miała wyjść na jaw. Śmierć daje mu wybór: jedna dusza może wrócić z nim do przeszłości. Harry wybier...
