2.12 - Quiero que lo sientas, princesa

214 14 0
                                    



Héctor stał przed domem Amelii, ubrany w elegancką, choć swobodną marynarkę i jeansy. W rękach trzymał bukiet delikatnych różowych piwonii, które – jak dowiedział się od jej kuzynki Camille – były jej ulubionymi. Było w nim napięcie, którego nie czuł nawet przed najważniejszymi meczami w swojej karierze. Dzisiejszy wieczór miał być pierwszym krokiem ku nowemu etapowi – chciał zaprosić Amelię do Barcelony. Chciał, żeby zobaczyła to miejsce na nowo, oczami człowieka, który się zmienił.

Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczył ją. Miała na sobie prostą, czarną sukienkę, a jej włosy, niedbale upięte, delikatnie opadały na ramiona. Wyglądała pięknie, choć wydawało się, że jest lekko spięta. On uśmiechnął się do niej z ciepłem, a ona, choć z widoczną rezerwą, odwzajemniła gest.

– Piwonie? – zapytała, odbierając bukiet. – Nie jestem pewna, czy zasłużyłam na tyle romantyzmu.

– Zasługujesz na o wiele więcej – odpowiedział szczerze.

Nim zdążył dodać coś jeszcze, w progu pojawili się rodzice Amelii. Matka uśmiechała się delikatnie, ale ojciec patrzył na niego z wyraźnym dystansem, oceniając go od stóp do głów.

– Dobry wieczór – powiedział Hiszpan, prostując się. – Jestem Héctor, Héctor Fort.

– Wiemy – odparł ojciec, krzyżując ręce na piersi. – Byłeś na pierwszych stronach gazet przez lata, ale nie sądziłem, że kiedyś zobaczę cię w swoim domu.

Matka próbowała złagodzić napięcie. – Héctor, prawda? Czy to ty jesteś tym znajomym, z którym Amelia zniknęła na całe dni podczas wakacji? Zawsze nam powtarzała, że chodzi o jakiegoś przyjaciela z sąsiedztwa.

On z zakłopotaniem spojrzał na blondynkę, która spuściła wzrok, jakby chciała uniknąć tego tematu. Ale on nie zamierzał uciekać.

– Tak, to byłem ja – przyznał, zerkając na matkę z uśmiechem. – To ja zabierałem Amelię na wycieczki. Spędzaliśmy czas na plażach, oglądaliśmy mecze na starym stadionie i... rozmawialiśmy o wszystkim. Była moją najlepszą towarzyszką.

Ojciec zmrużył oczy. – Więc to ty odpowiadasz za jej młodzieńcze szaleństwa.

– Może i tak – Héctor uśmiechnął się lekko, ale zaraz spoważniał. – Ale nigdy nie pozwoliłbym, żeby coś jej się stało. Amelia zawsze była dla mnie najważniejsza.

Antonella, widząc szczerość w jego oczach, uśmiechnęła się cieplej, a ojciec, choć wciąż zdystansowany, skinął głową.

– No dobrze – powiedział po chwili. – Tylko pamiętaj, że teraz jest już dorosła i wie, czego chce. Nie próbuj zburzyć jej spokoju, jeśli zamierzasz grać na dwa fronty – dodał z wyraźną aluzją do Héctorowego życia w Barcelonie.

Dziewczyna, chcąc przerwać niezręczną wymianę zdań, wzięła Héctora za rękę i pociągnęła go w stronę drzwi. – Wracajcie do kolacji – rzuciła do rodziców. – Héctor tylko mnie odprowadza.

Kiedy wyszli na zewnątrz, chłodne powietrze wieczoru od razu przyniosło ulgę. Blondynka nieco ścisnęła jego rękę, jakby chciała mu przekazać, że poradził sobie lepiej, niż myślała.

– Mogło być gorzej – zażartowała, próbując rozładować napięcie.

– Twój ojciec mnie znienawidził – odpowiedział, udając dramatyczny ton.

Amelia zachichotała. – Nie przesadzaj. Znienawidził cię tylko trochę.

Zatrzymali się na chwilę na rogu ulicy. Héctor spojrzał na nią z powagą.

– Mam coś dla ciebie – powiedział, wyciągając małe zaproszenie z kieszeni marynarki.

Amelia otworzyła kopertę i przeczytała: „Zaproszenie na nowe wspomnienia: Barcelona. Ty i ja".

Whiskey Kisses | Héctor FortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz