#TeachersPetwatt na twitterze
Mercy
Wyciągnęłam się na kanapie z laptopem na kolanach i powróciłam do pisania eseju. Aaron nie żartował, ale przynajmniej wylosowałam całkiem przyjemne zagadnienie, więc aż tak się nie martwiłam.
Poza tym ostatni tydzień był jednym z przyjemniejszych. Lily na szczęście nie stało się nic oprócz nabicia tego gigantycznego guza. Śmiałam się z niej przez dobre dwa dni, bo wiedziałam, że jego powodem była niezapowiedziana wizyta Kane'a. Była tak zestresowana i zażenowana swoim ostatnim popisem w jego towarzystwie. Aż się dziwiłam, że nie zrobiła sobie czegoś poważniejszego.
Stwierdziłam, że muszę ją bronić od spotykania się z Hansenem, bo jeszcze parę takich wypadków i skończy w kostnicy. Moja biedna Lily.
Piątkowe zajęcia strasznie mi się dłużyły mimo ciekawego wykładu Aarona. Po prostu nie mogłam się już doczekać, aż w weekend wyląduje u niego. Esej czy nie.
Jedynym szarym punktem w moim harmonogramie okazał się Mason. Od poniedziałku zaczął się dziwnie zachowywać. Odwołał jedną z sesji na siłowni i znowu się wyciszył. Pytałam, czy to coś związanego z mamą albo ich ogólną sytuacją, ale nie chciał ciągnąć tematu. Nie nalegałam, jednak martwiłam się o niego. Gdy ostatnim razem się tak ode mnie odsunął, rozstaliśmy się. Nie chciałam powtórki z rozrywki, nawet jeśli już nie byliśmy parą.
Westchnęłam, kiedy zatrzymałam się przy jednym podpunkcie i zerknęłam do lektury. W tym samym czasie zauważyłam, że pan Deveraux, zamiast sprawdzać testy innej grupy, cały czas bezczelnie mi się przyglądał. Uśmiechnęłam się karcąco po tym, jak spotkaliśmy się wzrokiem.
– Panie profesorze?
– Tak? – spytał, drapiąc się po brodzie. Wyglądał, jakbym wytrąciła go z głębokiego zamyślenia.
– Ślini się pan – rzuciłam przekornie, na co pokręcił się w fotelu.
– Wypadek przy pracy. Mam bardzo rozpraszające widoki.
Zachichotałam, po czym zasłoniłam twarz książką.
– Tak lepiej?
– Gorzej, zdecydowanie gorzej – odparł z żalem.
Zachichotałam ponownie, ale nie wychyliłam się zza lektury.
– Proszę się nie rozpraszać. Jeśli oboje skończymy wcześniej, czeka nas przyjemny weekend – poleciłam stanowczo. Miałam dla nas bardzo ciekawe plany, ale tak jak wspomniałam, musieliśmy być do tego wolni i niezobowiązani dodatkową pracą.
Zawsze wołałam odrobić zadania w piątek, a potem szaleć bez problemu w sobotę i niedzielę. Po co dodatkowy stres przed poniedziałkiem?
– Chyba muszę pani posłuchać, ale czytanie tych testów, to jak droga przez mękę. Może jak ich obleję, to w końcu zaczną się przykładać.
– Ależ pan surowy – zakpiłam. Służbista pełną parą.
– Jeszcze kilka takich uwag, a dobrze pani wie, jak się to skończy. Podpowiem, że to nie ja będę mieć potem problem z siadaniem.
Brzmiał tak kusząco, aż zaczęłam się wiercić na sofie.
– Przestań. Mam jeszcze dwie strony do końca – poleciłam. Jeśli nie zaprzestałby tej gadki, z naszego planu wyszłoby wielkie nic.
– Może się powstrzymam. – Uśmiechnęłam się. – A może nie – dodał zaraz chytrze.
Wychyliłam się zza mojego egzemplarza Snu nocy letniej i pożałowałam, że nie mogłam rzucić mu nim w głowę. Ten psychol pewnie i tak uznałby to za grę wstępną.
