#TeachersPetwatt na twitterze
Aaron
Wiedziałem, że sobie nie odpuszczę. Nie dała mi ostatniego pocałunku, ale kogo ja próbowałem oszukać? Gdybym tylko dostał szansę, by ponownie jej posmakować, tylko jeszcze bardziej bym się w niej zatracił.
Zdawałem sobie sprawę z naszej sytuacji. Nie mogłem pozwalać sobie na za dużo, ale mogłem... próbować.
Pierwsza okazja nadarzyła się już po wyjściu z auli. Szedłem wzdłuż korytarza i nagle zauważyłem, jak z bocznej odnogi wyłoniła się Mercy w towarzystwie dziewczyny, z którą siedziała na zajęciach. Obie zareagowały na mój widok, więc mogłem się tylko domyślać, że blondynka wiedziała, kim jestem.
Usłyszałem je. Mówiły o Mardi Gras. Wiedziałem, że to moja szansa. Przechodząc obok nich, zachowałem maskę obojętności. Jedynie je powitałem i udałem się w swoją stronę. Czułem na plecach palący wzrok, jednak nie wiedziałem, czy należał do Mercy, czy do jej przyjaciółki.
To nie było ważne. Miałem nadzieję, że na obchody udadzą się do mojej dzielnicy, choć za tą dziewczyną poszedłbym wszędzie.
To się nazywa „obsesja".
Cii, to się nazywa „determinacja".
Nie mogłem się powstrzymać. Coś mnie do niej ciągnęło i zamierzałem się dowiedzieć, co takiego.
***
Nie chciałem bawić się w żadnego stalkera, to nie były moje klimaty. Największa parada miała przejść dokładnie pod moim balkonem, więc postanowiłem liczyć na łut szczęścia i chociaż raz w życiu los się do mnie uśmiechnął. Zauważyłem ją z daleka. Uśmiechała się z przyjaciółką przy jednym ze stoisk. Wyglądała na odprężoną, zupełnie tak jak wtedy, gdy znajdowała się pod moim urokiem.
Nie musiałem jej nawet śledzić, bo kolejnym zrządzeniem losu towarzysząca jej blondynka na chwilę zniknęła. W tym samym momencie ruszyłem w jej stronę. Kiedy trąciłem lekko jej ramię, poczułem, że lekko się wzdrygnęła. Okręciła się na pięcie z widocznym zaciekawieniem. Musiała poznać mnie po dotyku.
Moja mądrala.
– Aaron?
– Bonsoir, ma chérie – przywitałem się, nawet nie próbując ukryć uśmiechu. Nie uchyliłem jednak maski. W tłumie na pewno znajdowali się moi studenci, więc nie zamierzałem odkrywać wszystkich kart.
– Co... Co ty tu robisz? – zapytała, rozglądając się na boki.
– Świętuję Mardi Gras? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Odrobina frustracji zamajaczyła na odsłoniętym skrawku jej twarzy.
– Wiesz, co czym mówię. Śledziłeś mnie?
– Uważasz, że byłbym do tego zdolny? – Ponownie się uśmiechnąłem. Ta mała gra w pytania zaczęła mi się nawet podobać.
– Tak – odparła bez zawahania.
– Nie, Mercy. Nie śledziłem cię. Uwierzysz, jeśli powiem, że wypatrzyłem cię w tłumie? Rozświetlasz swoją osobą najciemniejszy dzień.
– Nie, nie uwierzę. A te teksty możesz zachować dla następnej chętnej – odparła zacięcie. – Wybacz, ale jestem tu z kimś, kto... nie jest tobą.
– A tak. Prawda. Ja nie mam blond włosów i pęcherza wielkości orzeszka. – Na moje słowa, całkowicie zmieniła postawę. Uderzyła dłońmi o uda, a z jej ust wypadło sapnięcie.
