Rozdział 16

278 20 20
                                    

Wystrzał. Huk. Martwe ciało. I krew. Cholernie dużo krwi.

- Co... Co ty zrobiłeś? - wydukałam, patrząc na coraz szybciej powiększającą się, ciemną plamę na betonie.

- Nie był nam już do niczego potrzebny. - odparł od niechcenia, czyszcząc broń z pyłu - Poza tym, strasznie mnie irytował.

- Zabiłeś go! - wykrzyknęłam, odwracając się w jego stronę - Zabiłeś niewinnego człowieka!

- Niewinnego? - prychnął, również na mnie patrząc - Naprawdę, Mae? - zbliżył się do mnie o krok, a całe moje ciało gwałtownie się spięło - Był tak samo zepsuty, jak my. Miał na sumieniu tyle samo krzywd. Poza ty... Mam ci przypomnieć, jak ci groził? Jak wyzywał cię za każdym razem, gdy odmówiłaś mu wyjścia na drinka? Jak próbował cię uderzyć, kiedy...

- Wystarczyło z nim tylko porozmawiać! - przerwałam mu ostro - W ostateczności pogrozić bronią, aby się odczepił! Na pewno by pomogło! On... - ponownie spojrzałam na nieruchome ciało - On był jeszcze taki młody.

- Przestań się nad nim użalać. To żałosne. - powiedział twardo - Chodźmy stąd, zanim dźwięk strzału przyciągnie kogoś nieproszonego. - złapał moje ramię, próbując zmusić do pójścia z nim. Ja jednak wyszarpałam się od razu z jego uścisku i dostrzegając idealną okazję, gdy stał tak blisko, wyrwałam pistolet z jego dłoni, cofając się kilka kroków i wymierzając lufą w jego klatkę piersiową.

Uśmiechnął się chytro, nonszalancko wkładając dłonie do kieszeni spodni. Zmierzył mnie wzrokiem, lekko przechylając głowę na bok. Jego ciemne oczy wyrażały... Podziw?

- Nigdy nie sądziłem, że się na to odważysz. - zaśmiał się.

Nie był zdenerwowany, tak, jak każdy inny człowiek byłyby w tej sytuacji. Był bardziej... Rozbawiony.

- Dlaczego nie pociągniesz za spust, Mae? - zapytał - Przecież od dawna o tym marzysz, prawda? - droczył się.

- Ja...

- Biedna, mała, Mae. - powoli zaczął stawiać kroki w moją stronę, a dłonie zaczęły mi drżeć - Oboje wiemy, że tego nie zrobisz. Możesz wmawiać sobie, że mnie nienawidzisz. - stanął naprzeciwko, patrząc na mnie z góry, a lufa pistoletu dotknęła jego ciała - Ale tak naprawdę nigdy mnie nie skrzywdzisz. Nieważne, jak bardzo byś tego chciała. Jesteś za słaba.

Słaba...
Słaba...
Słaba...

Zawsze za słaba, aby postawić na swoim.

- Kurwa. - jęknęłam, czując pulsujący ból lewej strony brzucha - Czy w twoim słowniku brakuje słowa delikatność? - warknęłam do sanitariusza, kiedy leżąc w karetce, zajmował się moją raną.

- Carmina. - upominał mnie Herman, który stał na zewnątrz i opierał się o drzwi pojazdu. Niebiesko-czerwone światła oświetlały raz po raz jego, teraz już spokojną, twarz.

- No co? Wystarczająco już cierpię. Nie potrzebuję dodatkowej dawki bólu. - opadłam z powrotem na twardy materac, przymykając oczy i zaciskając zęby.

Na całe szczęście, w budynku udało mi się częściowo schować za ścianą, dlatego kula jedynie drasnęła mój bok. Chwila wcześniej i prawdopodobnie przeszyłaby mnie na wylot. Cóż, chociaż raz miałam cholerne szczęście.

Policja, zaalarmowana strzelaniną, szybko pojawiła się na miejscu, jeszcze zanim wydostaliśmy się ze środka. Chociaż może to było spowodowane tym, że zaczęłam zwijać się z bólu na środku korytarza i odmawiałam pójścia dalej. W międzyczasie ocknął się również jeden z ochroniarzy, ale jako, że Herman był ze mną, a mężczyźni się znali, udało nam się wcisnąć mu bajeczkę o sprawcy, który pojawił się w gabinecie, gdy agent chciał jeszcze raz mu się przyjrzeć. To na niego zrzuciliśmy winę obezwładnienia tej dwójki, a oni nam uwierzyli, skoro i tak nie widzieli, kto ich zaatakował.

My Dearest NightmareWhere stories live. Discover now