Poranek był spokojny, choć w powietrzu wyczuwało się pewne napięcie. Amelia krzątała się po pokoju Héctora, zbierając swoje rzeczy do małej walizki. Promienie słońca wpadały przez ogromne okna apartamentu, oświetlając ją, gdy z determinacją próbowała zapiąć walizkę.– Potrzebujesz pomocy? – Héctor wszedł do pokoju, opierając się nonszalancko o framugę drzwi.
Ona spojrzała na niego z uśmiechem. Był ubrany w swój typowy, luźny styl – ciemne jeansy i koszulkę, a na twarzy miał ten charakterystyczny łobuzerski uśmiech, który wydawał się zawsze mieć w jej obecności.
– Poradzę sobie. To tylko kilka rzeczy – odpowiedziała, choć jej zmagania z zamkiem walizki mówiły co innego.
Hiszpan podszedł bliżej i po prostu jednym ruchem zapiął walizkę, zanim Amelia zdążyła zareagować.
– Naprawdę, jak ty byś sobie radziła beze mnie? – zażartował, chwytając walizkę i kierując się w stronę drzwi.
– Tak jak wcześniej, całkiem dobrze – odpowiedziała z przekąsem, ale w jej głosie było słychać lekką nutę żalu.
Kiedy zeszli na dół, jego samochód już czekał, a kierowca włożył walizkę Amelii do bagażnika. Stanęła na chwilę przed autem, wciągając głęboko powietrze. Barcelona zawsze miała w sobie coś, co sprawiało, że czuła mieszankę ekscytacji i niepokoju.
Fort zauważył jej zawahanie. Zbliżył się do niej i delikatnie ujął jej dłoń.
– Hej, jeszcze tu wrócisz. To nie jest ostatni raz, kiedy widzisz Barcelonę – powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Dubois skinęła głową, ale nie powiedziała nic. Wsiadła do samochodu i oparła głowę o szybę, patrząc na mijające ulice. Héctor zajął miejsce obok niej, milcząc przez większość drogi.
Lotnisko tętniło życiem, a przez wielkie szklane okna wpadały pierwsze promienie porannego słońca. Héctor i Amelia stali przy wejściu do strefy odpraw, otoczeni przez tłum podróżnych spieszących w swoje strony. Jej walizka czekała już obok niej, a jego dłonie nie chciały puścić jej rąk.
Amelia spojrzała na Héctora, delikatnie unosząc brew.
– Coś się stało? – zapytała z uśmiechem, widząc, jak wpatruje się w nią intensywnym spojrzeniem.
Héctor westchnął, jakby zbierał w sobie odwagę. Jego kciuki delikatnie głaskały jej dłonie, a usta przez chwilę nie potrafiły znaleźć odpowiednich słów.
– Jest coś, co muszę ci powiedzieć, zanim odlecisz – zaczął, jego głos był głęboki, ale łagodny.
Amelia uniosła głowę, wpatrując się w niego z zaciekawieniem.
– Mów.
Héctor zrobił krok bliżej, jakby chciał ją jeszcze bardziej otoczyć swoją obecnością.
– Wiem, że ostatnie dni były... intensywne – powiedział, próbując się uśmiechnąć, choć w jego oczach było widać powagę. – Ale odkąd pojawiłaś się w Barcelonie, wszystko wydaje się inne. Lepsze. A ja... nie chcę już udawać, że cię nie potrzebuję.
Amelia patrzyła na niego uważnie, nie przerywając mu.
– Chcę, żebyś została częścią mojego życia. Nie tylko jako wspomnienie z wakacji, nie tylko jako ktoś, kogo spotykam raz na jakiś czas. – Héctor zamilkł na moment, po czym spojrzał jej w oczy z całą szczerością, na jaką było go stać. – Czy zostaniesz moją dziewczyną?
Jej oddech przyspieszył, a serce zabiło mocniej. W tej chwili zapomniała o tłumie wokół, o dźwiękach lotniska, o zegarze odliczającym czas do odprawy.

CZYTASZ
Whiskey Kisses | Héctor Fort
FanfictionSpotkała go przypadkiem. Héctor wydawał się częścią tego miasta - pewny siebie, uśmiechnięty, jakby znał wszystkie jego sekrety. Nie potrzebował wiele, by zwrócić na siebie uwagę, ale to, co przyciągnęło dziewczynę, nie było jego nazwisko, o którym...