Rozdział 4. - Tajemniczy wielbiciel

Comenzar desde el principio
                                    

Lara natomiast bezwstydnie przemknęła do wolnej ławki, dołączając do jasnookiego Liama.

- Ależ to doszczętny brak szacunku, panno Hudson - obróciła się z wyrzutem w kierunku uczennicy. - Właśnie byłyśmy w trakcie rozmowy, wypadałoby choćby nie odwracać się tyłem do osoby starszej, nie sądzisz?

Lara zaśmiała się cicho, podpierając podbródek dłonią. Nauczycielka westchnęła. Rozumiejąc, że druga dziewczyna magicznie nie stanie się skora do współpracy, rozluźniłam swoje ramiona.

- To moja wina, pani profesor - wytłumaczyłam. - Szłam nierozważnie, okropnie się śpieszyłam. Nie chciałam przerywać pani w prowadzeniu lekcji.

Pokręciła głową z dezaprobatą.

- Nie dość, że przeszkodziłaś, gdy próbowałam przekazać reszcie klasy istotne informacje dotyczące przedmiotu, spóźniona wtargnęłaś do klasy niczym jakiś nieokrzesany bachor - podsumowała, wracając do biurka nauczycielskiego. Jej pustej barwy ślepia niczym w jakimś przedziwnym transie trysnęły jawnym wzburzeniem i irytacją. - Jaki był zatem powód pańskiego spóźnienia, miła panno Vesner?

- Um.. - jęknęłam. - Trochę zaspałam, bardzo panią przepraszam.

Pośpiesznie skłamałam niemalże od razu odczuwając nagły zamach wyrzutów sumienia. Nienawidziłam okłamywać swoich rozmówców, niezależnie od poziomu mojej relacji z nimi. Nauczycielka gniewnie poczerwieniała, zakładając ręce na piersiach.

- Zaspałam, zaspałam! - powtarzała. - Ile jeszcze można, co? Za moich czasów, to się pracowało, pilnie uczyło i pomagało w domu! Dzisiaj się niczego nie wymaga od was i stąd się właśnie biorą takowe efekty. Zwyczajnie popsute z was dzieciaki, nowe pokolenie schodzi na psy - odchrząknęła, mówiąc już nieco spokojniej. - Zajmij proszę cię miejsce, wpisuję ci spóźnienie.

Bo od nas nigdy niczego się nie wymagało, skądś owe powiedzenie kojarzyłam.

Automatycznie potaknęłam, chcąc usiąść obok Miry. Udało jej się dojechać, wchodząc, a raczej wpadając do klasy dostrzegłam jej niesamowicie skupiony na lekcji wyraz twarzy. Nim zdążyłam przywitać przyjaciółkę, dostrzegłam zajmującego zazwyczaj okupywane przeze mnie krzesło Brackena. Czarnowłosy dotrzymywał Mirze towarzystwa, aktualnie próbując notować w swoim lekko poniszczonym kajeciku. Mira spojrzała na mnie bokiem, uśmiechając się przepraszająco. Widocznie stwierdziła, że nie przyjdę tego dnia do szkoły. Zaczepiłam pustą ławkę na samym tyle. Starałam się zachowywać rozsądnie i pracować w ciszy, choć wzrok przyjaciółki momentami twardo obejmował moje człony. Nie dlatego, iż uważałam się za lepszą od pozostałych. Może dlatego, iż sądziłam, że to oni mają mnie za nieco gorszą.

- Przepraszam! - odwróciłam wzrok, słysząc zdeterminowany okrzyk. Wyprostowany blondyn o czysto błękitnych tęczówkach siedział w ławce z Zane'm Fortem. Chłopak przekonanie uniósł dłoń. - Uznała pani, że jesteśmy, cytując, rozpieszczonymi bachorami. Wyraziła się pani w liczbie mnogiej, zupełnie bezpodstawnie. Chciałbym przypomnieć, że nie każdy znajdujący się w tym pomieszczeniu nie patrzy pod nogi.

Kobieta resztką sił pracując nad omuskiwaniem masy sprzecznych emocji zacisnęła zęby.

- Proszę natychmiast zakończyć tę dyskusję, panie Wright.

- Dlaczego zostaliśmy wrzuceni do jednego wora? - nie ustępował. Zane parsknął niemalże niesłyszalnie. - Koleżanka najwidoczniej nie potrafi stawiać prostych kroków, więc się wywinęła, nikt z pozostałych w tym pomieszczeniu zgromadzonych nie miał na to wpływu. Zbiorowo nie zasłużyliśmy, aby zostać nazwanymi zepsutymi dzieciakami.

- Zamknij, dziecko, ten obrzydliwy otwór gębowy i pozwól mi wreszcie poprowadzić lekcję - wysyczała, wpatrując się w nastolatka przenikliwie. Chłopak uśmiechnął się ironicznie. W jego przejrzystych oczach dostrzegłam pewien niezrozumiały błysk przelatujący w topieli powietrza niczym zwiewne piórko. Jedynie na marny ułamek sekundy, zanim bezpowrotnie powrócił do nauki.

Not ready to trust (#1) (16+)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora