~
Miłego czytania!Aslan
– Jezu... – wymamrotałem, z trudem podnosząc się z łóżka. Głowa pulsowała nieprzyjemnym ciężarem, a światło przeciekające przez zasłony było zaskakująco agresywne. Zegar na nocnym stoliku nie pozostawiał złudzeń – zaspałem. Przeczesałem włosy, które w nieładzie opadały mi na czoło, i właśnie wtedy to zobaczyłem.Na moich nogach leżała dziewczyna. Szatynka, wciąż wtulona w miękką kołdrę. Jej obecność była dla mnie zaskoczeniem, choć nie do końca szokiem. Wspólne wyjścia z Jamesem i Lionem zawsze kończyły się podobnie – w głośnych klubach, z drinkami, które zbyt szybko się opróżniały, i pamięcią, która zbyt łatwo zawodziła. Ich odporność na alkohol była legendarna. Moja – znacznie mniej.
– Aslan, już wstajesz? – odezwała się, przeciągając leniwie. Przekręciła się na plecy i spojrzała na mnie z półprzymkniętymi, piwnymi oczami. W jej głosie brzmiała lekka chrypka. – Nie masz ochoty na powtórkę? – zapytała miękko, dotykając mojej szyi opuszkami palców.
Jej gest był lekki, jakby zostawiała mi wybór. Przez moment zawahałem się. Gdyby nie świadomość, że matka już pewnie szykuje przemowę o odpowiedzialności, a moja obecność na wywiadzie w sejmie jest obowiązkowa, może dałbym się zatrzymać. Może.
– Nie mam na to czasu – odparłem spokojnie, bez niechęci. Delikatnie ująłem jej dłoń, odsuwając ją na bok, po czym wstałem. W drodze do łazienki wystukałem na telefonie krótką wiadomość: „Są korki, spóźnię się". Kiepska wymówka, wiedziałem. Margaret przejrzy mnie na wylot, jak zawsze.
Pod prysznicem woda spływała po mnie chłodnymi strumieniami, pomagając zebrać myśli. Chciałem się obudzić – nie tylko fizycznie, ale też z tej sytuacji, która wisiała w powietrzu niczym niewypowiedziane pytanie.
Wróciłem do sypialni z przekonaniem, że już wyszła. Ale ona wciąż tam była, półsiedząca, opatulona kołdrą, jakby czekała na moment, w którym coś się wyjaśni.
– Sądzę, że powinnaś już iść – powiedziałem cicho, ale uprzejmie. Może zbyt łagodnie. – Mam naprawdę napięty poranek.
Dziewczyna spojrzała na mnie wyczekująco. Jej uśmiech był nieśmiały, trochę niepewny, jakby testowała grunt.
– Czekałam na ciebie – powiedziała.
– Pomyślałam, że może poproszę o twój numer... – dodała po chwili, odgarniając włosy za ucho.Westchnąłem. Wcale nie dlatego, że mnie to zirytowało. Przeciwnie. Chciałem to rozegrać tak, żeby jej nie zranić – choć może było już za późno.
– Przepraszam, jeśli dałem ci błędne wrażenie – odpowiedziałem szczerze. – Ale nie szukam teraz niczego więcej. To, co było wczoraj... Nie chcę, żeby się powtarzało, Sandy.
Jej twarz stężała.
– Sandy?! – powtórzyła z niedowierzaniem. – Myślałam, że się dogadujemy.
Zacisnąłem szczękę, czując się jak ostatni idiota.
– Wczorajszy wieczór był miły, naprawdę. Ale... to było wczoraj.
– Myślałam, że potraktujesz mnie inaczej... – powiedziała z żalem. I może miała rację.
Nie chciałem brzmieć chłodno, więc dodałem, łagodząc ton:
– Jeśli chcesz, zostań jeszcze chwilę. Zjedz coś. Nie musisz wychodzić głodna.
Mimo mojej uprzejmości, wiedziałem, że nie tego oczekiwała. Jej twarz zmieniła się – uśmiech zniknął, zastąpiony wściekłością.
– Pieprz się. Mam na imię Sarah – wycedziła, z trudem powstrzymując łzy albo krzyk. Każdy jej ruch był nerwowy, poszarpany, jakby odliczała sekundy do momentu, kiedy ucieknie stąd na zawsze.
Zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zostałem sam. Oparłem się o oparcie fotela, czując ciężar nieprzespanej nocy i konsekwencji, które przyszły zbyt szybko.
– Miłego dnia, Sarah... – mruknąłem pod nosem, zamykając oczy.
W tym momencie do pokoju wszedł James — mój najlepszy przyjaciel i żywa definicja braku litości. Miał na twarzy ten swój charakterystyczny uśmieszek, jakby tylko czekał, aż się zbłaźnię.
– No, no, Aslan Velleri we własnej osobie. Jak randka? – zapytał, rozglądając się po pokoju i wskazując głową w stronę drzwi, które przed chwilą trzasnęły.
– Cudownie. Romantycznie wręcz – mruknąłem, opierając łokcie na kolanach i chowając twarz w dłoniach. – Dziesięć na dziesięć. Polecam każdemu.
James parsknął śmiechem, siadając na skraju łóżka.
– Wyglądała, jakby miała cię zaraz udusić własną torebką. Musiałeś się naprawdę postarać.
– Albo naprawdę niczego nie pamiętać – jęknąłem, zaciskając powieki. – Kim ona w ogóle była?
– Cheerleaderka. Wpadła do klubu chwilę po tym, jak wrzuciłeś lokalizację na Insta. A potem patrzyła na ciebie jak na świętego Graala. W sumie, trochę się jej nie dziwię – dodał, unosząc brew. – Gdybym nie był hetero, też bym się pewnie zakochał.
– Chryste...
– No co? Mówię tylko, że masz charyzmę. Problem w tym, że razem z tą charyzmą wlewasz w siebie pół baru. Następnym razem zamienimy ci drinka na colę, zanim znów zrobisz z siebie mema.
– Nie musisz mi tego przypominać – mruknąłem, przecierając oczy. – Paparazzi serio próbowali wejść za mną do łazienki?
– Jeden tak – przyznał z rozbawieniem James. – Ale Lion go zablokował ciałem. Nasz osobisty ochroniarz.
– A propos, gdzie on jest?
– Na treningu. Ja przyszedłem po ciebie, zanim trener Dunner uzna, że twoja nieobecność to osobista zniewaga.
– Dzięki, stary... ale i tak się spóźnię. Mam wywiad dla The Washington Post.
James uniósł brwi.
– I nadal im nie powiedziałeś, że nie zamierzasz zostać kolejnym politycznym klonem Vellerich?
– A co miałem powiedzieć? „Cześć, jestem Aslan, lubię futbol i nienawidzę waszych planów na moje życie"?
James skrzyżował ramiona, uważnie mi się przyglądając.
– Wiesz, że im dłużej to odwlekasz, tym gorzej się skończy, nie?
– Wiem – westchnąłem. – Ale na razie chcę się skupić na piłce. Tylko to daje mi jakiekolwiek poczucie kontroli.
James kiwnął głową. Nie naciskał. Wiedział, kiedy odpuścić.
– Dobra, jak mówisz. Ale jak cię zaciągną do senatu, to pamiętaj, żeby zatrudnić mnie jako doradcę od memów. W końcu ktoś musi ci ratować reputację.
Zaśmiałem się cicho, pierwszy raz od rana.
– Umowa stoi.
– No to ruszamy. Dunner nas zabije, ale przynajmniej nie zrobimy z siebie idiotów publicznie.
Pięć minut później opuściłem apartament razem z Jamesem. On poszedł na trening, a ja — znów — wróciłem do roli idealnego syna rodziny Velleri.
Kolejny dzień z życia Aslana Velleri. Taki sam jak wszystkie poprzednie.
Tylko że nie wiedziałem jeszcze, że od tego dnia wszystko się zmieni.
~
Będę wdzięczna za Wasze opinie na temat rozdziału w komentarzach! <3
Nie zapomnijcie o zostawieniu gwiazdeczki!
Valeri <3

CZYTASZ
Adored [ZAKOŃCZONE]
Teen FictionWaszyngton - miasto pełne wpływów, ambicji i sekretów, które mogą zarówno wynieść na szczyt, jak i zniszczyć w okamgnieniu. Corinne Moretti ma wszystko - nazwisko otwierające drzwi do elit, luksusowe imperium biżuteryjne w spadku i tytuł królowej ka...