Rozdział 14: Lodowaty żar

Mulai dari awal
                                    

– Wiedziałem – jęknął zirytowany diuk. – Chcesz mnie wykończyć bezsennością?

– Mógłbyś przestać zarzucać mi we wszystkim, co mówię, złą wolę?

– A w czynach mogę? Bo jak na pięćset lat, to całujesz dość słabo i zastanawiam się, czy to nie tak specjalnie.

Neuvillette odwrócił speszony głowę.

– Wybacz, to był mój pierwszy raz, nie chciałem cię zdegustować. Wydawało mi się, że to dość proste i zdołam podołać zadaniu bez wcześniejszego treningu.

Pierwszy raz? – zdumiał się Wriothesley. – Kłamie bym poczuł się wyjątkowy? Nie, brzmi szczerze.

– Nie rozmawiajmy już o tym, proszę – dodał Neuvillette, zakłopotany tematem. – Będę mieć na uwadze, aby już nigdy nikogo nie wystraszyć swoimi... – zawahał się, bo chciał powiedzieć "uczuciami", dodał jednak ciszej: – Chwilowymi kaprysami.

– Wow, więc też miewasz "chwilowe kaprysy"? Czuję się zaszczycony. Żartuję. No już, nie patrz tak na mnie, możemy o tym nie rozmawiać, też mi to na rękę. To co z tymi koszmarami?

– Jak już mówiłem, skłaniasz mnie ostatnio do wielu przemyśleń. Mimowolnie skupiam wtedy swoją uwagę wokół twojej osoby. Możesz wtedy przypadkiem współodczuwać moje myśli, jeśli znajdujesz się dość blisko.

– Strach, beznadzieję, chłód, pragnienie śmierci, poddanie się, bezsilność? Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko to twoje myśli?

Neuvillette uchylił usta i zaraz je zamknął. Zacisnął mocniej palce na jedwabnym materiale swojego zielonego szlafroka. Nie wiedział, co odpowiedzieć, nie chciał kłamać diukowi, obiecał to sobie, a jednak przyznanie się do prawdy było zbyt upokarzające.

– Aż tak cierpisz? – zapytał z pełną powagą Wriothesley.

Deszcz uderzył mocniej w szyby, odpowiadając na pytanie. Neuvillette wbił wzrok we własne dłonie.

– Ostatnio doświadczam wielu ludzkich emocji, nie wiem czemu pojawiają się dopiero teraz, ale są nowe, przez co trochę się boję, to wszystko.

– Jeśli współodczuwam w tych koszmarach twój stan emocjonalny, to "trochę się boję" bym tego nie nazwał.

– I tak z tym nic nie zrobisz, za pięć dni wrócisz do Meropide, zajmiesz się swoją pracą, a twoje życie wróci do normy. Z dala ode mnie nie powinny nękać cię już te koszmary.

– Ale ty z tym zostaniesz sam.

– Czy to coś zmienia w twoim życiu? Czy nie tego mi życzyłeś? Nie przynosi ci to ulgi?

Wriothesley zawahał się. Doskonale pamiętał, jak jeszcze dwa tygodnie temu życzył sędziemu wszystkiego najgorszego. Taką obmyślił dla niego najokrutniejszą zemstę. By nienawidził siebie, by nękały go koszmary, by nazywał siebie kłamcą i by żałował, jak podle go potraktował rok temu. Teraz, wiedząc, że jego klątwa się ziściła, nie poczuł w ogóle satysfakcji, wręcz przeciwnie, zrobiło mu się go żal.

– Clorinde miałą rację, nazywając nas dziećmi – rzucił w przestrzeń. Spojrzał na okno i uderzające w nie krople deszczu. Przez chwilę zapadła między nimi cisza, ale nie była niezręczna. – Może będę żałować, ale niech będzie, zaryzykuję. Jak mogę ci pomóc?

– Znów pytasz tylko z grzeczności?

– Czy ja ci wyglądam na grzecznego?

Neuvillette uśmiechnął się subtelnie, ale w jego oczach wciąż krył się jedynie smutek. Zaprzeczył ruchem głowy i powiedział:

TopielTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang