— Mamo?
Usłyszałam jego głos jeszcze zanim się odwróciłam. Siedziałam przy kuchennym stole, ściskając kubek z niedopitą kawą, jakby jego ciepło miało mnie ocalić od wszystkiego, co za chwilę miało się wydarzyć. Odetchnęłam cicho, zanim spojrzałam na chłopca, który właśnie wślizgnął się do kuchni w swojej piżamie w rakiety. Włosy miał potargane, na jednej z nóg wisiała tylko jedna skarpetka. Był taki mały. Taki mój.
— Nie śpisz już? — zapytałam łagodnie, próbując ułożyć twarz w coś, co przypominałoby spokój.
— Obudziłem się, bo było za cicho — odparł i potarł oko piąstką. — Zawsze jak jest za cicho, to znaczy, że myślisz za dużo.
Uśmiechnęłam się słabo. Miał dopiero cztery lata, a czasami brzmiał jakby przeżył całe życie.
— Chodź tutaj — wyciągnęłam do niego ręce.
Wspiął się na kolana, jak robił to zawsze. Ułożył głowę pod moją brodą i westchnął ciężko. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Próbowałam zapamiętać to uczucie — jego ciało wtulone we mnie, ciepło, zapach jego włosów.
— Mamo? — znów przerwał ciszę.
— Tak? — spojrzałam w jego bursztynowe oczy, przez które drobno przebijała się zieleń.
— Gdzie pojedziemy w tym tygodniu? Mason powiedział, że to będzie niespodzianka.
Zawahałam się.
— Pojedziecie do jego mamy na wieś — zaczęłam bardzo niepewnie, zastanawiając się jaka będzie jego reakcja. — Będziecie bezpieczni i... będziecie się dobrze bawić. Ona ma ogromny ogród, pamiętasz?
— Ale ty z nami nie jedziesz? — natychmiast odwrócił swoją głowę w moim kierunku, a jego drobne, ale pełne usta wykrzywiły się w niezrozumieniu.Zacisnęłam powieki.
Tak bardzo nie chciałam się rozstawać z nim. Nigdy nie mieliśmy z Aresem rozłąki, dlatego też nie byłam pewna jak to zniesie. Miał dopiero cztery lata.
Po długiej rozmowie z Masonem stwierdziliśmy, że najbezpieczniejszą opcją będzie jeśli razem zostaną u matki Scotta. W naszym domu nie byli bezpieczni. Mason musiał również chodzić do pracy, dlatego pani Scott była idealna żeby przebywać z Aresem całymi dniami, zaprowadzać go do szkoły i odbierać.
— Nie mogę, kochanie. Mam sprawy do załatwienia — powiedziałam z wyraźnym smutkiem w głosie.
— Takie, których nie można zabrać do walizki? — zapytał z przechyloną głową. Mimo wszystko delikatnie parsknęłam śmiechem.
Czasami zastanawiałam się jak to było możliwe, że w wieku czterech lat był taki mądry, bystry. Nie miałam pojęcia czy to zasługa genów, czy takiego wychowania. Był przecież moim i Williama Blake'a synem - musiał być wyjątkowy.
— Takie, których nie da się spakować, ani zostawić — pokiwałam znacząco głową. — Ale wrócę zanim się obejrzysz — przeczesałam jego niesforne kosmyki włosów, które opadały mu na czoło.
— Obiecujesz? — zapytał na co pocałowałam go w czubek głowy.
— Obiecuję.
Nie byłam pewna, czy to kłamstwo. Ale był moim dzieckiem. Musiałam je powiedzieć. Musiałam do niego wrócić.
— Nie bój się o nas — wzruszył delikatnie ramionami, a na moje usta wkradł się niepostrzeżenie uśmiech. — Jakby co to będę tak głośno krzyczał, że tata wróci z kosmosu i mnie obroni — zadarł dumnie podbródek do góry, a w moich oczach stanęły łzy.

CZYTASZ
Secret Death
Teen Fiction"A gdy zwalczymy wszechświat, nie pozwól aby pokonała nas śmierć." 3 część trylogii "Secret" Dziękuję za okładkę: @facermela