Rozdział siódmy

281 21 3
                                    

Dwanaście godzin do meczu

— Cudowne są te róże — Z uśmiechem na twarzy podziwiała podarowany przeze mnie bukiet.

— Przecież już wczoraj je widziałaś — Zaśmiałem się lekko, wychodząc z łazienki, a z końcówek moich włosów, nadal kapała woda.

— Wiem — Zrobiła nadętą minę. — Będę je podziwiać, dopóki nie uschną.

— Skoro sprawia ci to radość — Rozbawiony podszedłem jeszcze bliżej, przytulając dziewczynę od tyłu.

— Nicola, jesteś mokry — Próbowała odepchnąć mnie od siebie.

— Nie udawaj, że ci to przeszkadza — Znów się zaśmiałem, nie zwracając uwagi na jej ciosy, które uderzały w moje, pokryte czarnym tuszem, ramiona.

— Dobrze, że humor ci dziś dopisuje — Rzuciła, kiedy ostatecznie się uwolniła.

— Stres dopiero nadejdzie — Mój uśmiech nagle zniknął. — To będzie naprawdę trudny mecz. I ważny.

— Wiem, Nico. Ale kto jak nie ty — Przyłożyła dłoń do mojego policzka.

— Sam nie wygram — Wzruszyłem ramionami.

— Po prostu rób swoje, a wszystko będzie dobrze. — Cmoknęła moje usta. — Niezależnie od wyniku, dla mnie jesteś najlepszy na świecie.

— Już mi tak nie słodź — Przewróciłem oczami, choć uwielbiałem, gdy tak mówiła.

Do naszych uszu dotarł dźwięk przychodzącego połączenia, więc szybko rzuciłem się po telefon, żeby tylko nie obudzić Antonio.

— Prosiłam wczoraj, żebyś go wyciszał — Lena skrzyżowała ręce na piersiach.

— Nie mogę, trener może dzwonić. Przecież dziś mecz — Powiedziałem najbardziej oczywistą, dla mnie, rzecz i zgrabnym ruchem odebrałem połączenie. — Halo?

Kątem oka widziałem, że dziewczyna poszła sprawdzić, czy dziecko na pewno się nie obudziło, a później zniknęła w łazience, więc z komórką przy uchu, usiadłem na skraju materaca, wysłuchując rozmówcy.

Co tam, gotowy na wpierdol? — Zaśmiał się głos po drugiej stronie.

— Z takim nastawieniem nie dziwię się, że wszystko przegrywamy.

Nie pierdol. Trochę pokopiemy, zarobimy i wakacje!

— Zdajesz sobie sprawę, że niektórym naprawdę zależy na tym sporcie i drużynie?

Ale ty się sztywny zrobiłeś — Burknął, choć wiedziałem, że i tak mnie uwielbia.

— Pierdol się, Bielik — Zaśmiałem się do telefonu.

— Nicola — Usłyszałem za sobą syknięcie, a po obróceniu się, ujrzałem wrogie spojrzenie dziewczyny.

— No co? — Odchyliłem nieco komórkę od ucha, nie wiedząc o co jej chodzi.

— Nie przeklinaj przy dziecku.

— Przecież on śpi — Wyrzuciłem ręce w powietrze, ale dziewczyna już mi nie odpowiedziała. Zamiast tego ponownie zamknęła się w łazience, gdzie po chwili dało się słyszeć lecącą wodę pod prysznicem.

— Już jestem — Pokręciłem głową z niedowierzaniem, wracając do mojego rozmówcy.

Ale się wjebałeś — Zaśmiał się.

— Co?

W zabawę w rodzinę — Wyjaśnił, a ja głośno westchnąłem.

— Idź lepiej przygotuj się do meczu, bo znowu spierdolisz najłatwiejsze akcje. — Odpyskowałem.

Nie bądź taki mądry, małolat.

— Ten małolat za parę godzin skradnie całe show, a ty będziesz na to patrzył z ławki. — Uśmiechnąłem się zwycięsko, choć nikt tego nie widział. — Możesz mi buty czyścić.

A ty...

Rozłączyłem się w połowie jego zdania, uznając rozmowę za zakończoną i rzuciłem telefon na materac, między mną a białymi poduszkami.

— Mamy przejebane — Mruknąłem sam do siebie, kładąc się całym ciałem na łóżko, a oczy zasłaniając prawym przedramieniem.

Dla Was / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz