Rozdział 18

1.2K 155 27
                                    


Do naszej codziennej rutyny wprowadziłem nowy, nieodłączny rytuał – wsłuchiwanie się w bicie serca naszej maleńkiej córeczki. Codziennie, o tej samej porze, włączam nagranie z badania USG, chcąc, by Keira też to słyszała. Może ten dźwięk, tak bliski, tak realny, wyciągnie ją z tego odrętwienia, przypomni jej o dziecku, które na nią czeka.

Ostatnie badanie przyniosło ulgę i radość – nasza córka jest zdrowa. Powiedziałem Keirze o tym, mówiłem o przyszłości, o tym, co planuje. Ale po tej chwili szczęścia zaczęły pojawiać się cienie wątpliwości, które jakby nie dawały mi spokoju. Może ona naprawdę nie chce tego dziecka? Może dlatego się nie budzi, bo wie, że jej plan się nie powiódł?

Im więcej o tym myślałem, tym bardziej zaczynałem to rozważać. Może nie miała pojęcia o ciąży, a kiedy się dowiedziała wpadła w panikę? Może to był właśnie powód jej dramatycznego czynu, że czuła się w pułapce?

A co jeśli... to dziecko wcale nie jest moje? Myśl ta krąży mi po głowie, choć próbuję ją odpędzić. Może to absurd, a jednak nie mogę przestać się zastanawiać. Co jeśli Keira skrywała przede mną prawdę? Jeśli to właśnie ten sekret, którego nie byłem w stanie dostrzec, zepchnął ją na skraj?

W końcu nie powiedziała mi o Ameli, nie powiedziała też o wielu innych rzeczach.

Gdy zrozumiałem, co wpisałem w wyszukiwarkę, moje serce zamarło. Badania DNA w ciąży. To pytanie wyświetlone na ekranie telefonu było jak ostry sztylet wbity w moją duszę. Jak mogłem w ogóle pomyśleć o czymś takim? Co się ze mną stało? Telefon wypadł mi z rąk, jakby był rozgrzany do czerwoności, a ja zerwałem się z kanapy, pełen gniewu na samego siebie. Patrzyłem na to urządzenie z obrzydzeniem, jakby było nośnikiem najgorszych myśli, które rozgościły się w mojej głowie. Ale to nie telefon był winny. To ja, moje zwątpienie, które zatruło mi umysł.

Podszedłem do Keiry, stojącej nieruchomo w ciszy, zanurzonej w tej swojej ciemnej otchłani, z której tak desperacko pragnąłem ją wyrwać. Patrzyłem na jej twarz – tak spokojną, jakby nic nie działo się wokół. A ja tonąłem w morzu niepewności. Nachyliłem się nad nią, czując wstyd i ból, który z każdą chwilą coraz bardziej rozdzierał moje serce.

– Przepraszam, kochanie – wyszeptałem, opierając usta na jej zimnym czole. – Przepraszam, że w ciebie zwątpiłem. Czekam tu na ciebie, jestem z tobą. Sama mi o wszystkim opowiesz, jak tylko się obudzisz. Obiecuję. Pamiętaj, że cię kocham, i że razem przetrwamy wszystko. Z czymkolwiek byśmy się nie mierzyli, damy radę.

Ucałowałem ją jeszcze raz, delikatnie, jakbym chciał, by ten pocałunek przyniósł jej ulgę i wrócił ją do mnie. Potem pochyliłem się nad jej brzuchem, nad naszą córeczką, która była moją jedyną nadzieją, jedyną kotwicą w tym szaleństwie.

– Kocham cię, moja księżniczko – szepnąłem z czułością, przykładając usta do jej brzucha. – Tatuś jest tutaj i czeka na ciebie. Na was obie.

Zebrałem swoje rzeczy, gotów na szybki prysznic, ale coś przykuło moją uwagę – cyfrowa ramka na zdjęcia stojąca na komodzie. To prezent od Jacoba i Eugenie. Pamiętam, jak parę dni temu, podczas jednej z ich wizyt, kiedy przynosili mi obiady i czyste ubrania, podzieliłem się z nimi nagraniem z badania USG. To był moment, którym chciałem się z kimś podzielić, nawet jeśli nie do końca byłem gotów na towarzystwo.

Nie spodziewałem się, że Eugenie, skromna jak zawsze, podczas kolejnej wizyty wręczy mi tę ramkę. Była lekko zawstydzona, jakby obawiała się mojej reakcji. Powiedziała, żebym podłączył pendrive z nagraniem, na co zgodziłem się z lekkim uśmiechem. Nie sądziłem, że tak prosty gest może być tak znaczący.

Podłączyłem ramkę do prądu, włożyłem pendrive, i nagle na ekranie pojawił się film z badania. Moja córeczka – nasza mała księżniczka, spokojnie śpiąca w brzuchu Keiry. Widok jej maleńkiej twarzyczki, delikatnych rączek i podkurczonych nóżek wypełnił mnie ciepłem, jakiego dawno nie czułem. To było niesamowite, że Jacob i Eugenie pomyśleli o czymś tak prostym, a jednocześnie dającym mi tyle otuchy.

Stałem przez chwilę w milczeniu, patrząc na ekran, jakby w nadziei, że mogę jakoś nawiązać kontakt z moją córeczką przez ten obraz. I wtedy coś we mnie pękło. Bez słowa podszedłem do Eugenie i objąłem ją. Zaskoczyło to wszystkich – najbardziej chyba mnie samego. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłem, nigdy nie pokazałem im takiej bliskości. Moje gesty zawsze były powściągliwe, ograniczone do minimum. A teraz, przytulając ją, poczułem, jak wielką ulgę daje mi to, że nie jestem sam.

Jacob patrzył na nas z delikatnym uśmiechem, jakby rozumiał więcej, niż byłem gotów przyznać. Sam byłem w szoku – przecież nigdy nie byłem typem człowieka, który tak łatwo wpuszcza innych do swojego życia. W moich oczach oni byli tylko pracownikami – ludźmi, którzy mieli nam ułatwić codzienne życie. Nie widziałem ich jako kogoś więcej, a teraz? Teraz zaczynałem dostrzegać, że byli kimś więcej. Zaczynałem traktować ich jak rodzinę. I to nie tylko dlatego, że Keira ich kochała i ufała im bezgranicznie.

Gdybym był bardziej obecny od początku, gdybym dał im szansę wcześniej, może nasze relacje byłyby inne. Ale wtedy byłem zadufanym w sobie dupkiem, który widział w nich tylko osoby pomagające w codziennych sprawach. Nie dostrzegałem, jak bardzo troszczyli się o nas – o mnie i Keirę, a teraz także o naszą córeczkę. Teraz to wszystko stawało się jasne.

Moje serce zmiękło, gdy patrzyłem na ekran, na spokojną twarz naszej córki. Zaczynałem rozumieć, że wsparcie, które dostawałem od Jacoba i Eugenie, było bezcenne. Byli przy nas w najtrudniejszych chwilach, dawali nam swoją obecność i troskę. Właśnie tego potrzebowałem – rodziny, której nigdy wcześniej nie umiałem docenić.

Moja córka zasługiwała na całą miłość, jaką świat mógł jej ofiarować. Zasługiwała na to, by mieć dziadków, którzy otoczyliby ją troską i ciepłem, którzy z dumą patrzyliby na każdy jej krok, i którzy byliby zawsze przy niej, gdyby potrzebowała poczucia bezpieczeństwa. Niestety, życie potoczyło się inaczej – nasi rodzice odeszli, zanim jeszcze Keira i ja się poznaliśmy.

Miłość Eugenie i Jacoba do naszej córki rozkwitła w sposób, który mnie wzrusza za każdym razem, gdy ich widzę. Traktują ją, jakby była ich własną wnuczką, chociaż nie muszą. Ich ciepło i troska wypełniają miejsce, które wydawało się niemożliwe do zapełnienia. Każda wizyta przynosi coś więcej niż tylko ich obecność – zawsze mają dla Keiry piękne, świeże kwiaty, a dla naszej małej jakiś uroczy drobiazg. Nieważne, czy to mały miś, czy malutkie body – każdy z tych gestów mówi o miłości, którą noszą w sercach. W ich oczach widzę radość na myśl o naszej córeczce, a ja sam czuję wdzięczność, że los postawił na naszej drodze tak wspaniałych ludzi. I nie mam nic przeciwko aby pełnili funkcję dziadków dla naszego dziecka .

Głowa mi pękała od natłoku refleksji, gdy nagle usłyszałem za drzwiami znajomy, wściekły głos, który wytrącił mnie z tej spirali.

– Co tu się, do cholery, dzieje?! – krzyknął ktoś za drzwiami.

****************************************************************

Zapraszam na IG i TT :) 

Tears of the soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz