Rozdział 28

3.4K 119 14
                                    

Leżałam na łóżku, tempo wpatrując się w okno swojego pokoju. Odkąd wróciłam do domu, spędziłam godziny w tej samej pozycji. Ciasno obejmowałam się ramieniem, starając się poukładać własne myśli. Samo spotkanie z John'em nie wywołało we mnie takiego rozdarcia, jak myśl o Harry'm. Kolejny raz docierało do mnie, że Wilson żyje w świecie, z którym nigdy nie chciałabym mieć nic wspólnego. Świadomość, że chłopak współpracuje z takimi osobami, przyprawiała mnie o ciarki. I powoli zaczynałam się obawiać, że nie będę w stanie tego udźwignąć.

Niespodziewanie usłyszałam lekkie stuknięcie w parapet. Wzdrygnęłam się, wytężając wzrok, ale tak sporej odległości niewiele mogłam dostrzec. Starałam się podnieść do siadu, gdy dźwięk rozległ się po raz kolejny. Na drżących nogach wstałam z łóżka i niepewnie podeszłam do okna. Czułam rosnącą gulę w gardle, nie będąc pewna czy powinnam przez nie wyglądać.

W końcu wzięłam głęboki wdech i lekko się wychyliłam, próbując coś dojrzeć w ciemności. Nim jednak przeskanowałam wzrokiem podwórko, poczułam uderzenie w policzek i rozciągający się ból. Odskoczyłam do góry, zaskoczona z jękiem dotykając zranionego miejsca.

- Przepraszam - usłyszałam słaby szept.

Zmarszczyłam wściekle brwi, od razu rozpoznając ten głos. Harry stał nieopodal rzędu kwiatów Lindy. Na jego głowie znajdował się szeroki kaptur, spod którego wystawały kosmyki kręconych włosów. Jego spojrzenie niemal paliło moją skórę, gdy dokładnie mi się przyglądał.

Nie do końca wiedziałam, jak powinnam zareagować. Nie byłam jeszcze gotowa na spotkania z nim. Potrzebowałam najpierw sama sobie to wszystko poukładać.

Ciężko westchnęłam, robiąc krok do tyłu. Czegokolwiek ode mnie chciał, to musiało zaczekać. Kręcąc głową, zasiadłam na skraju łóżka, bawiąc się nerwowo swoimi palcami. Nie minęła chwila, a kolejny kamyk zderzył się z moim oknem. Zaraz po nim, zaczęły uderzać kolejne, a ja zaczęłam obawiać się, że jeszcze chwila, a Harry rozbije mi szybę.

Wstałam sfrustrowana, podchodząc znów do okna. Ułożyłam drżące dłonie na parapecie, ze złością wpatrując się w jego twarz.

- Wyjdź - polecił cicho.

Pokręciłam głową, nie mając zamiaru zrobić tego, o co prosił.

- Nie - wyszeptałam - Nie dzisiaj, Harry.

Już chciałam się odwrócić, gdy chłopak szybko podszedł do rynny. Podciągnął się sprytnie do góry, próbując na nią wejść, a metalowa rura nieco się zachwiała pod ciężarem jego ciała. Moje serce na moment stanęło, a usta uformowały się w małą literę o.

- Nie! - krzyknęłam, od razu przykładając dłoń do ust.

Spojrzał na mnie spod brwi, a błysk zadowolenia w jego oku dało się dostrzec nawet w ciemności.

- Naprawdę nie dzisiaj - próbowałam brzmieć miło.

Wiedziałam, że chłopak nie ma zamiaru odpuścić. Wyprostował się, wciąż obejmując rynnę rękami.

- Musimy porozmawiać - wyszeptał.

Rozglądałam się po podwórku, przenosząc wzrok na wnętrze swojego pokoju. Było już grubo po dziesiątej, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że William jeszcze nie spał i w każdej chwili mógł zobaczyć Harry'ego. Nie chciałam się widzieć z Wilson'em. Jeszcze nie teraz, nie gdy to wszystko było takie świeże.

- Jenny - ponaglał mnie - Inaczej ja wchodzę.

Fuknęłam pod nosem, w końcu kiwając głową.

- Zgoda - wycedziłam przez zęby.

LOST TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz