Rozdział 5

4.5K 131 31
                                    

Wparowałam do domu z impetem, wbiegając na górę schodów. W głowie miałam tylko jeden cel. 

- Jenny, wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą dźwięczny głos.

Przeklęłam pod nosem, przywołując na twarz jeden z najmilszych uśmiechów. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się zmartwiona twarz Lindy. Uważnie mnie obserwowała, wycierając dłonie w ciemnoniebieską ściereczkę. 

- Wszystko gra - odpowiedziałam, próbując opanować szybkie bicie serca.

Już miałam zamiar wrócić do swojej wcześniejszej czynności, gdy ona znów się odezwała.

- Porozmawiamy? - zapytała niepewnie - Zrobiłam herbaty.

Nie chciałam, by moje złe samopoczucie w jakimkolwiek stopniu się na jej odbiło. Zdawałam sobie sprawę, że chciała być miła i naprawdę to doceniałam.

- Nie, dziękuję. Pójdę do siebie - odparłam, po czym wspięłam się na ostatnie schodki.

Niemal od razu podeszłam do swojej walizki, wyrzucając jej całą zawartość na ziemię. Grzebałam pomiędzy ubraniami, w poszukiwaniu czegoś, w co mogłabym się przebrać. Po jakimś czasie mój zapał zaczął jednak maleć. Większość moich ubrań nie była nawet ładna.

Usłyszałam ciche pukanie, a po chwili drzwi mojego pokoju otwarły się ze skrzypnięciem. Odwróciłam się w stronę dźwięku, dostrzegając w progu twarz Lindy. Wciąż wydawała się zmartwiona.  Zrobiła kilka kroków przed siebie, zamykając za sobą drzwi, po czym przysiadła niepewnie na skraju łóżka. Wyglądała niemalże tak, jakby spacerowała po kruchym lodzie. Jakby bała się, że lada moment się pod nią zapadnie.

- Gdzieś się wybierasz? - zapytała, wskazując dłonią na moją walizkę.

Przyjrzałam się bałaganowi, który narobiłam. Niemalże cała podłoga była zawalona moimi porozrzucanymi rzeczami. 

- Och - odparłam niepewnie - Tak.

Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem, a kilka kosmyków włosów opadło jej na twarz. Szybko zgarnęła je za ucho, spoglądając w jakiś punkt przed sobą.

- Chodzi o tego chłopaka? - odważyła się zapytać.

Otworzyłam delikatnie usta, czując jak mój puls niebezpiecznie przyspiesza. Próbowałam przypomnieć sobie, moment w którym jej o nim mówiłam, ale nie potrafiłam. My po prostu nie rozmawialiśmy na takie tematy. I wtedy dotarło do mnie, że moja wczorajsza awantura z William'em musiała ich zbudzić.

Poruszyłam się nerwowo, chwytając w dłonie swoją brązową chustę. Oglądałam ją z uwagą, czując jak pieką mnie policzki. 

- Nie chcę się wtrącać... - zaczęła, ale nagle zamilkła, jakby zdała sobie sprawę z ironii wypowiedzianych słów - Masz prawo być zła.

Jej słowa mnie zaskoczyły. Ostatnią rzeczą, której się spodziewałam, to dostanie od niej zrozumienia.

- Nikt nie ma prawa za nas decydować - kontynuowała nieco pewniej - Zwłaszcza, gdy chodzi o miłość.

Od razu się wyprostowałam, kręcąc głową. Chciałam zaprotestować, wytłumaczyć jej, że nie chodzi o miłość, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. 

- Nie mów ojcu, ani William'owi bo pewnie nieźle by mi się za to oberwało - zaśmiała się cicho - Mam już trochę lat i wiem, co to znaczy, gdy tracisz kogoś kogo kochasz. I jak głupią decyzją jest pozwolić temu komuś odejść.

Oczy momentalnie mi się zaszkliły. Do mojej głowy wkradło się to jedno, łamiące serce wspomnienie. Do tej pory nie potrafiłam sobie wybaczyć, że wtedy od niego wyszłam.

LOST TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz