3.7 - Estoy de vuelta en el juego

104 14 0
                                    


Héctor siedział na plastikowym krześle na lotnisku w Marsylii, wpatrując się w bilet, który trzymał w dłoni. Każda sekunda oczekiwania na boarding przypominała mu o tym, jak bardzo zawiódł – nie tylko siebie, ale też Amelię. W głowie krążyły mu wszystkie nieodebrane połączenia i wiadomości, które do niej wysyłał przez ostatnie dni.

„Amelia, proszę, tylko chwilę. Pozwól mi to wyjaśnić."
„Camille, proszę, powiedz jej, żeby mnie wysłuchała."
„Louis, wiem, że pewnie mnie nienawidzisz, ale ja muszę z nią porozmawiać."

Zero odpowiedzi. Żadnych reakcji. Telefon milczał, a Héctor czuł, jak z każdą godziną ich milczenie pogłębia jego poczucie bezradności. Amelia postanowiła odciąć się od niego całkowicie, a on nie mógł jej za to winić.

Czekając na swój lot, spoglądał na ludzi wokół siebie – rodziny wracające z wakacji, biznesmenów w eleganckich garniturach, młode pary z szerokimi uśmiechami. Wszyscy wyglądali, jakby mieli wszystko pod kontrolą. Hiszpan czuł się jak intruz w tym świecie.

Westchnął, opierając się na oparciu krzesła, po czym przymknął oczy. Jego myśli automatycznie wracały do tamtych chwil z Amelią – do jej uśmiechu, do tego, jak wyglądała w porannej pościeli, jak śmiała się z jego niezgrabności w kuchni. Była jak światło w jego życiu, którego teraz tak bardzo brakowało.

Ogłoszono jego lot. Héctor wstał, czując, jak ciężar powrotu do Barcelony przygniata go jeszcze bardziej. Wiedział, że musi wrócić na treningi, choć jego serce wcale tego nie chciało. Każdy krok w stronę bramki odlotów wydawał się symbolem jego porażki – wyjazdu z Marsylii bez wyjaśnienia sprawy, bez choćby jednego spojrzenia Francuzki.

Wchodząc na pokład samolotu poczuł, jak wzbiera w nim frustracja. Nie mógł przestać myśleć o tym, co by było, gdyby udało mu się dotrzeć do niej przed wylotem. Co by było, gdyby dała mu jeszcze jedną szansę.

Gdy usiadł na swoim miejscu, wyciągnął telefon, mimo że wiedział, że zaraz będzie musiał go wyłączyć. Otworzył ich ostatnią rozmowę i napisał:

„Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczysz. Ale ja będę czekał. Zawsze."

Wysłał wiadomość tuż przed startem. Nie oczekiwał odpowiedzi. Właściwie, nie miał już żadnych oczekiwań.

Gdy samolot unosił się w powietrze, Héctor patrzył przez okno, czując, jak jego serce zostaje na ziemi, w Marsylii – tam, gdzie była Amelia.

***

Słońce powoli zachodziło, malując niebo nad Marsylią odcieniami pomarańczu i różu. Amelia siedziała na ciepłym piasku, patrząc na fale rozbijające się o brzeg. Florian leżał obok niej, z rękami za głową, opowiadając jakąś zabawną historię o jednym z jego kolegów z drużyny, który próbował udawać, że jest świetnym kucharzem, a ostatecznie podpalił garnek z makaronem.

Ona wybuchnęła śmiechem, a jej głos odbił się echem od spokojnej tafli morza. Florian uśmiechnął się szeroko, zadowolony, że udało mu się wywołać u niej radość.

— Wiesz co? — powiedziała, próbując złapać oddech między kolejnymi wybuchami śmiechu. — Twoje historie są jednocześnie najgłupsze i najbardziej zabawne, jakie kiedykolwiek słyszałam.

— A to znaczy, że jestem mistrzem anegdot! – zażartował Florian, sztucznie wypinając pierś. — Chyba zasłużyłem na kolejną szansę, żeby cię rozśmieszyć, co?

Amelia przewróciła oczami, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. Czuła się... lekko. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jej umysł był wolny od ciężaru myśli o Héctorze, od bólu, który towarzyszył jej każdego dnia. Wirtz był jak powiew świeżego powietrza, pozwalając jej oderwać się od wszystkiego, co było zbyt trudne do udźwignięcia.

Whiskey Kisses | Héctor FortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz