Rozdział 30

1.2K 178 16
                                    


– Panowie, proszę wyjść – rzuca lekarz stanowczym tonem, gdy wchodzi do sali, a za nim pielęgniarka wsuwa się z dużym aparatem na kółkach. Zostawia sprzęt, rzucając krótkie spojrzenie w moją stronę, po czym szybko wychodzi, jakby nie chciała dłużej zwlekać.

– Nie zostawię mojej żony – wycedzam przez zaciśnięte zęby, robiąc krok naprzód, jakby samą swoją obecnością mógł ją ochronić przed jakimkolwiek zagrożeniem.

Lekarz unosi brew, patrząc na mnie ze spokojem, ale też z nutą stanowczości.

 – Muszę przeprowadzić badanie ginekologiczne. To konieczne. Po badaniu zaproszę pana z powrotem i dokończymy rozmowę.

Zanim zdążę zaprotestować, czuję mocny uścisk Thomasa na ramieniu. – Chodź – mówi cicho, ale zdecydowanie. Widzę w jego oczach zrozumienie, a jednocześnie coś, co mówi: nie warto teraz stawiać oporu. Pcha mnie w stronę drzwi, a ja, mimo że niechętnie, ulegam. Na korytarzu natychmiast zaczynam rozglądać się nerwowo, próbując zebrać myśli.

W tym momencie dostrzegam pielęgniarkę idącą w stronę sali, pchając przed sobą aparat do USG. Zastanawiam się przez chwilę, po co przynieśli drugi sprzęt. W głowie rodzi się milion pytań, a żadne z nich nie znajduje odpowiedzi.

Rzucam okiem na zegarek. Jest 3:20. Czas zdaje się płynąć inaczej, jakby każda sekunda dłużyła się w nieskończoność.

Thomas staje obok, widząc moją frustrację, i próbuje mnie rozproszyć.

– Mogłeś pojechać do domu, przecież raczej nie wpadłbym znowu w szał – mówię, choć sam nie jestem pewien, czy to prawda. Ostatnie wydarzenia wypaliły mnie od środka i każda chwila, w której tracę nad wszystkim kontrolę, potęguje tylko moją bezradność.

– Wolałem być na miejscu – odpowiada spokojnie, kierując się w stronę automatu z kawą. – Chcesz?

Kręcę głową, przeczesując nerwowo włosy i chodząc w kółko, jak zwierzę zamknięte w klatce.

– Mam już wystarczająco wysokie ciśnienie przez moje dziewczyny – mruczę półgłosem, bardziej do siebie niż do niego. Ale widzę, że Thomas rozumie. Rozumie więcej, niż próbuję przekazać. Czekanie, napięcie, to, że nie mam pojęcia, co tam się teraz dzieje, zżera mnie od środka.

Thomas wraca z kubkiem parującej kawy, siada na krześle i patrzy na mnie spokojnie, jakby chciał przekazać mi odrobinę swojego opanowania.

– Nic im nie będzie – mówi pewnym głosem. – Są pod najlepszą opieką, opanują sytuację. A ty, bracie, potrzebujesz trochę spokoju.

Opieram się o ścianę, starając się znaleźć choć cień ukojenia w jego słowach, ale zamiast tego widzę tylko drzwi do sali. Drzwi, które nas teraz dzielą. Każda sekunda wydaje się nie do zniesienia, jakby czas zatrzymał się w miejscu.

– To za wcześnie na poród – rzucam z frustracją, nie potrafiąc powstrzymać paniki, która narasta we mnie z każdą sekundą. Wyobrażam sobie, jak Keira leży tam, w sali, otoczona aparaturą, a ja jestem na korytarzu, z dala od niej. Moje serce bije jak oszalałe, a myśli krążą w chaotycznym tańcu.

Thomas wzdycha, starając się znaleźć właściwe słowa, które mogłyby mnie uspokoić.

– Nie wiesz, co się dzieje, więc nie nakręcaj się. Poza tym lekarze są przygotowani na różne scenariusze, prawda? – jego ton jest pełen zrozumienia, ale także determinacji.

Próbuję wziąć głęboki oddech, ale zamiast tego czuję, jak powietrze wypełnia moje płuca w sposób nieprzyjemny, jakby stawało się gęstsze. To, co mówi, brzmi rozsądnie, a jednak w moim wnętrzu kłębi się niepokój. Każda chwila, w której nie mam pojęcia, co się dzieje z Keirą, wydaje się wiecznością.

Tears of the soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz