— Mamo?
Głos Aresa był jak szept wyciągnięty z innego świata. Spojrzałam w stronę kuchennych drzwi i zobaczyłam go — stojącego w przejściu, wciąż nie do końca wybudzonego. Przecierał oczy drobnymi piąstkami, a jego dziecięca piżama z rakietami była przekrzywiona, jakby sen walczył jeszcze z rzeczywistością. Spod jednej nogawki wystawała skarpetka w granatowe gwiazdki, ta, którą zawsze wkładał odwrotnie.
— Wyspałeś się już? — zapytałam łagodnie, próbując ukryć drżenie głosu. Odkładałam właśnie kopertę na blat, jakby była czymś zupełnie niewinnym. Ale nie była.
Pokręcił głową.
— Obudziłem się sam. Ciocia Megan przyszła.
Słowa zawisły w powietrzu jak oszronione szkło.
Zamarłam. Dosłownie. Moje palce zacisnęły się na kubku z kawą tak mocno, że aż usłyszałam lekkie kliknięcie porcelany. Moje ciało natychmiast zesztywniało, a w gardle utknęła kula strachu.
— Ciocia Megan? — powtórzyłam ostrożnie, nie wiedząc jeszcze, czy mam do czynienia z fantazją dziecka czy... czymś więcej. Przecież Ares nigdy nie poznał Megan.
— Tak. Usiadła obok mnie. Powiedziała, że nie powinienem wychodzić do ogrodu, jak nikogo nie ma. I że mam uważać na pana w czarnym płaszczu i z zegarkiem, który świeci.
Zamarłam. W jednej sekundzie wszystko wróciło — pogrzeb Megan, ten pusty wzrok, którym patrzyłam na jej zdjęcie. Ostatnie słowa, które do mnie powiedziała. Przysięgała, że mnie nie zostawi.
A teraz mówiła przez moje dziecko.
— Może ci się przyśniło, kochanie. Wiesz, że czasami mamy bardzo realistyczne sny — wymusiłam uśmiech, ale mój głos był szorstki, nienaturalny. Ares jednak spojrzał na mnie poważnie. Zbyt poważnie jak na czterolatka.
— Ale ona była prawdziwa. Wyglądała jak ze zdjęć, które mi kiedyś pokazywałaś.
Przyciągnęłam go do siebie. Objął mnie ciasno. Miał w sobie ciepło, które potrafi tylko dziecko. I był mój. Tylko mój. A ja zrobiłabym wszystko, by nigdy nie poznał prawdy. Ani o tym, kim był jego ojciec. Ani o tym, kim tak naprawdę wszyscy byliśmy.
***
Kilka godzin później siedziałam w swoim gabinecie. Przeszklona ściana odbijała moje zmęczenie. To miejsce, kiedyś tętniące nowym początkiem, teraz przypominało chłodny, korporacyjny azyl. W powietrzu unosił się zapach nowych opon i świeżo parzonej kawy z kawiarenki obok. Dźwięki komputerów, rytmiczne stukanie klawiatur i przypadkowe śmiechy zza drzwi. Wszystko wydawało się... zbyt normalne. Nagle z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi.
William.
Wszedł bez słowa, zamykając za sobą delikatnie szklane drzwi. Ubrany w czarny garnitur, włosy krótsze niż kiedyś, ale ten sam ciężar w spojrzeniu. Czas go zmienił. I to bolało. Bolało, że dojrzał beze mnie.
— Jakoś podświadomie czułem, że cię tu zastanę — powiedział cicho, siadając naprzeciwko mnie. — Choć tyle lat nie wiedziałem, czy znajdziesz odwagę, żeby tu wrócić. Do Meerbey City — dodał z ciężkim, ochrypłym głosem.
Milczałam. Patrzyłam na niego. Przez chwilę. Potem zsunęłam wzrok na blat biurka. Koperta nadal tam leżała. List nadal we mnie siedział.
— To miasto nie należy tylko do ciebie, to również moje miejsce — odpowiedziałam chłodno, choć w środku moje serce waliło jak opętane.
William zaśmiał się krótko, bez cienia rozbawienia.
— Nie... już nie. Ty odeszłaś. Zostawiłaś wszystko — powiedział niskim, zranionym tonem. — Bez słowa. Bez pożegnania. Jakby cała ta historia była tylko snem, z którego się obudziłaś i z ulgą o nim zapomniałaś.

CZYTASZ
Secret Death
Teen Fiction"A gdy zwalczymy wszechświat, nie pozwól aby pokonała nas śmierć." 3 część trylogii "Secret" Dziękuję za okładkę: @facermela