Nigdy wcześniej nie znałem uczucia bezsilności. Zawsze byłem człowiekiem czynu - jeśli coś wymykało mi się spod kontroli, natychmiast znajdowałem rozwiązanie albo miałem wokół siebie ludzi, którzy to załatwiali. Zbudowałem swoje życie na pewności, że nawet gdy coś mnie przerastało, zawsze miałem kogoś, kto przejmował pałeczkę i wyprowadzał mnie na prostą. Problemy były jedynie chwilowymi przeszkodami, nigdy ścianami nie do przejścia. Nigdy nie przegrywałem - czy to dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy, czy czystemu przypadkowi, zawsze wychodziłem z każdej sytuacji z tarczą.
A teraz, po raz pierwszy w życiu, czułem się sparaliżowany. Nie potrafiłem nawet znaleźć lotu do domu. Przerastała mnie prosta czynność, którą wcześniej uznałbym za błahostkę, rzecz do załatwienia między jednym a drugim spotkaniem. Ale teraz? Każda myśl, każda decyzja ciążyła mi jak ołów. Nie potrafiłem skupić się na niczym, a każda minuta oddalała mnie od Keiry. Od mojego domu. Od odpowiedzi na pytanie, jak doszło do tego, że moja idealna, zawsze opanowana żona chciała odebrać sobie życie.
Nigdy wcześniej nie czułem się tak zagubiony. I choć z zewnątrz mogło się wydawać, że to tylko kwestia znalezienia lotu, wewnętrznie wiedziałem, że chodzi o coś znacznie większego.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego wyszedłeś w trakcie hiper ważnego spotkania i nie wróciłeś, znieważając naszego klienta? - Jego słowa uderzały we mnie, ale odbijały się jak fale o skałę. Słyszałem je, ale nie byłem w stanie ich przetworzyć. Patrzyłem na niego nieprzytomnie, jakby mówił w niezrozumiałym dla mnie języku. Z każdym kolejnym dźwiękiem czułem się coraz bardziej odcięty od rzeczywistości, jakbym stał za szklaną ścianą, przez którą wszystko było rozmyte i nierealne.
Czas zwolnił, a świat wokół mnie wydawał się odległy, jakby przestał mieć znaczenie. Straciłem zdolność mówienia. Słowa, które zawsze płynęły naturalnie, teraz były poza moim zasięgiem. Nawet prosta odpowiedź zdawała się niemożliwa do sformułowania. Myśli, które kiedyś były uporządkowane i precyzyjne, teraz były jak porwane kartki, unoszące się chaotycznie w mojej głowie. Nie potrafiłem myśleć, analizować, nie mogłem uchwycić żadnej racjonalnej myśli.
Czułem, jakbym utracił zdolność podstawowego funkcjonowania. Nie wiedziałem, co się dzieje. Każdy ruch, każdy oddech był dla mnie zagadką. Czy w ogóle oddycham? Czy moje ciało wciąż reaguje na świat? Nie byłem tego pewny. Cała moja egzystencja skurczyła się do jednego momentu - bez wyjścia, bez przyszłości, bez przeszłości. Bez Keiry.
Oparłem się o biurko, starając się utrzymać równowagę, ale nie miałem siły nawet na to. Moje ciało było obce, jakby nie należało do mnie. Próbowałem coś powiedzieć, cokolwiek, ale moje usta pozostały zamknięte.
Z tego dziwnego, niemal odrealnionego stanu wyrwał mnie nagły, ostry ból. Ból twarzy. Szok powoli zaczął ustępować, a ja, choć zdezorientowany, powróciłem do rzeczywistości.
- No kurwa, wreszcie - warknął Thomas, rozcierając dłoń. - Musiałem to zrobić. Co się z tobą dzieje? - W jego głosie wybrzmiewała frustracja, ale także niepokój, którego dotąd nie zauważałem.
Złapałem się za szczękę, czując pulsujący ból, ale to nie miało już znaczenia. Mój wzrok błądził, jakbym wciąż próbował się obudzić z koszmaru, który wcale nie był snem. Dopiero po chwili skupiłem się na Thomasie - moim wspólniku, a zarazem najbliższym przyjacielu. Jego twarz, zaniepokojona, pełna troski, zaczynała przebijać się przez mgłę, w której tkwiłem.
- Muszę wracać do domu - mój głos brzmiał obco, jakbym mówił to z jakiegoś innego miejsca, jakby nie było we mnie żadnych emocji, tylko czysta konieczność. - Natychmiast - powtórzyłem, rozglądając się nerwowo, jakbym szukał jakiejś natychmiastowej drogi ucieczki, wyjścia z tej sytuacji, z tego miejsca, z tej chwili.
CZYTASZ
Tears of the soul
RomanceMichael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej przyszłości. Aż do dnia, kiedy odebrał telefon, który zmienił wszystko. "Pańska żona próbowała popeł...