7.

222 11 3
                                        

Kuchnia była cicha.

Nie taka napięta cisza, jaką znał Kai.
Nie taka, która zwiastuje krzyk, uderzenie, drzwi trzaskające jak policzki.

To była cisza herbaty, która stygnie.
I świateł, które nie rażą, tylko ogrzewają.

Na stole stało coś, co wyglądało jak deser.
Pudding czekoladowy.
Z paczki, pewnie.
Ale zrobiony przez Noah’a.
Bo pachniało nim.
Trochę różą.

Kai siedział naprzeciwko.
Milczał.

Jego oczy mówiły: to pułapka.
Ale żołądek był cichym buntownikiem.
I Noah nic nie mówił.

Nie poganiał.
Nie patrzył z wyczekiwaniem.
Po prostu mieszał swoją herbatę, która już dawno straciła smak.

Kai wziął łyżeczkę.
Małą.
Srebrną.
Trochę zbyt ciężką jak na jego dłoń.

Wsunął ją do deseru.
Czekolada była gładka, jakby obiecywała: nie skrzywdzę Cię.

Jedno… małe… przełknięcie.
Niebo na języku.
Strach w żołądku.

Czekał.

Minuta.
Druga.
Trzecia.

Nie zwymiotował.
Nie poczuł, że coś go dusi od środka.
Nie musiał uciekać do łazienki.

To był pierwszy raz od tygodni,
kiedy słodycz nie brzmiała jak kara.

Kai na niego spojrzał.

A Noah — zauważył.
Oczy mu zmiękły, jakby serce trochę mniej bolało.

Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
Kai zesztywniał.
Dłoń zacisnęła się na łyżeczce.

— To tylko Linda — mruknął Noah.
Spokojnie.
Cicho.
Jakby wiedział, że hałas to wróg.

Linda była betą.
Ale nie taką „neutralną”, bezbarwną.
Była jak wiosna w ludzkiej formie.

Z fartuszkiem z nadrukiem kociaków.
I miską zupy, którą trzymała jak skarb.

— Pomyślałam, że chłopak może być głodny. Albo ty, Noah, bo wyglądasz, jakbyś żywił się powietrzem i kawą.

Kai patrzył na nią jak na kosmitkę.
Z innej planety.
Takiej, gdzie nikt nie bije.

Nie odezwał się.
Ale nie uciekł.
I to było więcej niż wszystko.

Linda uśmiechnęła się do niego tak, jakby nic nie trzeba było tłumaczyć.
Postawiła miskę na blacie.

— Zupa dyniowa. Bez cebuli, bez mięsa — dodała i mrugnęła do Noah’a.

Gdy zamknęły się drzwi, Kai podszedł do stołu.
Nie tknął zupy.
Ale znów spojrzał na deser.

I tym razem zjadł wszystko.

Noah nie powiedział słowa.
Ale w jego oczach był ogień.
Cichy, miękki.
Ogień dumy.
Za coś tak małego,
co było większe niż życie.

3am (LGBTQ+) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz