Amelia Dubois westchnęła cicho, zapięła pasy i spojrzała przez niewielkie okno samolotu. Widok Marsylii z lotu ptaka wydawał się niemal pocztówkowy – dachy kamienic, port pełen białych łodzi i turkusowa tafla Morza Śródziemnego. W jej oczach był to obraz znajomy, bliski, prawdziwy. Marsylia, choć niepozorna i czasem surowa, była jej domem. A ona nie lubiła opuszczać swojego miejsca.Rodzinne wakacje w Barcelonie miały być, jak to zwykle bywało, pełne chaosu, kompromisów i wymuszonych atrakcji, które zadowalały wszystkich, ale nie do końca ją. W końcu, choć kochała swoich rodziców i kuzynostwo, z każdym rokiem czuła, że różni ich coraz więcej. Oni zdawali się zawsze znajdować coś ekscytującego we wspólnych wyjazdach. Ona? Raczej wolała samotne spacery po jej rodzinnym mieście, momenty, kiedy mogła zaszyć się w swojej ulubionej kawiarni i czytać książki.
Samolot wzbił się w powietrze, a Marsylia zniknęła za warstwą chmur. Amelia spojrzała na swoją mamę, która z uśmiechem poprawiała fryzurę w lusterku, i na kuzynów, którzy śmiali się i dzielili słuchawki, słuchając hiszpańskiej muzyki. Tylko ona, siedząc przy oknie, czuła się wyobcowana.
Barcelona. Miasto pełne kolorów, o którym tyle razy słyszała. Rodzice mówili o nim z zachwytem – o zapierającej dech w piersiach architekturze, o plażach, o energii, która miała być wyjątkowa. Kuzyni mówili o jedzeniu, o nocnym życiu i, oczywiście, o FC Barcelonie. Ona... miała wrażenie, że Barcelona będzie jedynie kolejnym miejscem, które wygląda dobrze na zdjęciach, ale nie pozostawia wrażenia w sercu.
*
Po wylądowaniu przywitało ich ciepłe powietrze i hałas lotniska. Wychodząc z terminala, blondynka poczuła, jak coś w niej się zmienia. Barcelona tętniła życiem już na pierwszy rzut oka. Ludzie spieszyli się z walizkami, dzieci biegały po placu przed lotniskiem, a w oddali słychać było muzykę ulicznych grajków. Miasto zdawało się pulsować energią, której Marsylia, choć piękna, nie miała.
– Co myślisz, córcia? – zapytała ją Antonella, wyciągając aparat, by zrobić zdjęcie przed wynajętym samochodem. – Pięknie tu, prawda?
– Chyba tak – odpowiedziała niepewnie, pozwalając, by jej wzrok błądził po kolorowych billboardach i palmach oświetlonych słońcem.
*
Gdy jechali w stronę apartamentu, Amelia przyglądała się miastu przez szybę. Uliczki były pełne ludzi – mieszkańców i turystów. Witryny sklepów przyciągały wzrok, a fasady budynków wyglądały, jakby były żywcem wyjęte z obrazów. Było w tym mieście coś, czego nie potrafiła jeszcze nazwać – coś, co sprawiało, że zaczynała czuć lekkie ukłucie ekscytacji, jakby Barcelona miała jej zaoferować coś więcej, niż się spodziewała.
Próbowała zignorować to uczucie, nie dając się porwać atmosferze, która udzieliła się jej rodzinie. Ale gdy wyszła na balkon apartamentu i spojrzała na panoramę miasta, zaskoczyła samą siebie. Gdzieś w głębi serca zaczęła myśleć, że te wakacje mogą być inne niż wszystkie.
*
Dubois zeskoczyła z wysokiego parapetu balkonowego i przeciągnęła się leniwie. Słońce Barcelony zdawało się grzać mocniej niż to marsylskie, a gwar uliczek pod apartamentem docierał do niej z każdego zakątka miasta. Rodzice już ustalili plan dnia – długi spacer po Parku Güell, obiad w restauracji poleconej przez znajomych i obowiązkowa wizyta w Sagrada Família. Amelia jednak wiedziała, że kuzynostwo, Camille i Louis, na pewno znajdą sposób, by przekonać rodziców do zrobienia czegoś bardziej spontanicznego.
– Stara, idziesz? – Camille wparowała do jej pokoju, poprawiając szeroki kapelusz, który zakrywał jej rozjaśnione włosy. – Mama mówi, że masz nas zabrać na jakieś „zwiedzanie młodzieżowe". Cokolwiek to znaczy.

CZYTASZ
Whiskey Kisses | Héctor Fort
FanfictionSpotkała go przypadkiem. Héctor wydawał się częścią tego miasta - pewny siebie, uśmiechnięty, jakby znał wszystkie jego sekrety. Nie potrzebował wiele, by zwrócić na siebie uwagę, ale to, co przyciągnęło dziewczynę, nie było jego nazwisko, o którym...