Pov.Harry
Mimo że od zajęć z Roweną Ravenclaw i Althoranem minęła tylko doba, ciągle miałem w głowie ich głosy.
Rowena była bezlitośnie mądra. Nie chodziło tylko o to, czego nas uczyła, ale jak bardzo wiedziała, co myślimy, zanim jeszcze otworzyliśmy usta. Miała coś z Dumbledore'a... ale brakowało jej jego miękkości. Jej mądrość była jak ostrze – precyzyjne, piękne i niebezpieczne, jeśli nie umiałeś go użyć.
Althoran... wciąż nie wiedziałem, co o nim myśleć. Miał w sobie cień, coś pradawnego, jakby istniał jeszcze zanim pojawiła się sama magia. Był spokojny, surowy i... dziwnie spokojny wobec cierpienia, które opisywał jak teoretyczne zjawisko.
I choć nie chciałem się do tego przyznać, ich nauki coś we mnie zostawiły. Pęknięcie. Ziarno pytania. Kim bym był, gdybym się nie zatrzymał?
Dziś sala była inna. Kamienne ściany błyszczały magicznymi symbolami, które pojawiały się tylko, gdy patrzyło się pod odpowiednim kątem. Antioch czekał już przy ołtarzu z czarnego drewna, obok którego leżały trzy różdżki – każda inna, każda nienazwana.
— Dziś zrozumiecie, czym jest więź — zaczął, nie patrząc na nas. — Nie między ludźmi. Między magiem a jego narzędziem.
Pokazał nam ceremonię przypisania przedmiotu, która według niego była „pierwszym krokiem do prawdziwej mocy". Każdy z nas miał dotknąć jednej z nieoznakowanych różdżek i poczekać. Uczucie było dziwne... jakby coś we mnie szeptało. Wybrałem tę najciemniejszą. Czułem... opór. Ale i szacunek.
Fred natomiast dostał różdżkę z rączką z drewna wiązu. Od razu się uśmiechnął. — Ta mnie lubi — powiedział z przekąsem.
Antioch tylko skinął głową.
— Magia nie wybiera tak po prostu. Ona rozpoznaje.
Następnie pokazał nam, jak wiązać zaklęcia z konkretnymi intencjami. Proste lumos mogło świecić ciepłem, które koiło... lub ogniem, który przypalał. Wszystko zależało od emocji w momencie wypowiedzenia formuły.
Nigdy wcześniej nie myślałem o różdżce jak o kimś, kto mnie słucha.
U Asmodaeusa było... intensywniej niż wcześniej.
Dzisiaj skupił się na eliksirach ingerujących w wolną wolę — miksturach wpływających na decyzje, myśli, pragnienia. Pokazał nam jedną z nich – przezroczysty płyn w fiolce z zawiniętym srebrnym korkiem.
— Nazywa się Szept Innego Ja. Słyszycie siebie... ale to nie wy jesteście sobą.
Fred odsunął się o krok. — To... legalne?
Asmodaeus parsknął.
— Nie. Ale było używane przez wszystkich – od mugolskich królów po dyrektorów Hogwartu. Człowiek, który nie zna granicy magii, często udaje, że jej nie przekroczył.
Omówiliśmy etykę użycia, przypadki nadużyć w historii magicznej polityki, i... przypadki autentycznej obrony. To było przerażające i fascynujące zarazem.
Na koniec dał nam zadanie: stworzyć miniaturową wersję Eliksiru Przejrzystości Umysłu – neutralizującego inne mikstury. W razie... potrzeby.
Po raz pierwszy zrozumiałem, że eliksiry to nie tylko nauka – to wojna, w której każdy łyk może być ciosem.
Wieczorem, kiedy usiedliśmy z Fredem w salonie, czekało już na nas kilka osób.
Remus, Regulus, Tonks, Lily, James, a nawet Moody i Bartemiusz Crouch Junior.
— No? — odezwał się Crouch, oparty o fotel. — Co tym razem?
Opowiedzieliśmy o różdżkach i emocjach, o miksturach i wpływaniu na umysł. O Szeptach i o Przejrzystości.
— To nie są zwykłe lekcje — mruknął Regulus. — To przygotowania do... czegoś większego.
— I mroczniejszego — dodał Moody. — Ten Asmodaeus... zna rzeczy, które nie powinny być nauczane. Ale uczy jak ktoś, kto wie, że nie ma już czasu na półśrodki.
— Ale chyba lepiej, że się o tym uczą, niż gdyby potem mieli tego używać nieświadomie — powiedziała Tonks cicho.
James zmarszczył brwi.
— I tak się martwię. Ciągle czekam, aż Śmierć powie: "Teraz idźcie, jesteście gotowi". Ale ona tylko... obserwuje.
Lily dotknęła mojej dłoni.
— Jesteś odważny, Harry. Ale nie musisz wszystkiego robić sam. My tu jesteśmy.
Poczułem coś ciepłego pod mostkiem. Może pierwszy raz odkąd się tu obudziłem.
Po rozmowie wszyscy powoli się rozchodzili. Zostaliśmy z Fredem, Regulusem i Moodym.
Regulus zaproponował, by w przyszłości pokazać nam coś z zakresu czarnej magii obronnej. — Nie, żebyś miał ją używać. Ale dobrze wiedzieć, co to znaczy, zanim ją zobaczysz w cudzym ręku.
Moody skinął głową. — Chcesz przetrwać, Potter? Słuchaj ludzi, którzy przeszli przez mrok. Ale nie daj mu cię kupić.
Regulus i Moody. Dwie zupełnie różne osoby. A jednak – w tym temacie – zgodni.
W nocy, gdy zostaliśmy sami, Fred wyjął z kieszeni notatki z dzisiejszych zajęć. Rysował coś na marginesie – przypominało zarys różdżki Antiocha z dodatkiem własnych pomysłów.
— Nie wierzę, że to mówię, ale... zaczynam lubić zajęcia z Antiochem.
— Ja też. A Asmodaeus... nadal mnie przeraża. Ale mam wrażenie, że jakby naprawdę... rozumiał ludzi.
Fred zamyślił się.
— On nie tylko uczy. On ostrzega.
Spojrzałem w sufit. Może tak właśnie wygląda nauka dla Mistrza Śmierci. Bez wygodnych ocen, bez domów i punktów.
Tylko wiedza. I to, co z nią zrobisz.
CZYTASZ
Harry Potter Echo Cieni
Fanfiction|Zawieszone| Harry Potter umiera... ale to nie koniec. W miejscu poza czasem czekają na niego zmarli - bliscy, wrogowie... i prawda, która nigdy nie miała wyjść na jaw. Śmierć daje mu wybór: jedna dusza może wrócić z nim do przeszłości. Harry wybier...
