Hayden
Miles podchodzi do mnie z trzema kolegami z drużyny.
Wszyscy mają na sobie granatowe kurtki z żółtym logiem Uniwersystetu Michigan. Przyglądam się ich twarzom i rozpoznaję, że jeden z nich to Walker, ich główny lewoskrzydłowy, a pozostali to grający razem w linii obrony Hughes i Langley.
Miles zatrzymuje się w niewielkiej odległości ode mnie, a jego koledzy kilka kroków za nim. Nie mogę uwierzyć, że ten gnój ma ochotę na kolejną rundę po tym, jak złamałem mu nos i bezlitośnie obiłem pięściami twarz. Opuchlizna nie zejdzie mu pewnie przez kilka następnych dni. Sprawia jednak wrażenie, jakby w ogóle się tym nie przejmował.
– Co tam? – pyta zaczepnym tonem.
Powinienem go zignorować i stąd odejść.
– Masz zajebiście dobry humor jak na to, że z nami przegraliście. – Nie mogę się jednak powstrzymać przed odpowiedzeniem mu. – Oraz to, że będziesz musiał powstrzymywać kichanie przez następne kilka tygodni. – Przekrzywiam delikatnie głowę i z udawaną troskliwością w głosie pytam: – Boli? Bo wygląda, jakby bolało.
– Humor poprawia mi wspomnienie ciebie zjeżdżającego z tafli w akompaniamencie gwizdów naszych kibiców – oznajmia z zadowoleniem.
– Jebana melodia dla moich uszu – podsumowuję, uśmiechając się do niego. – Poza tym myślałem, że mój widok przysłoniła ci krew zalewająca twoją twarz. – Pokazuję mu swoje ręce. – O, zobacz. Wciąż mam jej ślady na swoich dłoniach.
Miles nie opuszcza spojrzenia. Przez cały czas wpatruje się twardo prosto w moje oczy. Nie wiem, co chciał osiągnąć urządzając kolejne przedstawienie ze mną w roli głównej, ale cokolwiek to było, na pewno mu się nie uda. Niech wypierdala.
– Było warto – stwierdza.
Parskam.
– Fajnego macie kolegę – mówię do jego kumpli. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu każdy z nich wypruwał sobie flaki, by wbić krążek do mojej bramki i żadnemu z nich się nie udało. Ups, co za szkoda. – Zamiast stawiać na pierwszym miejscu dobro drużyny, woli wyładowywać swoją frustrację i wyżywać się przez własne problemy na innych. – Klepię Milesa po ramieniu, na co zaskoczony aż się wzdryga. – Brawo, Miles. Dobra robota.
Chłopak zrzuca z siebie moją dłoń.
– Gdyby nie ja, nie zdobylibyśmy żadnego gola – oznajmia z przekonaniem w głosie. – Huxley pewnie sra w gacie na samą myśl, że nie zagrasz w najbliższym meczu. – Wygina usta w tym swoim prowokacyjnie obrzydliwym uśmiechu i spogląda za mnie w kierunku drzwi od kantorka zajmowanego przez trenera. – Dostałeś od niego lanie?
Popycham go na znajdującą się obok nas ścianę. Nawet nie muszę używać do tego dużej siły. Koledzy Milesa natychmiast ruszają w naszą stronę, by mnie od niego odciągnąć, ale on zatrzymuje ich gestem dłoni. Niewzruszony zbliżam się do niego tak bardzo, że nasze klatki piersiowe się ze sobą stykają. Chłopak bierze głęboki wdech.
– Lubisz perwersje? – pytam, czym najwyraźniej go zaskakuję, bo źrenice jego oczu nagle się rozszerzają. – A może zmieniłeś swój obiekt zainteresowań? – kontynuuję, zachęcony jego reakcją. – Callum dał ci kosza, więc postanowiłeś przerzucić się na mnie. Masz słabość do dużych chłopców?
Jego oddech znacznie przyspiesza. Czuję to na swojej twarzy.
– Nie pierdol głupot, McCarthy – cedzi przez zaciśnięte zęby.
Prycham. Co za tchórz.
Zginam rękę i sprawnym ruchem dociskam ją do jego szyi. Miles otwiera jeszcze szerzej oczy, ale o dziwo nie zaczyna się ze mną szarpać.

CZYTASZ
Blue Shirt. Scars On Ice #2 | 16+ | WYDANE
RomanceKontynuacja Red Shirt! Blake nadal nie wyznała Callumowi, że spotyka się z jego najlepszym kumplem. Ona i Hayden planują, by w końcu to zrobić, ponieważ trzymanie związku w tajemnicy każdego dnia staje się dla nich coraz trudniejsze. Nie dość, że ni...