Rozdział 27

1.5K 179 25
                                    

Rozejrzałem się po sypialni, która wydawała się teraz niemal pusta. Jeszcze niedawno stały tu wszystkie nasze rzeczy – ślady wspólnego życia, drobiazgi i przyzwyczajenia, które wypełniały przestrzeń. Jacob, jak obiecał, przeniósł komody do garderoby. Teraz została tylko toaletka Keiry, nasze łóżko i nocne szafki.

Wszystkie nowe meble – łóżeczko, przewijak, komoda – stały w kartonach w pokoju obok. Pokoju, który kiedyś będzie jej królestwem, na razie przypomina magazyn pełen paczek, gadżetów i ubranek. Z każdym dniem wyobrażałem sobie, jak będzie wyglądać, gdy wszystko znajdzie się na swoim miejscu, gdy wstawimy tam dodatki i ozdoby, które stworzą ciepły kąt dla naszego dziecka.

Od jakiegoś czasu myślałem o imieniu. Miąłem kilka faworytów, pomysły przemycane w ciszy, ale bez Keiry nie chciałem podejmować decyzji. To powinien być wybór nas dwojga – decyzja pełna miłości, coś, co wymyślimy wspólnie. Jeszcze mieliśmy czas, więc cierpliwie czekałem, aż się obudzi.

Przynoszę narzędzia, które – wbrew temu, co sądzi Thomas – faktycznie posiadam. Może nie są w ciągłym użytku, ale leżą w szafie. To nie tak, że jestem kompletnym laikiem w kwestii majsterkowania. W dzieciństwie często pomagałem ojcu przy różnych pracach w domu: naprawialiśmy, skręcaliśmy.

Rozkładałem instrukcję komody i przewijaka, układając poszczególne elementy mebli na podłodze w przemyślanym porządku. Zależało mi, żeby uniknąć błędów i zbędnego rozkręcania w razie pomyłki – wolałem, by było idealnie od pierwszego razu. W tle włączyłem nasz ulubiony serial, który zawsze oglądaliśmy razem z Keirą. Kiedyś cisza w domu była dla mnie czymś naturalnym i przyjemnym, teraz jednak kojarzy się tylko z pustką. Serial rozpraszał myśli, ale jednocześnie podtrzymuje wspomnienie naszych wieczorów na kanapie, gdzie zasypialiśmy w połowie odcinka, kłócąc się potem o to, kto zgubił wątek.

Składanie mebli działa na mnie zaskakująco kojąco. Próbuję jak najlepiej rozplanować każdy ruch, a jednocześnie skupienie na prostych czynnościach daje mi dziwne poczucie kontroli – coś, czego dawno już nie czułem. Powoli, w spokoju, element za elementem, komoda zaczyna nabierać kształtu. Z każdym wkrętem mam poczucie, że tworzę coś konkretnego i namacalnego, coś trwałego – przynajmniej bardziej trwałego niż ostatnie tygodnie.

Wiem, że moje dziewczyny są pod dobrą opieką, więc mogę pozwolić sobie na ten moment całkowitego zanurzenia w pracy. Składam te meble z myślą, że niebawem Keira i nasza córeczka wrócą do tego domu. Nie biorę innego scenariusza pod uwagę.

Gdy skończyłem montować meble i rozejrzałem się po pokoju, zauważyłem, że w całym moim skupieniu coś mi umknęło – narzędzia, kawałki kartonów i śrubki były dosłownie wszędzie. Przypominało to bardziej pole bitwy niż przyszłe królestwo mojej córki.

Wziąłem głęboki oddech i zacząłem zbierać wszystkie pozostałości, ale w tym momencie dostałem SMS. Była wiadomość od Thomasa.

„Hej, jak postępy? Wygląda na to, że dzisiaj zostaniesz superbohaterem od zadań specjalnych. Będzie impreza na cześć pierwszej komody?"

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, się otworzyły – stanął w nich nie kto inny jak nadawca wiadomości, z miną, jakby właśnie dostał przepustkę do prywatnego kabaretu.

– Czy to tutaj produkuje się meble na zamówienie? – spytał, rozglądając się po pokoju. – I to wszystko sam? Czekaj, czekaj, zaraz sprawdzimy jakość montażu.

– Nie dotykaj – mruknąłem, próbując opanować rozbawienie. – Powiedziałeś, że nie dam rady, a proszę, oto dowód. Komoda stoi, przewijak stoi. I co?

Thomas pokręcił głową, podchodząc do łóżeczka. – Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, Michael. To miejsce zaczyna wyglądać całkiem nieźle, choć... – zawiesił głos z fałszywym zamyśleniem. – wygląda jak po zrzuceniu bomb przez Enole Gay.

Tears of the soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz