10. Echo przeszłości

3.4K 204 41
                                        

Popołudniowe słońce stopniowo i leniwie rozlewało się po krętych drogach włoskiej prowincji, oświetlając mozaikę cyprysów i oliwnych drzew, które od wieków pilnowały tego miejsca jak milczący strażnicy. SUV sunął cicho po wąskiej, piaszczystej drodze, wzbijając za sobą delikatny obłok kurzu, który unosił się w powietrzu niczym wspomnienie czegoś, co minęło, ale nie zniknęło całkowicie.

Siedziałam na miejscu pasażera, z dłonią opartą o szybę i wzrokiem wbitym w krajobraz. Każdy mijany zakręt przypominał mi o tym, jak daleko zaszliśmy. Nie tylko geograficznie, ale też moralnie. Za nami zostawały domy pełne niewypowiedzianych słów, pęknięć i fałszywych uśmiechów. A przed nami? Przed nami była prawda, której nikt z nas nie chciał, ale każdy potrzebował.

William prowadził w milczeniu, z dłonią pewnie zaciśniętą na kierownicy. Miał na sobie czarny T-shirt, który podkreślał napięte mięśnie ramion, a jego wzrok był tak skupiony, jakby chciał rozebrać na czynniki pierwsze każdą nierówność drogi. Przez uchylone okno wpadał zapach jaśminu, zmieszany z ziemią i suchym powietrzem południa.

Ian siedział z tyłu, oparty o bok samochodu. Patrzył przez szybę z takim skupieniem, jakby liczył każde drzewo. W jego oczach było coś, co zaniepokoiło mnie bardziej niż jakiekolwiek słowa — bezsilność.

— Ethan nie działa przypadkiem — odezwał się w końcu William, przerywając ciszę, która ciążyła na nas od momentu opuszczenia budynku. — Skoro wpuścił nas w pułapkę, uwięził Stefanię i Sarę... mówi, że kluczem jest Stefano to znaczy, że on coś wie i to nam się raczej nie spodoba — przewidział.

— Myślisz, że Stefano coś przed nami ukrywa? — Ian nie podniósł głosu. To pytanie brzmiało raczej jak głośna myśl. — Znaczy na pewno wiele nam nie mówi, tak samo jak ojciec, ale czy może być coś tak potężnego, że pragnie tego Ethan?

— A nie? — William uniósł brew, wciąż nie odrywając wzroku od drogi. — Ethan to nie amator. Nie buduje tej gry na podstawie domysłów. Ma cel, ale za cholerę nie wiem jaki — uderzył dłonią w kierownicę, przez co się wzdrygnęłam.

Zacisnęłam dłonie na podłokietniku. Przez sekundę miałam ochotę krzyknąć, że to absurd. Że Stefano był moim ojcem, że zawsze mnie chronił. Może nie był idealny, ale nie mógłby być częścią czegoś takiego.

A potem przypomniałam sobie jego spojrzenie, gdy wpatrywał się czasami pusto przed siebie, jakby znał odpowiedź na pytanie, którego nikt nie zadał. Przypomniałam sobie, jak rzadko mówił o swojej przeszłości. Jak jego lojalność wobec niektórych ludzi była... zbyt głęboka.

— On nie jest częścią tej gry — odezwałam się cicho, może bardziej do siebie niż do nich. — Ojciec nigdy by nas nie wystawił.

— A jeśli nie musiał? — William spojrzał na mnie kątem oka. — A jeśli to, co zrobił lata temu, wróciło teraz po nas?

Spojrzałam przed siebie, w miejsce, gdzie droga wiła się między wysokimi cyprysami jak blizna po dawnej ranie. Czułam, jak coś we mnie pęka. Z jednej strony chciałam wierzyć w ojca, a z drugiej coś we mnie krzyczało, że ta gra nie była już tylko grą. To była zemsta. I kto, jak kto... ale Ethan potrafił czekać.

— Jeśli on jest kluczem... — Ian odezwał się znów, bardziej do siebie. — To co takiego wie?

Milczenie, które zapadło po tym pytaniu, było jak cisza w kościele tuż przed spowiedzią. Każde z nas wiedziało, że nadchodzi konfrontacja. A Stefano... Stefano był ojcem. Moją rodziną. Czymś tak zakorzenionym w mojej tożsamości, że samo myślenie o tym, że mógł nas zdradził, paliło mnie od środka.

William spojrzał na mnie jeszcze raz. Tym razem łagodniej. Jakby czuł, że się rozpadam, ale nie miał odpowiednich słów, żeby mnie poskładać.

— Aniołku... jeśli to wszystko naprawdę prowadzi do niego musimy to wiedzieć, cokolwiek to jest — starał się pocieszyć mnie wzrokiem. — Dla Stefanii i Sary.

Secret DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz