Rozdział 17 - Odbicia i pytania

120 9 0
                                        

Pov.Harry


Zaświaty zaczynały działać nam na nerwy.

Nie było zimna, nie było głodu, nie było zmęczenia w zwykłym sensie — ale był czas. A ten, choć płynął tu inaczej, nie tracił swojej mocy, by nas osaczać.

Dzień był wolny. Znowu.

Fred ziewał, przeciągając się leniwie w naszym pokoju.

Jeśli jeszcze raz powiem komuś, że „nauka z Galieną była męcząca, ale inspirująca", sam się zakopię pod stołem.

Uśmiechnąłem się półgębkiem.

Chodźmy do Śmierci. Trzeba to w końcu wyjaśnić. Czekamy od tygodni i nadal nie wiemy nawet, czy jesteśmy bliżej powrotu.

Fred spojrzał na mnie poważnie.

Masz rację. Poza tym... mówiłeś coś o lustrze ostatnio. Że twoje odbicie było dziwne?

Kiwnąłem głową. Wiedziałem, że nie mogę tego zignorować.


Komnata Śmierci była dziś cicha jak nigdy wcześniej. Płomień czarnego ognia w środku nie poruszał się nawet odrobinę.

Czekała na nas.

Stała pośrodku sali, wysoka, nieprzenikniona, z twarzą ukrytą za cieniami i słowami starszymi niż sama magia.

Przyszliście pytać, kiedy wyruszycie. To dobrze. — odezwała się, zanim zdążyliśmy otworzyć usta.

Zamarłem. Fred uniósł brwi.

Więc... kiedy?

Śmierć nie odpowiedziała od razu. Jej głos nadszedł dopiero po chwili — cichy, jak szept z dna grobu:

Wkrótce. Ale najpierw... ostatnie próby. Przed powrotem, musicie zrozumieć, czym jest wasze odbicie.

Spojrzała na mnie.

Twoje odbicie, Harry. To nie złudzenie. To echo... twojej możliwej wersji. Ktoś, kto mógłby cię zastąpić, gdybyś się zawahał.

Ktoś? — spytałem.

Albo coś. — odpowiedziała.

Zimno przeszło mi po plecach. Fred milczał, ale widziałem, że wszystko chłonie z napięciem.

Śmierć dodała jeszcze tylko jedno:

Nie każda walka rozgrywa się w przeszłości. Niektóre są tu. Teraz. W tobie.


Po rozmowie wyszliśmy w milczeniu. Potem długo spacerowaliśmy po ogrodach Zaświatów — niewidocznych z zewnątrz, wiecznie zielonych. Fred żonglował zaklęciami, robiąc wirujące iskry, a ja opowiadałem mu o Severusie i Syriuszu. O tym, jak się zmieniają. Jak wszyscy się tu zmieniamy.

Chcesz wiedzieć, co mnie najbardziej przeraża? — spytał Fred po chwili.

Co?

— Że wrócimy, pokonamy wszystko... a ja nie będę tym samym Fredem, którego znałem. Że nie będę pasował.

Nie odpowiedziałem. Bo rozumiałem. I sam się tego bałem.


Zaraz potem rozdzieliliśmy się na chwilę. Ja postanowiłem odwiedzić kilka osób, z którymi nie miałem jeszcze okazji naprawdę porozmawiać.

Pierwszy był Syriusz. Znów siedział z Severusem, ale już nie naprzeciwko — tylko obok. Pili herbatę. Tak po prostu.

Hej, mogę dołączyć? — spytałem.

Jasne, młody — powiedział Syriusz. Snape tylko kiwnął głową.

Rozmawialiśmy o Hogwarcie. O tym, jak trudno było dorosnąć, kiedy każdy dzień był wojną — ideologiczną, magiczną, emocjonalną. I nagle Snape powiedział coś, czego się nie spodziewałem:

Może to miejsce... nie jest karą. Może to nasza jedyna szansa, żeby zrozumieć, co zepsuliśmy.

Syriusz nie zaśmiał się. Tylko odpowiedział:

A może, żeby się naprawić.

Potem spotkałem Toma Riddla. Siedział w ogrodzie z Nagini. Rozmawiali. Nie szeptali, nie knuli. Po prostu rozmawiali.

Wiesz, że obserwuję cię, Harry — powiedział, nie patrząc na mnie. — Ale nie po to, by cię zniszczyć. Po raz pierwszy w życiu... chcę wiedzieć, co się stanie, gdy nie będę tym, kim byłam.

Nagini spojrzała na mnie. Jej wzrok był inny niż kiedyś — ludzki, zaskakująco smutny.

Nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Wkrótce zrozumiesz.

Na koniec usiadłem z Bartym Crouchem Juniorem. On, jak zwykle, nie przestawał się uśmiechać w swój pokręcony sposób.

Powiem ci coś, Harry. Nikt tu nie jest bez winy. Ale niektórzy z nas... są po prostu zmęczeni sobą.

Zamilkłem. Zaczynałem rozumieć, że nawet ci najgorsi — w Zaświatach — stają się... ludzcy.


Wieczorem, przy wspólnym stole, zebraliśmy się wszyscy. Fred znów opowiadał o Galienie z humorem, ale kiedy przyszła kolej na mnie, opowiedziałem o Śmierci.

Odbicie, które mnie obserwuje, to nie ja. To coś, co mogło mną być.

Ludzie zamilkli.

James i Lily spojrzeli na mnie z troską. Regulus i Moody wymienili spojrzenia. Nikt nie śmiał się już z naszych rozmów.


W końcu, jak co wieczór, Fred i ja wróciliśmy do siebie.

To wszystko zaczyna być... większe niż się wydawało, co? — powiedział, siadając na łóżku.

Zdecydowanie. — odpowiedziałem. — Nie chodzi tylko o walkę z Voldemortem. To coś więcej. Coś, co nawet Śmierć obserwuje z dystansem.

Fred potarł twarz.

Myślisz, że damy radę?

Zastanowiłem się chwilę.

Nie wiem. Ale wiem, że musimy spróbować. Nawet jeśli to, co nas czeka... to nasze własne odbicie.

Harry Potter Echo CieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz