Jak sobie życzysz, Blair

13.6K 651 110
                                        

Otwieram drzwi dokładnie w tym samym momencie, co Hudson. Staje naprzeciwko mnie w korytarzu, jakby los postanowił zrobić mi psikusa i zmusić nas do tej niezręczności. Oboje w strojach sportowych, gotowi na poranny trening, ale nie razem. Nie dzisiaj, bo mam inne plany.

Patrzy na mnie, a ja na niego. I choć mijają może dwie sekundy, czuję je jak wieczność. W środku mam chaos. Napięcie w ramionach, ścisk w żołądku, dłoń zaciska się na pasku torby. Gdy się obudziłam, wiedziałam, że nie dam rady spojrzeć mu w oczy i udawać, że nic się nie wydarzyło. Bo wydarzyło się. Siedziałam na jego kolanach, naga od szyi w dół, gotowa zrobić ten ostatni krok. Gotowa... aż zadzwonił ten cholerny telefon. I musiał wyjść.

– Cześć – mówię. Głos mi lekko drży, ale uśmiecham się szeroko. Za szeroko, aż fałszywie.

– Blair – odpowiada i patrzy na moją torbę sportową, a ja w tym samym czasie poprawiam ją na ramieniu – Wychodzisz? – pyta.

– Tak – rzucam, ruszając korytarzem w stronę holu. Idzie za mną. Słyszę jego kroki – Jestem umówiona z Aurorą na pilates – Rzucam mu spojrzenie przez ramię – Odpuszczam dziś naszą wspólną siłownię.

Wchodzę do holu i kieruję się do kuchni. Sissi pewnie tam jest, jak co rano. I mam rację – kotka leży zwinięta na krześle przy wyspie, lekko drży w rytmie snu.

Zauważam kątem oka, że Hudson się zatrzymał. Stoi i patrzy.

– Do kancelarii przyjadę trochę później – mówię, zerkając w stronę lodówki – Jestem jeszcze umówiona na śniadanie. Mam nadzieję, że nie ma z tym problemu, wiesz, jako mój szef.

Cisza między nami rozciąga się jak guma, więc z ekspresową precyzją wyciągam jedzenie dla Sissi z lodówki. Nawet nie patrzę, co biorę. Ruchy mam szybkie, mechaniczne, jakby od tempa zależało moje życie. Otwieram puszkę, wsypuję porcję do miseczki, a kotka ledwo otwiera jedno oko, zanim leniwie zeskakuje z krzesła.

– Nie, to nie problem – słyszę głos Hudsona za plecami.

Kiwam głową, pochylam się i całuję Sissi między uszami, po czym ruszam w jego stronę, gotowa wyjść.

– Wszystkie rzeczy na przebranie mam ze sobą – mówię, mijając go bez spojrzenia – Więc nie ma potrzeby, żebym wracała do mieszkania.

Otwieram drzwi. Czuję, że rusza za mną, słychać jego kroki. Zapinam płaszcz na jeden guzik, byle mieć czym się zająć. Hudson przekręca zamek, zamyka drzwi za nami. Ja już podbiegam do windy i wciskam przycisk. Winda otwiera się przede mną. Wchodzę pierwsza, Hudson zaraz za mną. Naciskam dwa przyciski – garaż i piętro, gdzie jest siłownia.

Grzebię w torbie, szukając kluczyków do auta, i rzucam pytanie, jakby to była najnormalniejsza rozmowa na świecie:

– Wszystko dobrze z sędzią Carfozo?

Podnoszę wzrok i to błąd. Hudson patrzy na mnie z uwagą, marszczy brwi. To spojrzenie – znajome, ciężkie, przeszywające – sprawia, że natychmiast przypomina mi się wczorajszą noc. Dotyk jego dłoni na mojej skórze. Jego usta na moich. Jego głos, gdy powiedział moje imię. To wszystko wraca. I robi mi się gorąco, aż za bardzo.

– Niezbyt – odpowiada – Ale nie mogę o tym mówić.

Kiwam głową i odwracam wzrok. Wpatruję się w przyciski windy, jakby były najbardziej interesującą rzeczą na świecie. Jesteśmy dwa piętra od celu. Winda zwalnia.

– Wszystko pewnie dowiesz się z pracy, do lunchu – dodaje jeszcze, zanim zrobi krok w bok.

Znów tylko kiwam głową. Nic więcej nie mówię, bo jak otworzę usta, mogę nie zdołać utrzymać maski.

Darkness And RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz