Nie jesteśmy przyjaciółmi

10.9K 497 48
                                        




Przewracam kartki, opierając brodę na dłoni. Na zegarku jest wpół do ósmej, a jedyną oznaką życia w pomieszczeniu jest lekkie skrzypienie krzesła Hudsona, który siedzi naprzeciwko. Spoglądam na talerz z sajgonkami stojący przed nim, które od pół godziny leżą tam nietknięte.

– Będziesz jeść do końca? – pytam, przechylając głowę i wskazując na talerz.

Hudson podnosi na mnie spojrzenie znad dokumentów, a potem przenosi je na talerz. Bez słowa przesuwa go w moją stronę.

– Dzięki – mówię z uśmiechem, sięgając po talerz. Zerkam na opakowanie z sosem i dodaję – A sos?

Hudson, nie odrywając wzroku od papierów, przesuwam mi również opakowanie.

– Dzięki – powtarzam, ustawiając wszystko przed sobą – Mam słabość do sajgonek, ale tylko warzywnych.

Unosi na mnie spojrzenie.

– Jesteś wegetarianką? – pyta.

Przełykam pierwszy kęs i wzruszam ramionami.

– Próbowałam być, ale mi nie wyszło. Mam słabość do bekonu.

Hudson parska cicho.

– Masz wiele słabości do jedzenia.

Uśmiecham się, przegryzając kolejny kęs.

– Tylko do niektórych rzeczy.

Przygląda mi się przez chwilę, ale nic nie odpowiada. Wraca do dokumentów, a ja kontynuuję jedzenie.

– Jutro pojedziemy do Chrisa razem – odzywa się po chwili.

– Jasne – odpowiadam, kiwając głową.

– Zadzwonię rano i umówię nas na trzynastą. Wcześniej mam spotkanie.

– Dalej mamy się spotykać rano? – pytam, odstawiając talerz.

Kręci głową.

– Nie ma już takiej potrzeby, bo rozumiesz, że rezygnujesz ze wszystkich innych spraw na rzecz tej?

– Tak, ale mam jeszcze jedną niedokończoną.

Hudson unosi brew.

– Oddaj ją komuś.

– Nikt jej nie weźmie, to sprawa pro bono.

– Oddaj ją Kate.

– Kate jej nie weźmie.

– Weźmie, bo ja tak mówię.

Zaczyna zbierać notatki ze stołu. Marszczę brwi i sama zaczynam się pakować.

– Wspomnisz w jutrzejszym telefonie o wizycie dla Tiany? – pyta – Nie widzieli się bardzo długo.

– Tak, ale będą robić problemy.

Wstaję i przesuwam krzesło do stołu, po czym spoglądam na niego z lekkim uśmiechem.

– Czym jest taki problem dla Hudsona Walkersa?

Na jego twarzy pojawia się ledwo zauważalny uśmiech.

– Niczym.

Kiwam głową, zabierając część dokumentów.

– Tak właśnie myślałam. Do jutra – Mówię, udając się do wyjścia.

– Do jutra – odpowiada Hudson.

Zanim wychodzę, zahaczam jeszcze o swój gabinet, wrzucając niepotrzebne rzeczy do torebki i by wziąć płaszcz. Gdy docieram do windy, mój telefon zaczyna dzwonić.

Darkness And RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz