Wschód słońca nieśmiało przecinał horyzont, rozlewając się po niebie odcieniami różu i bursztynu, jakby dzień nie chciał zbudzić nikogo zbyt gwałtownie. Delikatne światło muskało kamienne balustrady tarasu, a chłodna bryza przynosiła ze sobą zapach lawendy i cyprysów rosnących w ogrodach rezydencji.
Na podłodze leżały trzy puste butelki po winie, jedna przewrócona i kręcąca się leniwie w miejscu, jakby szukała logicznego zakończenia nocnej historii. Obok nich kilka niedopałków, niedbały popiół i rozsypane orzeszki. Byliśmy w centrum chaosu, który pachniał winem, starymi wspomnieniami i czymś jeszcze. Czymś niepokojąco znajomym.
Siedzieliśmy z Williamem na kamiennym murku, owinięci kocem, który wcześniej porwaliśmy z salonu. Nasze dłonie trzymały się jeszcze kieliszków, ale żadne z nas nie miało już siły, by unieść szkło do ust. Śmialiśmy się. Nie z czegoś konkretnego, raczej z absurdu sytuacji. Ze zmęczenia, z wspólnych głupot.
— Nie pamiętam, kto pierwszy rzucił hasło chodźmy do piwniczki, ale... to był zły pomysł — westchnęłam, opierając głowę o jego ramię. Zrobiłam to całkowicie niekontrolowanie, to było jak naturalny odruch.
— To na pewno byłem ja — odparł William, chociaż oboje dobrze wiedzieliśmy, że to była moja wina. — Wiesz, kiedy twoja siostra odkryje, że opróżniliśmy jej ulubione Barolo, zrobi z nas gnocchi.
— Ojciec mnie prześwięci za te niedopałki — jęknęłam, próbując zebrać kilka z nich do kieliszka. — Mówił, że taras to święte miejsce. A teraz wygląda jak po wieczorze kawalerskim w Neapolu.
William parsknął śmiechem i odsunął się, opierając głowę o kolana. Jego rozczochrane włosy wyglądały jak po walce z huraganem, a cienie pod oczami tylko pogłębiały jego melancholijny urok.
— Jeszcze nigdy nie było tak spokojnie — mruknął. — Żadnych zadań, żadnych trupów. Tylko wino i ty.
Nie odpowiedziałam od razu. Bałam się, że jeśli coś powiem, czar pryśnie.
W końcu się poruszyłam, przeciągając się lekko i zerkając na światło wschodzącego słońca.
Nawet nie byłam w stanie przypomnieć sobie kiedy wspólnie postanowiliśmy udać się na dolny taras z winem, kocem i paczką orzeszków. Siedzieliśmy całą noc rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nie było konkretnych i poważnych tematów. Ale to była przyjemna noc. Inna, wyróżniająca się.
— Może... spróbujmy się przespać godzinę zanim ktokolwiek wstanie — zaproponowałam, po czym ziewnęłam.
— W sumie — William podniósł się i rozejrzał. — Może uda się przemknąć do pokoi przed tym, jak Chris nas przyłapie i zacznie wszystkim rozpowiadać — zażartował.
Zebrałam ostatnie niedopałki, kieliszki i butelki z resztkami wina. Ruszyliśmy w stronę drzwi. Przed wejściem zatrzymaliśmy się. Coś w powietrzu zmieniło się, jakby cisza stała się gęstsza, bardziej namacalna.
Przez chwilę staliśmy naprzeciwko siebie, lekko zakłopotani, jakby nagle cały wieczór przestał być bezpieczny i stał się... prawdziwy. Chciałam go uściskać, ale moja dłoń zatrzymała się w połowie drogi. On zrobił krok, jakby chciał mnie pocałować, ale ułamek sekundy później zawahał się. Niezręcznie zderzyliśmy się ramionami, co skwitowaliśmy delikatnym parsknięciem.
I wtedy...
— Żółwik? — zapytałam półżartem, wyciągając dłoń.
Parsknął i z lekkim śmiechem puknął knykciami w moje.
— Żółwik — potwierdził.
— Dziwniejsze rzeczy już robiliśmy — przypomniałam, a raczej alkohol krążący w moich żyłach.

CZYTASZ
Secret Death
Teen Fiction"A gdy zwalczymy wszechświat, nie pozwól aby pokonała nas śmierć." 3 część trylogii "Secret" Dziękuję za okładkę: @facermela