Rozdział ósmy

252 19 2
                                    

Sześć godzin do meczu

— Nie panikuj — zaśmiała się, trzymając dziecko na rękach. — Jedz.

— Chyba nie mam ochoty — Niechętnie patrzyłem na talerz z makaronem przede mną, skubiąc jedzenie widelcem.

— Musisz coś zjeść przed meczem — Lena zmarszczyła brwi, poprawiając Antosia, który próbował dorwać się rączkami do zupy.

— Zostanę przy wodzie — Mruknąłem, sięgając po szklankę.

— Nie ma opcji — Pokręciła głową. — Nie wyjdziemy dopóki nie zjesz. Chcesz zasłabnąć?

— Przesadzasz — Przeniosłem wzrok na dziewczynę, którą irytowałem.

Jej wymowne spojrzenie przekonało mnie, aby jednak spróbować dania, i przez kolejne pół godziny, modliłem się, żeby go nie zwrócić.

— Przejdźmy się — Zwróciła się do mnie, kiedy kelner odebrał od nas puste talerze. — Antonio już się denerwuje.

Kiwnąłem głową, zgadzając się z narzeczoną.

— Pojdę jeszcze do toalety, poczekajcie na mnie na zewnątrz — Poinformowałem, po czym skierowałem się w drugą stronę.

Załatwiłem potrzebę w miarę szybko, jak na ilość wypitej wody, a następnie stanąłem przed lustrem, patrząc sobie w oczy. Bałem się tego dnia, jak cholera, i pewnie już wszyscy o tym wiedzieli, ale nie mogłem rozmawiać o niczym innym. Odkręciłem kran, z którego wypłynęła zimna woda i po chwili namysłu, intensywnie oblałem sobie nią twarz. Powtórzyłem czynność kilka razy, mając nadzieję, że pomoże mi to ze stresem, a kiedy woda przestała kapać z mojej brody, wyszedłem z pomieszczenia, nie przejmując się, że przecież mogłem ją po prostu wytrzeć ręcznikiem. Byłem tak skupiony na meczu, że nawet gdybym zapomniał spodni z tego kibla, pewnie bym zbyt szybko nie zauważył.

Kierując się do wyjścia z restauracji, która na szczęście graniczyła z parkiem, więc po parunastu metrach mogliśmy się schować pod drzewami, które chroniły przed letnim słońcem, zauważyłem, że Lena cierpliwie stoi przed wejściem. Na rękach trzymała Antonio, ale sposób, w jaki go trzymała, wydawał się dziwny. Tak jakby próbowała ochronić go przed niebezpieczeństwem, którego nie widziałem.

Dopiero, gdy wyciągnąłem rękę ku klamce, aby wyjść na zewnątrz, dostrzegłem wysokiego mężczyznę, stojącego przed dziewczyną. Wyglądał znajomo, a już na pewno znał się z Leną, bo wyglądał na pewnego siebie i ciągle gestykulował. Próbował zagadać do Antonio, ale ten nie był zainteresowany nieznajomym i szybko odwrócił główkę, przez co jego wzrok spotkał się z moim, a na jego buźce pojawił się szeroki uśmiech.

Wychodząc z lokalu, mężczyzna od razu zmienił pozycję, prostując plecy wręcz przesadnie i zamilkł na mój widok.

— Nico, to Patryk — Lena kiwnęła niechętnie głową w kierunku chłopaka, a mnie podniosło się ciśnienie.

— Miło poznać — Patryk wykrzywił twarz w sztucznym uśmiechu, który od razu rozpoznałem, ponieważ Dawid uśmiechał się tak praktycznie całe życie.

Kurwa, miło poznać? Co on sobie, kurwa, myśli. Że może tak po prostu zaczepiać Lenę? Po tym wszystkim. co jej zrobił?!

— Kurwa, jaja sobie robisz?! — Podniosłem głos, wgapiając się w chłopaka.

Dla Was / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz