Rozdział szósty

262 21 3
                                    

Nasz czas w Warszawie dobiegał końca, a co za tym idzie, mecz Polski z Portugalią zbliżał się nieubłaganie. Czułem się jednocześnie przygotowany, jak i niewystarczający na takie spotkanie, gdzie wielu kubiców liczy po prostu na cud. Nasza ostatnia wygrana z tym krajem miała miejsce, kiedy nie było mnie nawet w planach, a wszystkie kolejne porażki, na które dane mi było patrzeć, bolały. Jestem Reprezentantem kraju, muszę walczyć i żadna porażka nie powinna chwytać mnie tak mocno za serce, aby poddać się przy następnej okazji. Każde spotkanie, niezależnie od przeciwnika i jego umiejętności, musi odbyć się na sto procent. Nie możemy, jako drużyna, zakładać, że przegramy. Jeśli głowa któregoś z nas nie pracuje, nie pokaże swoich umiejętności na boisku. Taki piłkarz będzie się po prostu bał wyjść przed szereg, podać, czy zainicjować akcję. Niezależnie od pozycji na murawie i stażu w Reprezentacji, musi się wykazać. Za każdym razem. Nie ma miejsca na zawahania i pomyłki. Mamy dziewięćdziesiąt minut na wygranie pojedynku, który decyduje o naszych dalszych losach. Na moje, i innych w pierwszej jedenastce, czeka wielu chętnych, którzy chcą pokazać, że potrafią. My też chcemy. Dlatego tak ważne jest, aby zachować pozycję. Pokazać ludziom, że jesteś coś wart, że nie przyjeżdżają na mecze na darmo. Chcemy uszczęśliwiać kibiców, którzy całym sercem w nas wierzą, którzy są z nami na dobre i złe. Nikt nie chce wiecznie oglądać porażek, po których nie ma się ochoty na kolejne spotkania.

Jestem jeszcze młody i pragnę pokazać, że nowa generacja też potrafi.

— Gotowi na ostatni trening przed wielkim dniem?! — Trener klasnął w dłonie, gdy tylko wszyscy pojawili się na boisku.

Zgodnie krzyknęliśmy, że jesteśmy, po czym trening rozpoczął się na dobre. Nie różnił się od wszystkich poprzednich, ale po twarzach piłkarzy widać było, że są jeszcze bardziej skupieni i naprawdę im zależy. Każdy z nas wiedział, że nie wygramy w pojedynkę, więc oprócz wiary w siebie, musiał też wierzyć w pozostałych. Cała jedenastka podczas meczu musiała tworzyć jeden, silny organizm, pragnący jedynie zwycięstwa.

— Widzimy się jutro! — Pan Czesław poprawił okulary na nosie. — Wyśpijcie się, to będzie naprawdę ważny dzień.

Pomaszerowaliśmy do szatni, gdzie przebraliśmy się w prywatne ubrania, a atmosfera, choć jeszcze kilkanaście godzin przed meczem, gęstniała w zawrotnym tempie.

Wychodząc z bramy stadionu, uderzyło mnie chłodne, wieczorne powietrze, i choć na kalendarzu lato zbliżało się wielkimi krokami, poczułem gęsią skórkę na całym ciele. Przez głowę przeszła mi myśl, jak mógłbym spożytkować resztę dnia, ale wsiadając do auta, szybko się opamiętałem. Wiedziałem, że takie życie to już przeszłość, w której nie zamierzałem się zatracić.

Odpaliłem samochód, i w drodze do domu, wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni.

Dla Was / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz