⋆.˚🐝⊹₊ ⋆ #𝒉𝒆𝒅𝒓𝒊𝒗𝒆𝒔𝒎𝒆𝒄𝒓𝒂𝒛𝒚 ⋆.˚🐝⊹₊ ⋆
Mogą się wypchać! Mogą się wszyscy w y p c h a ć ! Pracowałam w tym cholernym biurze odkąd skończyłam szkołę, przez pięć lat dawałam z siebie wszystko, a oni w pięć minut oskarżyli mnie o kradzież, a potem wywalili na zbity pysk.
Nie potrzebowałam tej pracy, gdzie każdy znał się na wszystkim lepiej ode mnie. Gdzie nie mogłam wziąć chorobowego, a z każdej wizyty w toalecie musiałam się gorliwie spowiadać.
Ale wkurzało mnie, że woleli uwierzyć kolesiowi, który pracował ledwo dwa miesiące niż mi. Bolało mnie, że traciłam źródło stałego dochodu, a co najważniejsze, uroczą miejscówkę nad Tamizą do pożarcia mojego pożal się Boże lunchu, który zwykle składał się z wychodzących z daty kanapek.
Poświęciłam dla tej roboty wakacje w Hiszpanii! Olałam koncert Eda Sheerana! Użerałam się z komunikacją miejską Londynu, a w tym mieście strajki były średnio raz w miesiącu!!!
— Kutafony!!! — wydarłam się w stronę czteropiętrowej kamienicy położonej w malowniczej i obrzydliwie bogatej dzielnicy Chelsea.
Mijający mnie ludzie posłali mi pełne dezaprobaty spojrzenia, ale miałam to w nosie. Zbliżał się czwarty, dzień zapłaty za wynajem mojego jednosypialnianego mieszkanka w już mniej przyjemnej dla oka dzielnicy — Chigwell. Potem musiałam opłacić rachunki za telewizję, telefon, ratę za zbyt luksusowy jak dla mnie materac, kupić karmę dla Trzmiela i przeżyć do kolejnego czwartego.
Spojrzałam na trzymamy w rękach karton, którego zawartość składała się głównie z kolorowych przyborów biurowych, które miały mi umilać dzień w pierdolniku zwanym pracą i westchnęłam.
Miałam dwadzieścia sześć lat i znowu czułam się jak podczas zdawania egzaminów do college'u. Byłam wystraszona i pogubiona, tylko tym razem nie miałam luksusu pod postacią mieszkania u rodziców. Znaczy mogłabym wrócić do rodzinnego domu, raczyć się pieczenią w każdą niedzielę i oglądać z ojcem mecze Tottenhamu, ale było mnie stać na więcej!
Nie chciałam wracać z płaczem i podkulonym ogonem. Byłam dorosła, musiałam wziąć odpowiedzialność za swoje życie.
— Kochanieńka, może parę pensów na coś chłodnego w ten gorący dzień? — Stojący przy wejściu do metra bezdomny uśmiechnął się, ukazując braki w uzębieniu.
— Właśnie straciłam pracę, dziadku, więc trafiłeś jak kula w płot — mruknęłam grzebiąc w kieszeni letniej marynarki. — Tylko to ma być coś bez procentów. — Wręczyłam mu wygrzebane dwa funty, a potem schwyciłam za oysterkę.
— Obowiązkowo szefowo. — Mężczyzna zasalutował mi, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
Schodząc na platformę zaczęłam obmyślać plan działania na najbliższe dni. Nie byłam jakoś szczególnie zorganizowaną osobą, ale w kryzysowych sytuacjach lubiłam planować najważniejsze wydarzenia.
Przede wszystkim czekała mnie rozmowa z rodzicami. Mama się zapewne rozpłacze, a potem zacznie wyzywać mojego pracodawcę — na co totalnie zasłużył. Ojciec zacznie mnie pocieszać i namawiać do powrotu do domu. Musiałam na nowo zainstalować na telefonie aplikację do szukania pracy i o zgrozo, zaktualizować cv. Te składało się z trzech pozycji: praca przez dwa miesiące jako kelnerka w TGIF, półroczna dorywcza pozycja jako „asystentka konsumenta" w Marks&Spencer oraz ostatnie pięć lat jako osoba od przynieś i pozamiataj w tej pożal się Boże dziurze zwanej dalej Światem Łazienek Barry'ego. Oby branżowe giganty ich pożarły.
Jednak zanim miałam zmierzyć się ze światem musiałam zaopatrzyć się w czekoladowe lody i moją najlepszą przyjaciółkę Emmę.
Weszłam do mniej zatłoczonego niż zwykle wagonu i usiadłam przy oknie. Wywalenie na zbity pysk o jedenastej rano miało swoje plusy: omijały mnie godziny szczytu i dziesiątki spoconych pach.
CZYTASZ
He drives me crazy | NA +18 (wolno pisane)
RomanceLibbie Honey właśnie straciła pracę. Nie ma planu na przyszłość, oszczędności, a jej już zszargane nerwy wiszą na włosku przez cholernego Amerykanina, który jest jej sąsiadem. Los łączy ich podczas pewnej nocy i nagle Libbie zyskuje przyjaciela w p...