To był poniedziałek.
Z tych, co pachną deszczem, nawet jeśli nie pada.
Linda zapukała lekko.
Jej uśmiech był zmęczony, ale ciepły.
Jak herbata, która za długo stoi — nie gorąca, ale znajoma.
— Dzień dobry, chłopcy. Przyniosłam trochę zupy. I... — zamilkła. W rękach miała gazetę.
Zgiętą na stronie z nekrologami.
Kai był za stołem.
W tej samej za dużej bluzie.
Jego palce dotykały krawędzi kubka.
Nie pił.
Słuchał.
— Mówiłam wam o panu Józefie? Ten z mieszkania pod wami. Beta. Samotny, z kotem, co zawsze uciekał na klatkę.
Noah pokiwał głową.
— Kojarzę. Zawsze mówił dzień dobry.
Linda westchnęła.
— Pogrzeb w czwartek. Zmarł we śnie. Podobno zawał. Ale to nie to najgorsze. Nikt nie przyszedł do niego przez trzy dni. Dopiero zapach... — zamilkła. Odchrząknęła.
— Dobrze, że miał kota. To on zaczął drapać w drzwi. Tak go znaleźli.
Kai zaczął oddychać szybciej.
Nie głośno. Ale Noah zauważył.
Jak zawsze.
Linda mówiła dalej — o tym, jak Józef był dziwny, ale miły. Że kiedyś przyniósł jej ciasto, chociaż było słone zamiast słodkiego. Że nikt nie wiedział, czy był kiedyś zakochany. I że zawsze patrzył na ludzi, jakby się bał, że zaraz znikną.
Kai już nie słuchał.
Jego palce przestały drgać.
Bo zrobiły coś… innego.
Wysunęły się spod rękawa.
I… dotknęły.
Nie skóry.
Nie dłoni.
Tylko materiału.
Rękaw bluzy Noaha.
Złapał go delikatnie.
Jakby sprawdzał.
Noah zamarł.
Ale nie spojrzał.
Nie poruszył się.
Tylko trwał.
Cicho.
Jakby ten dotyk był święty.
Kai nie patrzył na niego.
Wpatrywał się w stół.
Ale trzymał.
Jakby Linda — z całym swoim opowiadaniem o samotności — otworzyła w nim jakąś skrzynię. Taką, co była zamknięta od lat.
— On... — Kai odezwał się nagle, przerywając Lindzie. Głos cichy jak szept przez łzy. — On... pewnie chciał, żeby ktoś był obok. Nawet kot.
Linda zamilkła.
A Noah pierwszy raz w życiu miał ochotę się rozpłakać, bo Kai powiedział coś nie o sobie, ale dla kogoś innego.
Dotyk nie zniknął.
Kai trzymał rękaw przez całą rozmowę.
Dopiero gdy Linda wyszła, puścił.
Ale Noah nie ruszył się jeszcze przez dziesięć minut.
Bo jego rękaw pachniał teraz czarną porzeczką.
I wiedział, że nie wypierze tej bluzy już nigdy.
CZYTASZ
3am (LGBTQ+)
RomanceGatunek: omegaverse, angst, hurt/comfort, mega slow burn, slow and not full healing, trauma, found family --- Bo właśnie o tej godzinie Noah po raz pierwszy poczuł zapach swojego przeznaczenia. A potem nic już nie było takie samo. #1 w lgbt 28.06.25
