Gdyby Jacob nie przyniósł mi obiadu, pewnie zupełnie bym zapomniał, że powinienem coś zjeść. Tak pochłonęła mnie opieka nad dziewczynami, że nie czułem nawet głodu. Dopiero kiedy dotarł do mnie intensywny zapach gorącego jedzenia, mój żołądek głośno przypomniał, jak bardzo domaga się uwagi. Nie miał oporów, żeby to zakomunikować. Oczywiście, żeby coś zjeść, musiałbym wyjść z sali i zostawić je same. A na to nie potrafię się zdobyć. Wiem, że może to brzmi irracjonalnie, że wyolbrzymiam, ale zwyczajnie nie mogę ich opuścić, nawet na moment. Po prostu nie mogę. Ta myśl wydaje mi się nie do zniesienia.
Spoglądam na stojący obok kubek z kawą, jeden z tych, które zawsze wybierała Keira. Solidny, pancerny wręcz, taki, który trzyma ciepło przez długie godziny. To już nasza mała tradycja – mamy całą kolekcję takich kubków. Każdy inny, każdy z jakąś historią. Keira była zawsze z nim – czy to w domu, na zakupach, czy na spacerze. Ten widok – ona i kubek – stał się dla mnie czymś niemalże stałym, jakby nieodłącznym elementem jej osoby.
Śmieję się cicho, bo przypomina mi się, jak pewnego dnia przyszła do domu z uśmiechem na twarzy i z... ubrankiem dla kubka! Ubrankiem! Nadal mnie to bawi, za każdym razem, kiedy na to patrzę.
Kątem oka dostrzegam, jak Jacob siedzi obok mojej żony, pochylony w jej stronę. Przez cały czas mówi do niej, a jego głos jest cichy i pełen ciepła. Opowiada o wszystkim, co się dzieje w domu, co nowego wydarzyło się w ogrodzie, wymienia osoby, które u nas pracują, jakby relacjonował wszystkie drobne zmiany i codzienne wydarzenia. Jego słowa płyną spokojnie, bez pośpiechu, jakby chciał, by nic mu nie umknęło. Opowiada z taką starannością i zaangażowaniem, jakby naprawdę liczył, że w pewnym momencie usłyszy odpowiedź, że Keira się poruszy, uśmiechnie...
Widzę to oddanie, to poczucie więzi, które nie wymaga słów, żeby je zauważyć. Dopiero teraz naprawdę rozumiem, jak bardzo byli sobie bliscy.
Pojawia się w mojej głowie przebłysk zazdrości, kiedy widzę, jak chwyta jej bezwładną dłoń i delikatnie, niemalże z czułością, opiera na niej swoje czoło. Przez ułamek sekundy coś ściska mnie w środku, ale zaraz potem uczucie znika, ustępując miejsca zrozumieniu. Patrzę na nich i widzę, że nie ma w tym geście żadnej niestosowności, żadnych ukrytych intencji. Nie dostrzegam żadnej wskazówki, że mogliby być kochankami. Jego zachowanie nie przypomina desperacji zranionego mężczyzny. Raczej... wygląda jak ktoś, kto traci kogoś, o kogo od zawsze się troszczył , jak załamany ojciec, który nie wie, jak poradzić sobie z bólem.
Sprzątam po posiłku, odruchowo podnoszę kubek i podchodzę do okna. Wpatruję się w ulice poniżej, gdzie ludzie przemieszczają się w pośpiechu, pędząc nie wiadomo dokąd. Każdy krok wydaje się prowadzić do celu, jakby każdy z nich miał zaplanowaną drogę i nic nie mogło ich powstrzymać. Ich życie biegnie naprzód, choć mój świat stanął. Wszystko się zatrzymało w momencie, kiedy ona przestała być obecna. A jednak zewnątrz świat dalej się kręci, jakby nie było nic ważniejszego niż codzienna rutyna. Czasem mam wrażenie, że ta obojętność otoczenia mnie dobija, jakby nikt nie zauważał, że dla nas coś się skończyło.Słyszę, jak Jacob wstaje z krzesła za mną. Jego kroki są ciężkie, jakby zmęczenie przygniatało go do ziemi. Zbliża się do mnie, staje obok i też patrzy przez okno, chociaż nie jestem pewien, czy naprawdę widzi to, co dzieje się za szybą. Przez dłuższą chwilę milczymy, obaj przygnieceni ciężarem myśli.
– W te dni, kiedy ciebie nie było... – zaczyna cicho, przerywając ciszę, jakby zbierał się w sobie, żeby powiedzieć coś, co od dawna trzymał w sobie. Przez moment spogląda za siebie, w stronę Keiry, która leży bez ruchu. – Ptaszyna była wtedy zupełnie inna. Nie przypominała tej kobiety, którą widywałeś, kiedy wracałeś do domu. Całkiem się zmieniała. Zamykała się w sobie, była cicha, nieuczesana, jakby nieobecna. Siedziała w dresie, bez życia w oczach... Gdybyśmy nie pilnowali, żeby jadła, pewnie by w ogóle nie ruszyła posiłków. Z czasem zaczęła jeść sama, ale musieliśmy ją do tego zmuszać.
Czuję, jak jego słowa stopniowo wbijają się we mnie, ciężkie jak kamienie. Myśl o tym, że Keira tak bardzo zmieniała się, kiedy mnie nie było, uderza mnie mocniej, niż bym się spodziewał. Zawsze wydawało mi się, że mimo problemów trzymała się na powierzchni, a teraz okazuje się, że tonęła powoli, kiedy nie patrzyłem.
– Zbierała się w sobie tylko wtedy, kiedy musiała wyjść z domu – ciągnie Jacob, a jego głos brzmi jeszcze ciszej. – Albo kiedy wiedziała, że wracasz. Wtedy nagle zmieniała się nie do poznania. Szła do fryzjera, do kosmetyczki, jakby starała się pokazać, że wszystko jest w porządku. Ale... – zawiesza głos i spogląda na mnie – nie jesteśmy pewni, czy to naprawdę pomagało. Może nauczyła się tylko grać przed nami, przed tobą.
Te słowa kruszą we mnie coś, czego nie potrafię nazwać. Moje ręce drżą lekko, kiedy spoglądam na kubek w dłoni. To, że Keira mogła ukrywać przede mną swoje cierpienie, grać rolę, którą sama sobie narzuciła, rani mnie bardziej, niż cokolwiek, co mogłem sobie wyobrazić.
– Chodziła do psychologa? – pytam, a słowa brzmią mi w głowie jak wyrzut. Dlaczego wcześniej tego nie wiedziałem? Dlaczego nie interesowałem się tym, co naprawdę się z nią działo?
Jacob w milczeniu spogląda na Keirę, jakby sam nie wiedział, jak odpowiedzieć. Obiecał jej dyskrecję, trzymał się danego słowa. W jego spojrzeniu widzę jednocześnie lojalność i ból. Wierzy, że ona słyszy, co mówimy, że każde słowo, które teraz pada, dociera do niej, nawet jeśli nie może na nie odpowiedzieć.
– Musimy jej pomóc – mówię, a mój głos łamie się lekko. – To nie jest coś, co można teraz trzymać w tajemnicy. Nie możemy udawać, że nic się nie dzieje.Jacob przytakuje, choć w jego oczach widzę wewnętrzną walkę. Przez chwilę milczy, jakby ważył każde słowo, które ma wypowiedzieć.
– Kilka razy zawoziłem ją do lekarza, kiedy nie czuła się na siłach, żeby sama prowadzić – mówi w końcu, wyciągając telefon. Przeszukuje go w pośpiechu, jakby próbował odnaleźć coś, co mogłoby pomóc. – Mam zapisany adres i... – na chwilę zawiesza głos, spoglądając na mnie ze wstydem – nazwisko lekarza. Ona sama nigdy mi go nie podała, ale znalazłem je.
Patrzę na niego, a w mojej głowie rośnie mieszanka uczuć. Z jednej strony czuję wdzięczność, że Jacob troszczył się o nią na tyle, by działać, kiedy ja nie dostrzegałem, co się dzieje. Z drugiej strony, pojawia się gniew, że zostałem wykluczony, że nie wiedziałem o tym wcześniej. Ale rozumiem. Rozumiem, co znaczyło dla niego dane słowo, obietnica, którą złożył Keirze. I rozumiem, co to znaczy bać się o życie osoby, która jest ci bliska.
– Mógłbyś z nimi jeszcze zostać? – pytam niespodziewanie, a moje słowa zdają się zawisnąć w powietrzu na dłuższą chwilę. Czuję, jakby było to coś, co muszę zrobić, a jednocześnie nie jestem pewien, czy powinienem. Potrzebuję chwili na rozmowę z lekarzami, muszę przekazać im to, czego się dowiedziałem. Może dzięki temu coś się zmieni. Może w końcu uzyskamy odpowiedzi na pytania, które kłębią się w mojej głowie. – Chcę porozmawiać z lekarzami, przekazać im wszystko, co już wiem – dodaję, czując, jak moje słowa nabierają na wadze.
Jacob spogląda na mnie z zaskoczeniem, ale niemal od razu jego twarz łagodnieje. W jego oczach dostrzegam coś więcej niż tylko zrozumienie – jest tam wdzięczność, jakby czekał na ten moment, na możliwość wsparcia. Może sam potrzebuje jeszcze chwili, by zostać przy Keirze, by upewnić się, że nie jest sama, nawet jeśli nie może tego okazać.
– Oczywiście – mówi z cichą, pełną troski pewnością.
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...