14.

758 43 696
                                    

-I widzisz?-mówił Pablo z dumą.-Wszystko sam urządziłem, bez niczyjej pomocy.-kontynuował patrząc na salon, do którego własnoręcznie przywlekł fotele, poduszki i koce z całego domu.

-Jestem pod wrażeniem.-stwierdziłam schodząc po schodach z telefonem w ręku.

-Jestem najlepszym organizatorem wszechczasów Lileczka.-uśmiechnął się.

-Ta...-mruknęłam wywracając oczami.-Szczególnie jak zapomniałeś o tej imprezie i skończyło się na tym, że pobiłeś się z Mattem, a ja zemdlałam na środku drogi.-wypomniałam mu co natychmiast sprawiło, że zmarszczył czoło.

-To była jednorazowa sytuacja.-postawił nacisk na przedostatnie słowo.

-Dobrze, dobrze.-dałam mu wygrać co chłopak przyjął z aprobatą. Rzeczywiście postarał się ogarniając wieczór filmowy dla całej naszej ekipy.

Jedyne w czym mu pomogłam to zakupy. Kupiliśmy nie tylko masę słodyczy, których cena była trzycyfrową liczbą zaczynającą się na siedem... Żelki, napoje, cukierki, lizaki, batoniki, czekolady, tartaletki, ciasteczka, pianki, pralinki i chipsy. Patrząc na wór, w który mój starszy brat to wszystko zapakował opadała mi szczęka. Jak wszyscy mamy to zjeść? Prędzej zwymiotowałabym niż przełknęła jedną setną tego wszystkiego.

-Co tu jest?-podeszłam do kanapy, na której oparty był ten worek z górą słodyczy w środku i zajrzałam do środka.

-Może lepiej nie pa...-ostrzegł mnie, ale i tak spojrzałam na jego zawartość.

-Fuj!-wrzasnęłam gdy pierwszą paczką, która wpadła mi w oko było mega opakowanie chipsów o smaku krewetek.-Kto będzie to jadł?-zbierało mi się na wymioty.

-Pedruś.-odpowiedział mi Gavi wzruszając ramionami.-Sam raczył do mnie z rana zadzwonić i o nie poprosił, a z racji tego, że wszystkie zwykłe paczki były wyprzedane to zostały tylko te wielkie.

-On naprawdę ma coś nie tak z główką.-uniosłam brwi wyobrażając sobie Gonzaleza wcinającego to paskudztwo.

-Też tak myślę.-dodał.-I chciałbym, żebyście z Aurą dzisiaj kogoś poznały.-miałam już iść do kuchni po szklankę wody, której nagle mi się zachciało, ale zatrzymałam się w połowie drogi.

-Co?!-niedowierzałam o kogo mu chodzi.

-Moją... koleżankę.-wydukał niepewnie.

-Koleżankę?-spytałam przechylając głowę.

-Jeszcze koleżankę...chyba jeszcze.-wymamrotał.

-Jeśli nie będzie taka jak ta cała Marie to dla mnie okej.-odpowiedziałam mu szybko.

-Ona jest...-zrobił przerwę.-Taka bardziej spokojna, taka cicha, ale naprawdę fajna.

-A jak ma na imię?-zapytałam z ciekawością w głosie, której nawet nie starałam się ukryć.

-Maya, Maya Santos.-powiedział.-Może na początku nie będzie zbyt rozmowna, ale naprawdę, uwierz mi że gdy już się zaklimatyzuje to będzie zajebiście.

-Brzmi jak fajna osoba.-odparłam zastanawiając się czy bezpiecznie będzie zadawać kolejne pytania, tak aby nie wyprowadził się z niego jego dzisiejszy, dobry humor.-A ile ją znasz?

-Dwa tygodnie. Nikomu jeszcze nie mówiłem.-odrzekł.-Trochę się pomiędzy nami przez ten czas zadziało.

-Czekaj...-rozdziawiłam buzię.-Co się zadziało?-niedowierzałam.-Ty... wy...

-Nie!-szybko wyprowadził mnie z błędu.-Nie o takie zadziało się mi chodziło.

-Całowałeś się z nią?-spytałam prawie że krzycząc.

My first Love || Héctor FortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz