Pov.Harry
Zaświaty zaczynały działać nam na nerwy.
Nie było zimna, nie było głodu, nie było zmęczenia w zwykłym sensie — ale był czas. A ten, choć płynął tu inaczej, nie tracił swojej mocy, by nas osaczać.
Dzień był wolny. Znowu.
Fred ziewał, przeciągając się leniwie w naszym pokoju.
— Jeśli jeszcze raz powiem komuś, że „nauka z Galieną była męcząca, ale inspirująca", sam się zakopię pod stołem.
Uśmiechnąłem się półgębkiem.
— Chodźmy do Śmierci. Trzeba to w końcu wyjaśnić. Czekamy od tygodni i nadal nie wiemy nawet, czy jesteśmy bliżej powrotu.
Fred spojrzał na mnie poważnie.
— Masz rację. Poza tym... mówiłeś coś o lustrze ostatnio. Że twoje odbicie było dziwne?
Kiwnąłem głową. Wiedziałem, że nie mogę tego zignorować.
Komnata Śmierci była dziś cicha jak nigdy wcześniej. Płomień czarnego ognia w środku nie poruszał się nawet odrobinę.
Czekała na nas.
Stała pośrodku sali, wysoka, nieprzenikniona, z twarzą ukrytą za cieniami i słowami starszymi niż sama magia.
— Przyszliście pytać, kiedy wyruszycie. To dobrze. — odezwała się, zanim zdążyliśmy otworzyć usta.
Zamarłem. Fred uniósł brwi.
— Więc... kiedy?
Śmierć nie odpowiedziała od razu. Jej głos nadszedł dopiero po chwili — cichy, jak szept z dna grobu:
— Wkrótce. Ale najpierw... ostatnie próby. Przed powrotem, musicie zrozumieć, czym jest wasze odbicie.
Spojrzała na mnie.
— Twoje odbicie, Harry. To nie złudzenie. To echo... twojej możliwej wersji. Ktoś, kto mógłby cię zastąpić, gdybyś się zawahał.
— Ktoś? — spytałem.
— Albo coś. — odpowiedziała.
Zimno przeszło mi po plecach. Fred milczał, ale widziałem, że wszystko chłonie z napięciem.
Śmierć dodała jeszcze tylko jedno:
— Nie każda walka rozgrywa się w przeszłości. Niektóre są tu. Teraz. W tobie.
Po rozmowie wyszliśmy w milczeniu. Potem długo spacerowaliśmy po ogrodach Zaświatów — niewidocznych z zewnątrz, wiecznie zielonych. Fred żonglował zaklęciami, robiąc wirujące iskry, a ja opowiadałem mu o Severusie i Syriuszu. O tym, jak się zmieniają. Jak wszyscy się tu zmieniamy.
— Chcesz wiedzieć, co mnie najbardziej przeraża? — spytał Fred po chwili.
— Co?
— Że wrócimy, pokonamy wszystko... a ja nie będę tym samym Fredem, którego znałem. Że nie będę pasował.
Nie odpowiedziałem. Bo rozumiałem. I sam się tego bałem.
Zaraz potem rozdzieliliśmy się na chwilę. Ja postanowiłem odwiedzić kilka osób, z którymi nie miałem jeszcze okazji naprawdę porozmawiać.
Pierwszy był Syriusz. Znów siedział z Severusem, ale już nie naprzeciwko — tylko obok. Pili herbatę. Tak po prostu.
— Hej, mogę dołączyć? — spytałem.
— Jasne, młody — powiedział Syriusz. Snape tylko kiwnął głową.
Rozmawialiśmy o Hogwarcie. O tym, jak trudno było dorosnąć, kiedy każdy dzień był wojną — ideologiczną, magiczną, emocjonalną. I nagle Snape powiedział coś, czego się nie spodziewałem:
— Może to miejsce... nie jest karą. Może to nasza jedyna szansa, żeby zrozumieć, co zepsuliśmy.
Syriusz nie zaśmiał się. Tylko odpowiedział:
— A może, żeby się naprawić.
Potem spotkałem Toma Riddla. Siedział w ogrodzie z Nagini. Rozmawiali. Nie szeptali, nie knuli. Po prostu rozmawiali.
— Wiesz, że obserwuję cię, Harry — powiedział, nie patrząc na mnie. — Ale nie po to, by cię zniszczyć. Po raz pierwszy w życiu... chcę wiedzieć, co się stanie, gdy nie będę tym, kim byłam.
Nagini spojrzała na mnie. Jej wzrok był inny niż kiedyś — ludzki, zaskakująco smutny.
— Nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Wkrótce zrozumiesz.
Na koniec usiadłem z Bartym Crouchem Juniorem. On, jak zwykle, nie przestawał się uśmiechać w swój pokręcony sposób.
— Powiem ci coś, Harry. Nikt tu nie jest bez winy. Ale niektórzy z nas... są po prostu zmęczeni sobą.
Zamilkłem. Zaczynałem rozumieć, że nawet ci najgorsi — w Zaświatach — stają się... ludzcy.
Wieczorem, przy wspólnym stole, zebraliśmy się wszyscy. Fred znów opowiadał o Galienie z humorem, ale kiedy przyszła kolej na mnie, opowiedziałem o Śmierci.
— Odbicie, które mnie obserwuje, to nie ja. To coś, co mogło mną być.
Ludzie zamilkli.
James i Lily spojrzeli na mnie z troską. Regulus i Moody wymienili spojrzenia. Nikt nie śmiał się już z naszych rozmów.
W końcu, jak co wieczór, Fred i ja wróciliśmy do siebie.
— To wszystko zaczyna być... większe niż się wydawało, co? — powiedział, siadając na łóżku.
— Zdecydowanie. — odpowiedziałem. — Nie chodzi tylko o walkę z Voldemortem. To coś więcej. Coś, co nawet Śmierć obserwuje z dystansem.
Fred potarł twarz.
— Myślisz, że damy radę?
Zastanowiłem się chwilę.
— Nie wiem. Ale wiem, że musimy spróbować. Nawet jeśli to, co nas czeka... to nasze własne odbicie.
CZYTASZ
Harry Potter Echo Cieni
Fanfiction|Zawieszone| Harry Potter umiera... ale to nie koniec. W miejscu poza czasem czekają na niego zmarli - bliscy, wrogowie... i prawda, która nigdy nie miała wyjść na jaw. Śmierć daje mu wybór: jedna dusza może wrócić z nim do przeszłości. Harry wybier...
