Rozdział 6 - Pierwszy dzień nauki

200 15 1
                                        

Pov.Harry


Gdy się obudziłem, przez chwilę zapomniałem, gdzie jestem. Niezwykła cisza tego miejsca miała w sobie coś onirycznego – jakbyśmy wciąż tkwili pomiędzy światami, na granicy życia i śmierci.

Fred siedział już obok mnie, oparty plecami o ścianę. Gdy zobaczył, że się budzę, uniósł coś w górę – cienki, czarny rulon pergaminu przewiązany srebrną nicią.

— Zgadnij, kto zostawił nam plan zajęć — powiedział z uśmiechem, choć jego oczy zdradzały lekkie napięcie.

Nie musiałem pytać.


Śmierć zjawiła się jak zawsze – cicho, bez ostrzeżenia. Jej twarz (jeśli można to w ogóle tak nazwać) była spokojna, a głos przypominał echo myśli.

Dziś rozpoczynacie pierwszy etap waszego treningu. Harmonogram został ułożony przez waszych nauczycieli. — Skinęła głową w kierunku rozwiniętego pergaminu, który teraz leżał przed nami na stole. — To intensywny program. Macie jednak pełne prawo przerwać którykolwiek przedmiot, jeśli uznacie go za niebezpieczny.

Spojrzałem na nią ostro.

— Czyli możliwe, że będzie... niebezpiecznie?

Śmierć nie odpowiedziała od razu. Po chwili rzekła tylko:

Prawdziwa wiedza zawsze niesie ryzyko. To odróżnia ucznia od głupca.


Morgana pojawiła się bezszelestnie. Jej szata zdawała się płynąć w powietrzu, a oczy miała jak zamrożone zwierciadła – odbijające wszystko, lecz nie pokazujące nic.

— Umysł jest zamkiem, a zamek bez murów upada — powiedziała na przywitanie. — Dziś nauczycie się pierwszej zasady: ukrywania emocji.

Nie powiedziała ani jednego zbędnego słowa. Pracowała indywidualnie. Wślizgiwała się w nasz umysł, niczym zimny wiatr przez niedomknięte drzwi. Czułem, jak moje wspomnienia są szarpane, obracane, układane.

Fred jęknął pod koniec sesji.

— Ona nie wchodzi do głowy. Ona tam... zamieszkuje.

— I bardzo dobrze — rzuciła Morgana. — Nikt nie nauczy was oklumencji bez rozebrania waszej duszy na części.


Po Morganie, Helga była jak filiżanka herbaty w deszczowe popołudnie. Jasne oczy, ciepły uśmiech. Zaprowadziła nas do jasnej sali wypełnionej ilustracjami stworzeń i mapami lasów, gór, jezior.

— Stworzenia nie są „innymi". Są częścią tej samej równowagi — powiedziała, wskazując na narysowaną spiralę symbolizującą cykl życia. — Dziś poznamy podstawowe rytuały powitania elfów leśnych i różnice w symbolice potomstwa u różnych ras.

Pokazała nam elfie gesty, język ciała kitsune, wyjaśniła, dlaczego nie należy mówić do centaurów z góry, nawet jeśli siedzimy na drzewie. Czułem się... spokojny. Fred też. Oboje w końcu odetchnęliśmy.

— Nie każda magia to walka — powiedział do mnie później. — Czasem to szacunek.


Następna lekcja nie była już tak... przyjemna.

Salazar wszedł do klasy w milczeniu. Wyciągnął z szaty zioła, fiolki, misternie wykute kociołki. Jego spojrzenie było chłodne, ale przeszywająco inteligentne.

— Magia eliksirów nie polega na wrzucaniu rzeczy do garnka. — Powiedział surowo. — To alchemia duszy.

Dał nam trudne zadanie — eliksir śnienia czystego. Jego instrukcje były lakoniczne, prawie brutalne. Patrzył nam na ręce. Kiedy Fred niechcący pomylił kolejność ziół, Salazar rzucił mu spojrzenie, które mogłoby zamrozić jezioro.

— Drugi błąd — powiedział — i nauczysz się warzyć eliksiry... na sobie.

Nie wiem, czy żartował.


Po kolacji usiedliśmy w głównym holu. Dołączyli do nas Sirius, Remus, Lili, Tonks. James siedział z boku i nasłuchiwał, a Regulus obserwował mnie z cieniem niepokoju.

— Jak było z tą Morganą? — zapytała Tonks. — Ponoć potrafi wymazać ci osobowość z głowy, jeśli jej się nie spodoba.

— Nie wymazała... ale nie była też szczególnie miła — przyznał Fred, masując skronie.

— Helga wydaje się miła — zauważył Regulus. — Czy naprawdę uczą was... o relacjach wilkołaków?

Remus się uśmiechnął półgębkiem. — Mam nadzieję, że powiedziała coś miłego o nas.

— Że jesteście bardzo oddani rodzinie — odparłem.

— A Salazar? — rzucił James z kąta. — Naprawdę taki potwór?

— Nie — odpowiedziałem. — On po prostu nie lubi głupoty. Ani strat czasu. Ale nie czułem nienawiści.

Zapanowała cisza.

— To dziwne — odezwał się Syriusz. — Bo wszystko, co nam mówili o nim, brzmiało jak czarna legenda.

— Może nie wszystko, co wiemy, jest prawdą — powiedziałem cicho.


Siedzieliśmy razem przy kamiennym oknie. Za szybą nie było gwiazd. Tylko szare niebo bez końca.

— Fred?

— Mhm?

— Jak się czujesz?

— Zmęczony. Ale... dziwnie podniecony. Te lekcje... to nie jest tak, jak w Hogwarcie. Tu nie uczą nas jak być uczniami. Tu uczą nas, jak być czarodziejami.

— I jak przeżyć.

— Albo jak zdecydować, czy warto przeżyć — dodał Fred cicho.

Nie odpowiedziałem.

Patrzyliśmy w ciemność jeszcze długo.

Harry Potter Echo CieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz