Pov.Harry
Poranki w Zaświatach zaczęły zlewać się w jedno.
Z jednej strony — lekcje były niezwykłe. Spotykaliśmy największych magów w historii, uczyliśmy się zaklęć, których nawet Dumbledore nie miał odwagi zapisać. Z drugiej — czas się wydłużał jak złośliwy eliksir. Mimo że dni były wypełnione po brzegi, ja i Fred zaczynaliśmy się niecierpliwić.
Każdego ranka, kiedy zakładaliśmy płaszcze i ruszaliśmy do sal, coraz trudniej było nam sobie przypomnieć, co tak naprawdę tu robimy. Bo choć Śmierć powiedziała, że mamy się przygotować... to na co?
Dzisiejsze zajęcia prowadziła Galiena. Mistrzyni mentalnej magii, pełna zimnej precyzji. Gdy tylko weszliśmy do sali — kamiennej komnaty bez okien, z długim korytarzem luster — przeszły mnie ciarki.
— Siądźcie. Mówienie nie będzie dziś potrzebne — oznajmiła chłodnym tonem. Jej głos był jak stal — twardy, czysty, nieprzenikniony.
Ćwiczyliśmy ciszę umysłu. Miało to pomóc w opanowaniu emocji, które w zaświatach mogły nie tylko wzmocnić magię — ale też ją zniekształcić, a nawet zniszczyć.
Fred wymiękł po kwadransie. Sapał, kręcił się, warczał pod nosem:
— To jakieś tortury, nie nauka.
A ja? Czułem, jakby coś ściskało mi wnętrze. Każde wspomnienie, każdy lęk — trzeba było wyciszyć. Nawet to, że wciąż nie wiedziałem, co się stanie z Nagini. Nawet to, że Śmierć coś przede mną ukrywa.
Galiena podeszła do mnie, kiedy zadrżała mi ręka.
— Cierpliwość. To nie kara. To próba. — powiedziała tylko i poszła dalej.
Wyszliśmy z sali wyczerpani.
Fred wyglądał, jakby właśnie rozegrał mecz quidditcha bez miotły.
— Nigdy więcej tej lodowej damy — rzucił. — Wolę już Aestra z jej cieniami niż tę torturę mózgu.
Uśmiechnąłem się słabo. Miał rację — Galiena była nieugięta. Ale coś w niej... było potrzebne. Może dlatego, że tylko ona wydawała się wiedzieć, czym naprawdę jest czekanie.
Wieczorem siedzieliśmy w dużej sali, gdzie ciepło bijące od kominka próbowało zrównoważyć chłód dnia. Jak zawsze, opowiadaliśmy innym o zajęciach. To już stało się rutyną.
James i Lily słuchali uważnie. Alastor Moody po raz pierwszy zapytał o szczegóły, a nie o potencjalne zagrożenia.
Syriusz parsknął:
— Więc Galiena to taki Snape, tylko bez sarkazmu?
Snape siedzący nieopodal tylko uniósł brew. Ale... nie było złości. Już nie.
Później, przy drugim kubku herbaty, usłyszałem, jak Snape mówi cicho do Syriusza:
— Galiena była moim wzorem. Kiedy byłem... jeszcze uczniem. Nim wszystko się zepsuło.
Syriusz nie odpowiedział. Ale nie odszedł.
Zanim zasnąłem, spojrzałem w lustro. Miałem wrażenie, że odbicie nie odpowiadało moim ruchom. Jakby stał tam ktoś, kto udaje mnie.
Rutyna. Czekanie. Cisza.
To miejsce uczyło nas cierpliwości. Ale ja już nie chciałem czekać. Chciałem wiedzieć.
CZYTASZ
Harry Potter Echo Cieni
Fanfiction|Zawieszone| Harry Potter umiera... ale to nie koniec. W miejscu poza czasem czekają na niego zmarli - bliscy, wrogowie... i prawda, która nigdy nie miała wyjść na jaw. Śmierć daje mu wybór: jedna dusza może wrócić z nim do przeszłości. Harry wybier...
