Rozdział 18 - Odbicia pamięci

133 11 1
                                        

Pov.Harry


Dzień był cichy. Zbyt cichy.

Czułem w kościach, że coś się zbliża. Nie potrafiłem jeszcze tego nazwać, ale narastające napięcie w rozmowach, spojrzeniach i milczeniu między nami wszystkimi mówiło więcej niż słowa. Nawet zaświaty, miejsce oderwane od rzeczywistości, wydawały się dzisiaj cięższe.

Był kolejny wolny dzień, co w teorii powinno oznaczać chwilę oddechu. Ale dla mnie – i dla Freda – wolne dni zaczęły oznaczać coś zupełnie odwrotnego: więcej myślenia. A niektóre myśli nie dawały spokoju.

Zwłaszcza jedna.


Od lekcji z Morganą Le Fay minęło kilka dni, ale obraz, który wyryła nam w głowach, nie chciał zniknąć. Morgana... była zupełnie inna niż się spodziewałem. Zmysłowa, hipnotyczna, ale jednocześnie chłodna jak noc bez księżyca. Gdy uniosła dłoń i zamknęła nam oczy, nie zdążyliśmy nawet zaprotestować.

A potem...

Wejdźcie do wspomnień — powiedziała.

Nie tych miłych. Nie tych z dzieciństwa. Kazała nam zanurzyć się w najgorszych momentach życia. W tych, które najchętniej pogrzebalibyśmy pod warstwami czasu i niepamięci.

Dla mnie... to był krzyk matki. Zielone światło. Cisza. I samotność.

Dolina Godryka. Noc, której nigdy nie przeżyłem świadomie, ale która żyła we mnie całe życie.

Ale to nie ja wtedy się załamałem.

Fred...

Kiedy lekcja się skończyła, Fred był blady jak ściana. Patrzył przed siebie, jakby jego oczy widziały coś, co nie mogło istnieć. Nie mówił wtedy wiele. Tylko jedno zdanie:

Widziałem George'a... ale nie takiego, jakiego pamiętam.

Nie dopytywałem. Czułem, że nie był gotowy. Ale dziś, w tym dziwnym spokoju, który zapowiadał burzę, postanowiłem, że nie mogę dłużej tego ignorować.


Zanim jednak porozmawiałem z Fredem, chciałem spędzić trochę czasu z tymi, których straciłem... i z tymi, których wcześniej nigdy nie miałem szansy poznać naprawdę.

Mama i tata byli razem w ogrodzie. Mama zrywała coś, co wyglądało jak niebieskie nenufary, tata rzucał nimi do sadzawki i obserwował, jak zmieniają się w małe, świetliste ryby.

Uśmiechnąłem się.

Może nie tak wygląda niebo, ale całkiem blisko — powiedziałem, siadając obok.

Lily spojrzała na mnie ciepło.

Niebo to nie miejsce, Harry. To ludzie, z którymi jesteś.

Złapałem ją za dłoń. Tata podał mi kolejną „rybo-lilię".

Pamiętaj, że kiedy wrócisz... nie będziesz sam. Nawet jeśli nas już tam nie będzie.

Po chwili odszedłem, bo zobaczyłem Alastora Moody'ego stojącego z Tonks przy czymś, co przypominało magiczną mapę. Rozmawiali o strategii, jakby znów byli w Zakonie Feniksa.

Moody, naprawdę sądzisz, że będzie trzeba walczyć i w przeszłości?

Zawsze trzeba być gotowym, Potter. — Warknął. — Wróg nie zawsze nosi maskę. Czasem wygląda jak ty.

Tonks puściła do mnie oko.

Ale nie zapominaj, że walka to nie wszystko. Liczy się też to, co zostawiasz za sobą.

Na końcu spotkałem znów Bartiego Croucha Juniora. Siedział samotnie, rzucając kamykami w fontannę.

Nie przyszło ci nigdy do głowy, że ta szansa... to też wyrok? — zapytał.

Usiadłem obok niego.

Może. Ale nawet wyrok można dobrze wykorzystać.

Spojrzał na mnie uważnie, jakby szukał w mojej twarzy czegoś, czego sam dawno już nie miał — niewinności. Nadziei.

W takim razie wykorzystaj to lepiej niż ja.


Wieczorem minąłem komnatę, w której siedzieli Syriusz i Snape.

Nie wiedziałem, że potraficie tak długo milczeć bez rzucania w siebie klątwami — rzuciłem żartem, wchodząc.

Snape uniósł brew. Syriusz się zaśmiał.

Wiesz, Harry... może to nie tak, że się nienawidziliśmy. Może po prostu byliśmy dwoma dzieciakami z różnych światów, którzy za bardzo bali się powiedzieć "przepraszam".

Snape nie zaprzeczył. Powiedział tylko:

Nie każda rana musi krwawić do końca.

I choć ich ton był inny, wiedziałem, że coś między nimi się zmieniło. Nie przyjaźń jeszcze... ale zrozumienie. A od tego wszystko się zaczyna.


Jak co wieczór, Fred i ja usiedli z resztą. Opowiadaliśmy o dniach, o wspomnieniach. O liliach-rybach i tonksowych żartach. I wtedy Regulus Black zadał pytanie, które nagle zmieniło atmosferę.

Słuchajcie... skoro tylko Harry i Fred mają wrócić do przeszłości, to czy my... my wszyscy będziemy o tym pamiętać? Czy dla nas to wszystko... zniknie?

Zamilkliśmy.

Remus odchylił się na krześle.

To dobre pytanie. Jeśli czas się cofnie, co stanie się z nami?

Syriusz pokręcił głową.

A ten zamek? To miejsce? To dom Śmierci?

Snape wszedł mu w słowo:

A może to nie Śmierć jest panią tego miejsca. Może to wszystko jest... odbiciem.

Tonks dodała:

Może jesteśmy nie tam, gdzie umarli... ale tam, gdzie dusze się uczą.

Nie znaleźliśmy odpowiedzi. Ale coś się zmieniło. Wszyscy poczuliśmy, że koniec — albo początek — jest blisko.


Późnym wieczorem siedzieliśmy z Fredem na naszych łóżkach.

Słuchaj... chciałem cię zapytać o lekcję z Morganą. — powiedziałem cicho. — Widziałem, co się z tobą działo. Wtedy nie chciałeś mówić, ale... George?

Fred długo milczał.

Widziałem go, Harry. Ale nie takiego, jakim był. Widziałem go... bez uśmiechu. Widziałem, jak upada. Jak znika. Jakby nie było mnie obok. Jakbym go zawiódł.

Zacisnąłem dłonie.

Nie zawiodłeś. On cię kochał, Fred. I wiesz co? Nadal jest częścią ciebie.

Fred uśmiechnął się blado.

Może. Ale muszę się z tym zmierzyć. Tak jak ty musisz zmierzyć się z Doliną Godryka.

I może właśnie po to tu jesteśmy. — dodałem.

Fred pokiwał głową. Spojrzał w sufit.

Czujesz to?

Co?

Coś się zmienia. Coś nadchodzi. Jakbyśmy zbliżali się do krawędzi.

I choć nic nie powiedziałem, wiedziałem, że miał rację.

Harry Potter Echo CieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz