#TeachersPetwatt na twitterze
Mercy
Kiedy tylko postawiłam pierwszy krok w Filadelfii, uśmiech sam zagościł na moich wargach. Nawet nie musiałam się starać. Tęskniłam za widokami, zapachem i ludźmi. W pierwszej kolejności udałam się do rodziców. Zastałam ich w salonie na kanapie. Tata czytał książkę na głos, a mama leżała z głową na jego kolanach i śmiała się z jego portugalskiej wymowy niektórych słów. Ja też się zaśmiałam, bo tata był w tym słaby. Zdecydowanie lepiej wychodził mu hiszpański. Gdy tylko to zrobiłam, ich spojrzenia przeniosły się na mnie.
– Mer! – Mama pisnęła z podekscytowania i szybko wstała, by następnie do mnie podbiec i wziąć mnie w ramiona. Oddałam uścisk, obserwując ruchy taty. Odłożył książkę na stolik, po czym również się do mnie zbliżył.
Z ramion mamy od razu trafiłam do niego. Zaciągnęłam się jeszcze raz znajomym zapachem, którego tak mi brakowało w Nowym Orleanie.
Wróciłam do domu.
– Tęskniłam za wami – wyznałam ze łzami w oczach.
– My za tobą też, córeczko. Ogromnie – zapewnił tata, jeszcze mocniej mnie do siebie tuląc.
Po zakończonej sesji przytuleń i powitań zasiadłam z nimi na kanapie. Mama poszła zrobić herbatę, a ja spojrzałam na książkę na stoliku.
– Tato, czy ty czytasz mamie romans? – zaśmiałam się, bo zazwyczaj od tego stronił. Wysłuchiwał jednak potem wszystkich opowieści mamy i czasami pamiętał historie lepiej niż ona.
– Czego ja nie zrobię dla tej kobiety? – westchnął. – Nazwałem nowego źrebaka Vincent van Gogh, bo tak mnie prosiła.
Zaniosłam się śmiechem, a moje ciało ogarnęło podekscytowanie.
– Mamy nowego źrebaka?
– Tak. Uratowałem go od takiego jednego typka. Sprzedawał młode i zdrowe źrebaki na podejrzanych aukcjach. Hunter dał mi znać, a mama bardzo się przejęła. Potem poznasz naszego malarza.
O tak, zamierzałam odwiedzić konie jak najszybciej, bo za nimi też się stęskniłam. Gdy byłam młodsza, tata myślał, że pójdę dokładnie w jego ślady, bo nie wyobrażałam sobie jednego dnia bez jazdy konnej, ale dorastanie mnie zweryfikowało. Dalej kochałam te cudowne stworzenia, jednak poszłam inną drogą. Zupełnie niepodobną do kogokolwiek z naszej rodziny.
– Ludzie są okropni – podsumowałam. Akurat wtedy do salonu wróciła mama z parującymi filiżankami.
– Zgodzę się. A o co chodzi? – zapytała, na co znów się zaśmiałam i uświadomiłam jej, że już wiem o nowym nabytku w stajni. – A tak. Straszna sprawa. Ale teraz mamy nowego dzieciaczka i do tego artystę. – Strzeliła brwiami do taty. Ten tylko pokręcił na to głową. Kiedy mama zasiadła obok niego, objął ją talii i przysunął do siebie.
Od razu pomyślałam o Aaronie. Obiecałam, że dam mu znać po przylocie, że wszystko ze mną okej i zapomniałam. Wtopa.
– Ile z nami zostaniesz, słońce? – dopytał tata i upił trochę herbaty.
– Tylko tydzień. Mamy teraz ważne wykłady, których nie mogę przegapić, więc to szybkie odwiedziny.
– Tak się cieszę, że przyjechałaś – odezwała się mama. Naprawdę wyglądała na podekscytowaną moim przylotem.
– Nie mogłam ominąć urodzin Raina.
– Wiesz, że to również twoje urodziny, prawda? – Uśmiechnęła się ciepło, na co pokiwałam głową. To była nasza nowa tradycja. Po tym, jak się wyprowadziłam i nie mogłam dotrzeć na wszystkie imprezy, zrobiliśmy jedną wspólną.
