Rozdział 2

925 125 17
                                    

- Ach, to ty jesteś ta nowa!

Evie ledwo zdążyła rozejrzeć się po pokoju wspólnym Slytherinu, gdy usłyszała, że ktoś do niej mówił. Przy potężnym kominku ozdobionym kamiennymi rzeźbami węży stał chłopak, który spodobał się jej już na pierwszy rzut oka. Miał nieco zmierzwione, jasnobrązowe włosy i delikatne piegi, otulone w tamtej chwili zielonkawym światłem, które wpadało do pomieszczenia przez wielkie okna wychodzące na wody jeziora.

Evie liczyła się z tym, że w najbliższym czasie wiele osób będzie próbowało ją poznać, a ona wiedziała, że łatwiej będzie jej z przyjaciółmi niż bez nich, więc nie zamierzała się przed tym bronić.

- Sebastian Sallow, jesteśmy na tym samym roku. - Chłopak odłożył potężną księgę, którą przed chwilą trzymał na ciemnozielony fotel i zaoferował swoją dłoń. - Witaj w Slytherinie.

Sebastian miał nadzieję, że dziewczyna nie widziała, że tak naprawdę czatował przy kominku, aż tylko pojawi się w środku. Jego ciekawość była zbyt silna do powstrzymania i zwyczajnie chciał poznać ją jako pierwszy, co Ominis skwitował pokręceniem głową i odszedł do innej części pokoju.

- Evie Vane. - Uśmiechnęła się, ściskając mu dłoń. - I dziękuję.

- Nie każdy ma takie spektakularne wejście do szkoły jak ty. Jestem pod wrażeniem.

- No, tak wyszło... - Evie wydała z siebie nerwowy chichot. - Chyba potrzebuję chwili, żeby to ogarnąć. Rzadko człowiek się dowiaduje, że jest czarownicą.

Sebastian się roześmiał. Była miła; czuł, że się dogadają, a w głowie układał już nawet to, co na jej temat powie swojej siostrze.

- Cóż, rozgość się, a my zawsze możemy pogadać później.

Evie nie chciała kończyć tej rozmowy tak szybko, zwłaszcza że ta kleiła jej się bardziej, niż z chłopcami, których znała w mugolskim świecie. Starając się wymyślić, jak mogła to przedłużyć, zerknęła na porzuconą przez Sallowa książkę, co zrodziło w niej pewien pomysł.

- Co czytałeś?

- Księgę z zaklęciami. Jest w niej parę ciekawych rzeczy, ale nie do końca to, czego szukałem - wyjaśnił. - Jestem pewien, że niedługo się dowiesz, że nie każde zaklęcie znajdziesz w naszych podręcznikach.

Evie uniosła brew, posyłając mu szelmowski uśmieszek. Brzmiało to dość tajemniczo, a przy tym sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, czy ten błysk w jego oku to był tylko odbijający się w nich ogień, czy coś jeszcze.

- Mówisz? - Założyła ręce na piersi. - Brzmi to, jakbyś próbował zasugerować nie do końca zgodnego z zasadami.

- Ja? Skądże. - Sebastian uniósł obie ręce, udając niewinnego, jednak Evie widziała po jego minie, że coś mu chodziło po głowie.

- To jakich zaklęć tutaj nie uczą?

Sebastian wyglądał na pozytywnie zaskoczonego tym pytaniem.

- Zdaje się, że spotkałem bratnią duszę. - Roześmiał się. - Ale to rozmowa na inny raz. Miło było cię poznać.

Evie czuła, że nie chciał drążyć tematu w pokoju, po którym kręciło się sporo uczniów. Postanowiła na razie nie drążyć; wiedziała, że będzie miała jeszcze szansę z nim porozmawiać.

- Ciebie również. - Evie posłała mu uśmiech, a po tym chciała już odejść, jednak ogrom pokoju nieco ją przeraził. Odwróciła się więc do Sebastiana po raz ostatni i, wskazując na jedne z drzwi, zapytała:

- Do dormitoriów to w tamtą stronę?

- Tak, tak. - Sebastian pokiwał głową.

- Dzięki.

Evie odeszła, a następnie otworzyła drzwi, które doprowadziły ją na zielonkawy korytarz pełen kolejnych drzwi. Ku jej uldze, każde były podpisane odpowiednim rokiem, więc bez problemu odnalazła te swoje.

Dormitorium przypominało resztę pokoju. Było okrągłe, miało wysoki sufit, kamienne ściany pokryte tapetą przedstawiającą roślinność, mały kominek na środku, kilka ciemnobrązowych szaf, zielonych foteli oraz pięć łóżek. Te posiadały zielone pościele oraz baldachimy, a przy trzech z nich stały już otwarte kufry i torby.

Trzy współlokatorki Evie pogrążone były w rozmowie przy ogniu, jednak natychmiast ją przerwały, gdy dziewczyna pojawiła się w środku. Brunetka w kucyku, blondynka w kucyku, szatynka w koku - to właśnie były jej potencjalne nowe przyjaciółki, a ich widok przyprawił ją o szybsze bicie serca. Evie szczerze zależało na tym, by zrobić dobrze pierwsze wrażenie.

- Cześć... Wam - przywitała się nieco niepewnie, gdy wpatrywały się w nią trzy bardzo zaciekawione pary oczu. Miały wrażenie, że próbowały przeskanować ją od stóp do głów, zapewne chcąc wybadać, kim była.

- Cześć - odparły niemal wszystkie jednocześnie, lecz jako pierwsza zbliżyła się do niej blondynka.

- Grace Pinch-Smedley - przywitała się, oferując rękę, którą Evie od razu uścisnęła, w głowie starając się skupić na zapamiętaniu imion. - Pinch-Smedley z Bath? Miło cię poznać, będziemy współlokatorkami.

- Mnie również. - Evie posłała jej uśmiech, nawet jeśli nie miała bladego pojęcia, kim była rodzina Pinch-Smedley.

- Nerida Roberts - odezwała się szatynka, najwyraźniej zachęcona odwagą koleżanki i również uścisnęła dłoń Evie. - Witaj u nas.

- A ja Imelda Reyes. - Trzecia z dziewcząt przedstawiła się z największą pewnością siebie, a i uścisnęła jej dłoń najmocniej. - Ale o mnie pewnie już słyszałaś. Jestem kapitanem drużyny Slytherinu, moje umiejętności latania są legendarne. Swoją drogą, interesująca taktyka... Przyjść na rozpoczęcie w takim stylu, odciagnąć całą uwagę od pierwszaków...

- Imelda! - skarciła ją Nerida, jednak tamta tylko przewróciła oczami.

- No co, nie było tak?

Z trudem przychodziło Evie uśmiechać się także do Imeldy, bo już tamte słowa wystarczyły, by mogła stwierdzić, że raczej się nie polubią. Przypominała jej o dziewczynach, które znała w mugolskim świecie, a do których również nie pałała zbyt dużą sympatią. Może i by się jej odgryzła, jednak wolała nie kłócić się ze współlolkatorką, i to już w pierwszy dzień.

- Cóż, nie miałam tego w zamyśle. Zważywszy na doświadczenie w magicznym świecie, wiem chyba nawet mniej niż te pierwszaki.

- Wszystkiego się nauczysz. Zresztą ci pomożemy - wtrąciła Grace, kładąc dłoń na jej ramieniu. - W Slytherinie trzymamy się wszyscy razem, a dzięki temu wygrywamy przeciwko reszcie.

- Dziękuję. Każda pomoc mi się przyda. - Evie pokiwała głową. - A... Czyje jest to łóżko? Kogoś jeszcze brakuje? - dodała, zauważając, że ostatnie z pięciu łóżek pozostawało nietknięte.

- Anne - odparła Nerida ze zmarnowaną miną, po czym westchnęła głęboko. - Znaczy... To było jej łóżko.

- Anne jest... Chora. Niestety nie mogła wrócić do szkoły - dodała Grace, lecz po jej minie Evie wnioskowała, że mogło chodzić o coś poważniejszego niż tylko o zwykłą chorobę. Nie zamierzała jednak drążyć, bo w tamtej chwili poczuła, jak uderza w nią zmęczenie całego dnia. Cała ekscytacja i strach, które czuła, powoli wyparowywały, zamieniając się w niewyobrażalne zmęczenie.

Evie podeszła do łóżka, przy którym stały jej nieotwarte bagaże i opadła na materac.

Witaj, Hogwarcie.

Szczypta Magii Czarnej • Sebastian SallowWhere stories live. Discover now