#TeachersPetwatt na twitterze
Mercy
Poniedziałek przywitałam z bólem głowy. Nałykałam się jakichś tabletek, ale to i tak nie pomogło. Nie mogłam jednak zrezygnować z zajęć, bo miałam zaraz tygodniowy wyjazd do Filadelfii. Zebrałam się więc w sobie i poczłapałam na wykłady.
Pod aulą spotkałam się z Masonem. Siedział sam, zatem zajęłam miejsce obok niego i z przyzwyczajenia oparłam zmęczoną głowę na jego ramieniu.
– Co jest, Mercy? – spytał troskliwie i mnie objął. Przymknęłam na chwilę powieki, a gdy to również nie pomogło, z powrotem je otworzyłam.
– Boli mnie głowa – syknęłam.
– Chcesz jakieś leki?
– Wzięłam wszystko, co mogłam – zapewniłam.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że może nie powinnam się tak do niego przymilać. Głupia migrena. Zabrałam głowę z jego ramienia i ciężko westchnęłam.
– Ostatnio mnie unikasz – rzuciłam, żeby zmienić temat. Chłopak trochę się zmieszał. Po chwili również westchnął i na mnie spojrzał.
– Mam problem.
– Coś z mamą? – zaniepokoiłam się.
– Nie, nie. Z nią okej, o ile można tak stwierdzić – spróbował mnie uspokoić. – To problem moralny.
– Moralny? Przejechałeś kogoś? – zażartowałam, ale się nie zaśmiał. – Nie mów, że serio to zrobiłeś.
– Co? Nie. Oszalałaś? – prychnął i trącił mnie żartobliwie w bok.
– To ty masz jakieś dziwne moralne problemy – odpowiedziałam tym samym. Poprawiłam się na parapecie, po czym wbiłam w niego zaciekawione spojrzenie. – Śpiewaj.
Mason widocznie się wykręcał i nie chciał kontynuować. Coś musiało go poważnie gnębić, a ja nie wiedziałam, czy robiłam dobrze, naciskając na niego.
– Wiesz, że możesz do mnie przyjść ze swoimi kłopotami, prawda? Jesteśmy przyjaciółmi.
Uśmiechnęłam się ciepło na własne słowa. Cieszyłam się, że nasza relacja tak się potoczyła. Nie chciałam nienawidzić mojego byłego i domalowywać wąsy jego zdjęciom. To byłoby dziecinne zachowanie. Wcale tak nigdy nie robiłam. W ogóle.
– Czy gdybyś ty... – zaciął się i potarł dłonią po karku, aż w końcu znów ciężko westchnął. – Czy gdybyś ty widziała coś nieodpowiedniego, ale znała osobę, która jest w to zamieszana, to... Powiedziałabyś jej o tym najpierw czy od razu zgłosiłabyś to w odpowiednie miejsce? – zapytał, przewiercając mnie wzrokiem.
Powietrze od razu stało się gęstsze, bo na takie tematy, to nie lubiłam rozmawiać nawet z Lily.
– Hmm, ale rzuciłeś – zażartowałam, łapiąc, że to i tak nie był temat do żartów. – Cóż, chyba zależy to od tego, jak blisko czułabym się z daną osobą. Gdybym zobaczyła, że to na przykład Lilka zakopuje czyjeś zwłoki, to musiałabym jej pomóc.
– Mer... – przerwał mi, a ja cicho zachichotałam.
– No co? Gdyby ona coś odwaliła, to najpierw bym z nią o tym porozmawiała, to jasne. Nie jestem kablem. Ale gdyby zrobiła coś naprawdę grubego, a po naszej rozmowie nie wykazywałaby chęci poprawy, to wtedy bym to zgłosiła. Zależy też, co by zrobiła. No sama nie wiem. O co ci chodzi?
Wpatrywałam się w niego z realnym zaciekawieniem, bo skoro miał takie przemyślenia, to musiało się wydarzyć coś naprawdę poważnego.
Mason przez chwilę odwzajemniał moje spojrzenie, aż tym razem to ja trąciłam go łokciem, by w końcu przemówił. Gdy otworzył usta w tym celu, usłyszeliśmy wymowne chrząknięcie.
