Rozdział 14

2.1K 96 60
                                    

czesc misie,dzisiaj bedzie troche duzo ogloszen parafialnych

z gory chcialam was przeprosic za to, ze wczoraj nie wlecial rozdzial ale wszystko wyjasnilam wam na mojej tablicy, wiec mam nadzieje, ze jest to dla was okej

dalej rozdzialy prawdopodobnie beda pojawialy sie co dwa dni, beda przy tym moze bardziej dopracowane i nie bedzie pojawiac sie juz tyle bledow. pisanie codziennie rozdzialow, patrzac na to, ze ja pisze rozdzialy dosc spore, bylo dla mnie wykanczajace i mam nadzieje, ze rozumiecie moja sytuacje. dziekuje bardzo z gory.

chcialam tez oglosic, że ta ksiazka bedzie najprawopodobniej ostatnim fanfiction jakie ode mnie dostaniecie. chcialabym sie zajac czyms powazniejszym, wziac pisanie na powaznie. mam juz kilka pomyslow, nie mam pojecia jak to jeszcze wszystko bedzie wygladalo, ale chcialabym stworzyc cos co bedzie dopracowane na maksa. nie wiem, czy rozumiecie o co mi chodzi, mam nadzieje, ze tak.

kochani chcialam wam tez podziekowac, bo w sumie moge wam powiedziec, ze jestesmy mniej wiecej juz w polowie "Mi Sol y Mi Luna". jestescie niezastapieni. nie moglam sobie wymarzyc lepszych czytelnikow. buziaczki.

nie przedluzam juz, milego czytania (sorki za bledy, to juz bedzie chyba tradycja)

kocham was!

***

 Stałam w drzwiach jak wryta, zastanawiając się, co teraz powinnam powiedzieć. Blondyna przyglądała mi się uważnie. Wyglądała jakby była ode mnie starsza, ale nie dużo. Jakiś rok, może półtorej. Albo to po prostu te usta ją postarzały.

- Hector śpi - powiedziałam, rozszerzając lekko oczy, które nie dowierzały w to, że dziewczyna serio stoi przede mną. Prychnęła cicho.

- Ja tu mieszkam - odpowiedziała, kiedy w końcu postanowiła wejść do mieszkania. Oczywiście przechodząc obok mnie, trąciła mnie ramieniem, co zadziałało na mnie jak płachta na byka. Nie wiem, czy poczułam się bardziej wkurwiona, czy wykorzystana.

- Pierdolcie się - rzuciłam na tyle głośno, żeby usłyszała, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi i wybiegłam pod blok. Odechciało mi się nagle wszystkiego. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiedziałam czemu. Przecież mnie i Hectora nie łączyło zupełnie nic. Wsiadłam na rower i ruszyłam przed siebie. Nie chciałam wracać do domu. Pojechałam więc na stadion, który był na tyle wielki, że widziałam go z oddali. Trafiłam tam bez problemu. Oczywiście w wakacje był praktycznie cały zapełniony, więc skierowałam się na trybuny. Usiadłam w odizolowanym miejscu i pozwoliłam łzom płynąć po moich policzkach.

Ciężko było nazwać to, co w tamtym momencie czułam. Czułam się wykorzystana, zdradzona. Ale przecież mój związek z Hectorem jest tylko fałszywy. Znaczy ogólnie to nie uważam, żebyśmy się tak zachowywali i to była kolejna rzecz, która mnie zastanawiała. Po jaką cholerę to wszystko, skoro on ma dziewczynę? Głowa mi pękała, łzy leciały jak oszalałe, a ja wciąż starałam się złapać regularny oddech. Nie udawało mi się. Siedziałam więc jak idiotka na krzesełkach i próbowałam się nie udusić.

Spędziłam tam dużo czasu. Sama nawet nie wiem ile dokładnie. Nie wiem, w którym momencie zrobiło się całkiem ciemno, kiedy zaczął wiać nocny wiatr, a wszystkie dzieci sobie poszły. Nie mogłam się uspokoić, choć bardzo też chciałam wrócić. Jednak im dłużej starałam do tego doprowadzić, tym bardziej moje nogi odmawiały posłuszeństwa.

W końcu doczłapałam się do domu. Mama już spała, a zegarek wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Nieźle. Poszłam do pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko. Otuliłam się kocem i zasnęłam. Choć bolały mnie wszystkie części ciała.

***

Z Hectorem nie widziałam się od dwóch tygodni. Między nami panowała cisza. Znaczy cisza z mojej strony, bo brunet niejednokrotnie próbował się ze mną skontaktować. Jakimś cudem zdobył nawet mój adres, ale moja mama przegoniła go, zanim zdążyłam się z nim zobaczyć. Może to dobrze. Potrzebowałam przerwy, żeby to wszystko przemyśleć. Oczywiście mój kontakt z resztą nie uległ zmianie. Wciąż pisaliśmy. Przez te dwa tygodnie spotkałam się z nimi kilka razy. Oczywiście za każdym razem nie było tam Hectora. Zostałam zasypywana pytaniami, ale co miałam im powiedzieć? Że Hector ma dziewczynę i nie jestem nią ja? Kłamałam więc, że a to się źle czuje, a to się pokłóciliśmy i nie miał ochoty nigdzie wychodzić, a to pomaga w czymś mojej mamie. Miałam już dość tych kłamstw, ale nie miałam też wystarczająco dużo odwagi, żeby z nim o tym porozmawiać. Chłopak wydzwaniał do mnie mniej więcej kilka razy na dzień. Nigdy od niego nie odebrałam. Mogłam go zablokować, ale nie chciałam tego zrobić. Po prostu nie potrafiłam tego zrobić. Część mnie bardzo chciała go wysłuchać i móc zrozumieć, ale druga mówiła zdecydowanie nie.

Mi Sol y Mi Luna [Football fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz