Krok 37. Nikt nie śmieje się piękniej.

54.4K 1.4K 5.8K
                                        

– Co ty, do cholery, masz na sobie? – sapnęłam, kiedy w końcu udało mi się wyrwać z pierwszego szoku. – I po co ci koszyk?

– No co? – Shey wzruszył ramionami, poprawiając wolną dłonią kapelusz. – No przecież idziemy na grzyby.

– Na grzyby, a nie na sesję zdjęciową do okładki poradnika o wędkarstwie! – zawołałam, gestykulując. – Ty tak wyszedłeś z domu?

Wesołość go opuściła.

– Oczywiście, że nie. Nie chciałem, żeby ktoś zaczął coś podejrzewać – prychnął z wyższością. – Przebrałem się przed twoim domem, żeby ci pokazać, że biorę to zadanie naprawdę na poważnie. W przeciwieństwie do ciebie. – Zlustrował wzrokiem moje białe air force'y, jasne jeansy i kurtkę. Pokręcił z dezaprobatą głową. – I ty uważasz się za osobę kompetentną? Przecież twój strój kompletnie nie nadaje się do zbierania grzybów. Wyglądasz komicznie.

– Ja wyglądam komicznie? – szepnęłam z niedowierzaniem. – Śmiesz mi to mówić, mając na sobie to... coś?

Kompletnie nie przejął się moją reakcją i co więcej – wydawał się naprawdę dumny ze swojego stroju. Pewność siebie i arogancja buchały przez pory jego skóry.

– To coś uratuje mnie przed kleszczami i robactwem – fuknął wyniośle. – Nie będę wyciągał pająków z twoich rozpuszczonych włosów.

– Po co ci płaszcz przeciwdeszczowy? – Zerknęłam na bezchmurne niebo. – Przecież nie pada.

– Bo obejrzałem poradnik i tam mieli płaszcze? To chyba logiczne? – odparł urażony tym, że musi tłumaczyć coś tak oczywistego. – Wiedziałabyś, gdybyś się przygotowała. Kompletnie poległaś na tym zadaniu.

Odchrząknęłam, by pozbyć się mrowienia w przełyku. To było dziwne, zapomniane przeze mnie uczucie, jakbym chciała się roześm...

Szybko się za to skarciłam. Nie bywałam rozbawiona przy degeneracie. Mogłam go wyśmiać, wykpić i to tyle.

– Masz się przebrać – rozkazałam z kamienną miną. – Nie pokażę się z tobą, jeśli wyglądasz w ten sposób.

– Że niby w jaki? – Nie ukrywał złości w tonie, a ja nie potrafiłam wziąć jej na poważnie, nie kiedy wyglądał jak wyjęty z reklamy sklepu z kaloszami. – Masz coś do mnie, hm?

Przymknęłam powieki i głęboko odetchnęłam. Mimo że pragnęłam poczęstować go wiązanką słów, w której upokorzyłabym go na trzydzieści różnych sposobów, zrezygnowałam z tego pomysłu. Nasza historia nieraz pokazała, że rozpoczęcie spotkania od kłótni nie kończy się dobrze, toteż odrzuciłam uprzedzenia, by ten wieczór nie okazał się kompletną katastrofą.

Oblizałam wargi i przeanalizowałam dostępne opcje. Wiedziałam, że Shey jest obrażony i że wystarczy jedno złe słowo, aby nie odezwał się do mnie do następnej wiosny. Miał duże, ale kruche ego i choć zazwyczaj to wykorzystywałam, w tej sytuacji musiałam zachować drwiny dla siebie.

– Nie, to... – zaczęłam koślawo, drapiąc się po skroni. – Fakt, to dobry strój na grzyby. Ale nie zrozumiałeś mnie. My nie będziemy zbierać grzybów.

– Jak to? – zdziwił się.

– Myślałam, że to dość oczywiste. Po prostu pójdziemy do lasu na spacer. Te grzyby były w wielkim cudzysłowie, ponieważ wątpię, aby którekolwiek z nas znało się na grzybach.

– Przecież umiesz biologię. Powinnaś się na tym znać – prychnął nonszalancko.

Zacisnęłam zęby i w ostatnim momencie zrezygnowałam z sięgnięcia po wiatrówkę ojca.

Bitter. Rozkwit. Faza IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz